Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mafia narodziła się w Trójmieście. Rurociągi wypełnione złotym interesem

Filip Orlewicz
Latem 2003 r. na polecenie Sądu Okręgowego w Gdańsku, CBŚ zatrzymała "Tygrysa". W październiku ruszył proces. Fot. archiwum/R.Kwiatek
Latem 2003 r. na polecenie Sądu Okręgowego w Gdańsku, CBŚ zatrzymała "Tygrysa". W październiku ruszył proces. Fot. archiwum/R.Kwiatek
Dzielnica Stogi nieodłącznie kojarzyła się niegdyś z kradzieżami paliwa z rurociągu Rafinerii Gdańskiej. Dlatego, gdy w grudniu 2001 r. nowym szefem gdańskiego oddziału Centralnego Biura Śledczego został Jarosław ...

Dzielnica Stogi nieodłącznie kojarzyła się niegdyś z kradzieżami paliwa z rurociągu Rafinerii Gdańskiej. Dlatego, gdy w grudniu 2001 r. nowym szefem gdańskiego oddziału Centralnego Biura Śledczego został Jarosław Marzec, postanowił konsekwentnie zakręcać złodziejom paliwowe kurki, z czym policja nie mogła sobie poradzić od lat. Marzec uważał, że w ten sposób odetnie również Jana P. ps. "Tygrys" - określanego królem tej dzielnicy - od rzekomego źródła dochodu. Bo jeśli paliwo kradły grupy ze Stogów, to - zdaniem Marca - i "Tygrys" zamieszany być w to musiał. Marzec zakasał więc rękawy i żwawo wziął się do roboty...

Jednak na przykręcenie kurków przyszło trochę poczekać, bowiem złote czasy mafii paliwowej skończyły się na dobre dopiero w 2003 roku, kiedy w Gdańsku powstała specjalna grupa do walki z tego rodzaju przestępczością. W jej skład wchodzili policjanci z Centralnego Biura Śledczego oraz Komendy Wojewódzkiej Policji. W latach 2004 i 2005 grupa ta rozbiła kilka gangów parających się paliwowym procederem. Wszystkie, zdaniem śledczych, działały w podobny sposób. Po wbiciu w rurę zaworu, odwiert był gotowy, wystarczyło tylko pod ziemią poprowadzić kilkaset metrów gumowego węża. Następnie w okolice odwiertu podjeżdżała cysterna, a pompy tłoczyły etylinę do baków. Złodzieje musieli mieć stalowe nerwy, bo napełnienie cysterny 30 tysiącami litrów paliwa trwało około 2 godzin, a zdarzało się, że jednorazowo kradli nawet i 90 tysięcy litrów. Pełne cysterny jechały prosto na umówione stacje benzynowe. Właściciele stacji za litr paliwa płacili ok. 2 zł. Kierowcy płacili stacjom prawie dwa razy więcej. Interes należał więc do gatunku złotych, a przestępcy zbijali na nim fortunę.

W kwietniu 2005 r. w Gdańsku rozpoczął się proces uznawanego za największy w Polsce gangu trudniącego się kradzieżami paliwa z rurociągów. Akt oskarżenia objął 24 osoby z Trójmiasta. Prokuratura twierdziła, że grupą kierowało dwóch mężczyzn Robert M. ps. "Robak" i Mariusz M. ps. "Boki". Zdaniem śledczych, w ciągu jednej nocy, chłopaki ze Stogów potrafiły wypompować z rurociągu nawet 40 tys. litrów benzyny lub oleju napędowego. We wcześniej upatrzonym miejscu podstawiali cysterny oraz specjalnie przystosowane ciężarówki, wyposażone w ukryte zbiorniki, które mogły pomieścić ponad tysiąc litrów płynu. Dystrybucja kradzionego paliwa odbywała się w województwach pomorskim, kujawsko-pomorskim i mazowieckim. Zdaniem śledczych, grupa była doskonale zorganizowana, a rozpracowanie jej zajęło pół roku działań operacyjnych.

****
Tymczasem "Tygrysowi", choć mieścił się w kręgu zainteresowań specjalnej policyjnej grupy walczącej z procederem kradzieży paliw, takiego przestępstwa nie udowodniono. On miał swój proces, który przez 5 lat - dzięki trikom adwokatów i przemiennym chorobom oskarżonych - nie mógł się rozpocząć. Przypomnijmy, że prokuratura zarzuciła jemu i kilku jego kompanom handel kradzionymi samochodami, głównie mercedesami, nielegalne posiadanie broni, posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami i wymuszenia haraczy. Zdaniem śledczych, grupa miała przemycić 80 kradzionych w Niemczech i Belgii samochodów, wartych kilka mln zł, za wschodnią granicę. Akt oskarżenia wpłynął do gdańskiego sądu w 1998 r., a do marca 2003 r. jego akta spuchły do 80 tomów, z czego 12 to były prawie same zaświadczenia lekarskie, opinie biegłych, dokumenty chorób. Problemy wymiaru sprawiedliwości niewiele jednak obchodziły "Tygrysa". Sędziowie rwali sobie włosy w głowy, a on bawił się setnie w kolejnych lokalach.

****
"Karczma Polska" leży na pograniczu Sopotu i Gdańska. W marcowy wieczór 2003 r. "Tygrys" balował tam z dwoma ochroniarzami i szwagrem. Pech chciał, że przebywało tam służbowo trzech funkcjonariuszy CBŚ. Jeden z nich, wyjmując legitymację, zwrócił uwagę hałasującej grupie "Tygrysa". To, zdaniem śledczych, podziałało na Jana P. jak płachta na byka, krzyczał, że pozabija wszystkich policjantów, jeśli natychmiast nie opuszczą karczmy. Doszło do bójki, po której dwóch funkcjonariuszy wylądowało w szpitalu. P. miał uspokoić się dopiero wtedy, gdy jeden z funkcjonariuszy wyciągnął broń. Prokuratura Rejonowa w Sopocie, która zajęła się awanturą w "Karczmie Polskiej" przedstawiła Janowi P. 4 zarzuty: naruszenia nietykalności policjantów, stosowania wobec nich gróźb pozbawienia życia, znieważenia funkcjonariuszy na służbie i utrudniania czynności służbowych. Za takie czyny groziło do 5 lat więzienia. Jednak, gdy w sądzie rozpoczęło się posiedzenie mające zdecydować o areszcie, "Tygrys" zaczął nagle tracić przytomność. Karetka przewiozła go do szpitala. Sąd odstąpił od wsadzenia go za kratki, uznając, że nie zachodzą obawy matactwa, a prokuratura zdążyła zabezpieczyć dowody. Jan P. - a i owszem - miał odpowiadać przed wymiarem sprawiedliwości, ale z wolnej stopy.
Dwa miesiące po awanturze w "Karczmie Polskiej" w Sopocie nieustalone dotąd osoby wjechały autem razem z bramą na posesję niejakiego Krzysztofa S. ps. "Sokół" na Stogach. Przypuszczano, że za napadem stać może "Tygrys" - dobry kumpel "Sokoła" i jego partner w interesach. Dziwnym trafem bowiem parę godzin później kilkunastu mężczyzn w podobny sposób wpadło na posesję "Tygrysa", niszcząc kilka stojących na podwórku aut. Wystraszona rodzina Jana P. wezwała policję. Śledczy twierdzili, że "Sokół" i "Tygrys" prawdopodobnie pokłócili się przy interesach. Pójść miało o działkę i sklep na deptaku, którą rzekomo "Sokół" chciał sprzedać bez wiedzy "Tygrysa". Jednak podczas policyjnych przesłuchań nikt już nie czuł się skrzywdzony, uznano więc, że sprawy nie ma...

****
W sierpniu 2003 r., na polecenie Sądu Okręgowego w Gdańsku, funkcjonariusze CBŚ zatrzymali "Tygrysa". Pewnie dzięki temu w październiku tego samego roku proces "Tygrysa" udało się wreszcie rozpocząć. Na tę chwilę wymiar sprawiedliwości czekał 5 lat! Wraz z nim ławę oskarżonych dzieliło 8 mężczyzn. Tym razem stawili się wszyscy w komplecie. "Tygrys" zeznał, że jest pracownikiem wypożyczalni kaset wideo. Uskarżał się na depresję. Kłopoty ze zdrowiem miała też większość oskarżonych. Sąd zdecydował się więc powołać biegłych psychiatrów, którzy mieli stwierdzić, na ile stan Jana P. pozwala na jego udział w procesie. Jednak Temida odetchnęła z ulgą, bo akt oskarżenia dotyczący m.in. kradzieży samochodów, fałszowania dokumentów wreszcie udało się odczytać. Ponieważ każdy z panów miał na koncie kilka zarzutów, trwało to ok. godziny. Janowi P. i jego kompanom groziło do 10 lat więzienia. Oskarżeni mieli składać wyjaśnienia na kolejnej rozprawie. Nie obawiano się nieobecności Jana P., gdyż jego areszt przewidziany był na dłużej. Odrębny proces miał toczyć się w sprawie pobicia przez "Tygrysa" funkcjonariuszy CBŚ w sopockiej karczmie.

****
W styczniu 2004 r. Jan P. wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym(100 tys. zł). Wywołało to oburzenie w kręgach policjantów. Nikt nie spodziewał się takiej decyzji sądu, bo kpiny "Tygrysa" z wymiaru sprawiedliwości trwały już prawie 6 lat. Obawy policjantów okazały się trafne. W sierpniu 2005 r. zmienił się skład sędziowski, a oskarżeni po kolei padali ofiarami dziwnej epidemii. W grudniu 2005 r.proces "Tygrysa" utknął w miejscu, bowiem sąd, zamiast skoncentrować się na meritum sprawy, musiał wyjaśniać, czy kolejne pliki zaświadczeń lekarskich, są wystawione zgodnie z prawem. Nie lepiej było z drugim procesem "Tygrysa" i jego szwagra, oskarżonych o pobicie agentów CBŚ w "Karczmie Polskiej". W sierpniu 2005 r. próbowano przesłuchać pierwszych z powołanych 28 świadków, ale nie można było tego zrobić, bo rozchorował się szwagier Jana P. Proces rozpoczął się wreszcie jesienią 2005 r., jednak do marca 2006 r. udało się tylko przesłuchać świadków. Na jednej z ostatnich rozpraw nie zjawił się w sądzie jeden z obrońców "Tygrysa", złożył pismo, że wyjechał, no a Jan P. nie zgodził się na prowadzenie sprawy bez udziału adwokata. Zabawa "Tygrysa" z Temidą w kotka i myszkę trwa...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto