Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mafia narodziła się w Trójmieście. Ustrzelić najważniejszego

Filip Orlewicz
27 kwietnia 1998 r. Piotr S., zamożny właściciel warsztatu samochodowego z Gdańska Wrzeszcza, zostaje porwany we własnym bmw na oczach żony. Zdaniem prokuratury, za zleceniem uprowadzenia stał Artur Z. ps.

27 kwietnia 1998 r. Piotr S., zamożny właściciel warsztatu samochodowego z Gdańska Wrzeszcza, zostaje porwany we własnym bmw na oczach żony. Zdaniem prokuratury, za zleceniem uprowadzenia stał Artur Z. ps. "Iwan", który miał żądać od przedsiębiorcy 200 tys. zł.

A było tak: tego dnia Marek R., były komandos wojsk powietrzno-desantowych, i Sergiej S. pojechali pod wskazany adres. Prokuratura uważa, że mężczyźni wraz z porwanym udali się najpierw do agencji towarzyskiej na Morenie, gdzie pobili Piotra S. i nafaszerowali narkotykami, a potem zawieźli do lasu pod Tucholą. Tam dołączyli do nich "Iwan" i Tomasz N., którzy po drodze mieli kupić kanister benzyny. W lesie najpierw dusili Piotra S. foliowym workiem, potem Sergiej S. miał mu zarzucić sznur na szyję i pozbawić go życia. Ciało biznesmena i jego bmw sprawcy polali benzyną i podpalili. Motywem zabójstwa miał być rzekomy dług Piotra S.

Z zeznań Artura Z. "Iwana": "Marek R. i Sergiej S. byli zdenerwowani. Marek powiedział mi, że pojechali z Piotrem S. w las, udusili i spalili. Powiedzieli, że s... był twardy, co go dusili i zabierali się do spalenia ciała, to on się budził. Musieli tak do niego podchodzić trzy razy. W końcu S. chciał go zastrzelić, ale wtedy się udało". Za to zabójstwo Sergiej S. usłyszał, że ma spędzić w więzieniu resztę życia, nie może też ubiegać się o przedterminowe zwolnienie wcześniej niż za 30 lat.
****

Sergiej S., z zawodu monter urządzeń gazowych, były żołnierz specnazu i weteran wojny z Afganistanu, na początku procesu przyznawał się niemal do wszystkiego, co mu zarzucano, a nawet chętnie dodawał coś od siebie. Bez emocji opowiedział o tym, jak udusił sznurowadłem Piotra S. i strzelał do jednego z najbogatszych Polaków, Macieja N. Na dodatek potwierdził, że to on zabił Nikodema S. ps. "Nikoś", co wywołało wiele emocji w mediach. Sergiej uczestniczył nawet w wizji lokalnej w agencji Las Vegas w Gdyni, gdzie zastrzelono ojca chrzestnego polskiej mafii, jednak nie potrafił prawidłowo odtworzyć przebiegu wydarzeń, więc od razu oczyszczono go z tego zarzutu. A jakby tego było mało, przyznał się do zabicia w czerwcu 1998 r. komendanta głównego policji Marka Papały, twierdząc, iż zastrzelił "najważniejszego w Polsce psa". Jednak i w tym przypadku okazało się, że konfabulował. Nie wiadomo też, ile było prawdy w tym, że miał zlecenie na zabójstwo prokuratora z Kielc, sędzi Barbary Piwnik oraz biznesmena Ryszarda Krauzego. Potem Sergiej wszystkie zeznania odwołał, wcześniejszą wylewność przypisując zmęczeniu przesłuchaniami.
Szczupły, niski mężczyzna nie wyglądał na weterana wojny w Afganistanie. Do Polski trafił w roku 1995. Najpierw pomieszkiwał w Lublinie, Kielcach, Szczecinie i Wrocławiu. Do Trójmiasta trafił w 1997 roku i początkowo zajmował się ochroną różnych lokali. Najpierw stał na bramce w Sopocie, potem poznał "Zachara" i "Iwana" i tak miał doszlusować do grupy podlegającej "Nikosiowi", gdzie zajmował się ściąganiem długów od wierzycieli. Choć urodził się we Lwowie, biegle mówił po polsku (matka jest Polką) i swobodnie czytał nasze gazety. Prokuratura oskarżyła go o trzy zabójstwa - "Schwarzeneggera", Piotra S. i "Taty" oraz tyle samo nieudanych zamachów na życie biznesmena Macieja N.
****

Mariusz N., ps. "Gajowy", nie tylko (podobnie jak niegdyś biblijny Kain Abla) chciał wysłać brata na drugi świat. Zdaniem sędziów zlecił też zabicie przyjaciela swojej konkubiny. Jest 28 grudnia 1998 roku. Adam K., instruktor jeździectwa, były mistrz Polski juniorów w ujeżdżaniu, nigdy nie był związany ze światem przestępczym. Jedyną jego winą było to, że związał się z niewłaściwą kobietą. Iwona C. przez wiele lat była konkubiną "Gajowego", miała z nim nawet dwoje dorosłych dzieci. Odeszła jednak i związała się z Adamem K. Feralnego dnia "Gajowy" miał stać w pobliżu stadniny w Gdańsku Oruni i telefonicznie powiadomić zabójcę o tym, że para wyjeżdża. Na polnej drodze o audi Adama K., w którym jechał wraz z Iwoną C., otarł się inny samochód. Gdy instruktor wysiadł, by sprawdzić, co się stało, padły strzały. Adam K. zginął na miejscu. Zdaniem prokuratury zabójcą miał być "Czester", najstarszy z członków grupy, były akwizytor. Pomagać miał mu "Siena", taksówkarz z zawodu, kiedyś żołnierz brygady saperów ze Szczecina, zatrzymany w styczniu 1999 r. Za zlecenie dwóch zabójstw Mariusz N. odsiaduje w więzieniu 25 lat. A o tym, że miłość nie zna przeszkód, świadczy jego ślub z... Iwoną C.
To małżeństwo zszokowało nawet przyzwyczajonych do wielu rzeczy prawników. I nie tylko dlatego, że na oczach kobiety zastrzelony został jej Bogu ducha winny przyjaciel, ale też to, że przed laty, gdy kobieta spała, ktoś zakradł się do sypialni i uderzył ją ciężkim narzędziem w głowę. Sąd uznał, że nikt oprócz "Gajowego" do mieszkania nie miał dostępu...
****

Pod koniec lipca 2003 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał pierwsze wyroki. Sergieja S. i Marka R., "Czestera" skazał na dożywocie, bez możliwości ubiegania się o przedterminowe zwolnienie wcześniej niż po 30 latach. Mariusz N. "Gajowy" miał w więzieniu odsiedzieć 25 lat, "Iwan", "Zachar", "Siena", Tomasz N - po 15 lat, a Andrzej S. - 8 lat. Wyroki nie podobały się osądzonym, zaskarżyli je do wyższej instancji - Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. W grudniu 2004 roku odbyła się rozprawa odwoławcza. Sąd Apelacyjny orzekł, że sąd pierwszej instancji oparł się w wyroku na bardzo słabych dowodach, wyrok był rażąco nierzetelny, a dowody traktowano wybiórczo i jednostronnie. - Można tu mówić nawet o ciężkim naruszeniu zasad demokratycznego państwa - podsumował sędzia Jerzy Sałata, nakazując przeprowadzenie procesu od nowa.
I tak śledztwo w sprawie morderstw Wiesława K., ps. "Schwarzenegger", oraz Ryszarda G., "Taty", miało być prowadzone przez prokuraturę od nowa. Sądowi mało prawdopodobne wydawało się, by zabił ich Sergiej S., bo w tym czasie nie przebywał w Trójmieście. Sąd odrzucił też tezę, iż klub płatnych zabójców był zorganizowanym gangiem i zasugerował, by każdy z wątków sprawy rozpatrywany był w osobnym procesie. Tak też się stało. Sprawa wróciła do Sądu Okręgowego w Gdańsku, gdzie została podzielona na pięć osobnych procesów.
W tym roku po raz kolejny zapadły już pierwsze wyroki. Sąd orzekł na przykład, że czterech mężczyzn zamordowało biznesmena Piotra S. Dwóch z nich - Marek R. i Sergiej S. usłyszało wyroki dożywocia, kolejnych dwóch - Artur Z., "Iwan", i Tomasz N - po 15 lat. Wszyscy uznali, że "Iwan" zasługiwał na dłuższy pobyt za kratkami, jednak zaskarbił sobie przychylność sądu swoimi zeznaniami na temat... zabójstwa komendanta głównego policji, generała Marka Papały i gdyby nie pomoc śledczym dostałby nawet 25 lat więzienia.

"Iwan" był pierwszym zatrzymanym członkiem klubu płatnych zabójców. Wytypowano go zaraz po zabójstwie Piotra S. wiosną 1998 roku i zatrzymano w mieszkaniu na Zaspie. Nikt nie myślał jeszcze wtedy, że stanie się kartą przetargową w procesie ekstradycyjnym mieszkającego w USA polonijnego biznesmena Edwarda M., podejrzewanego o zlecenie zabójstwa generała. To "Iwan" miał wskazać warszawskim prokuratorom Edwarda M. i stać się jednym z głównych świadków oskarżenia. Twierdził, że to on szukał na Wybrzeżu płatnych zabójców, a w 1998 r. oferował mu za zabicie Papały 40 tys. dolarów. Według "Iwana", zleceniodawcami zabójstwa Papały mieli być Edward M. i Jeremiasz B., ps. "Baranina", szef tzw. ośrodka wiedeńskiego polskiej mafii. M. w porozumieniu z "Baraniną" miał przyjechać do Gdańska, by w hotelu Marina spotkać się z Nikodemem S. ps. "Nikoś" i poszukać u niego człowieka, który mógłby zabić Papałę. Jak zeznał "Iwan" warszawskim prokuratorom, w sprawie zabójstwa Papały odbyły się trzy spotkania, w których on sam uczestniczył. Obok niego mieli tam być "Nikoś", Andrzej Z., ps "Słowik", jeden z bossów pruszkowskiego gangu, Ryszard B. oraz Edward M.
To między innymi na podstawie zeznań "Iwana" prokuratura złożyła wniosek o ekstradycję Edwarda M., jednak Sąd Federalny w Chicago odmówił przekazania biznesmena polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Obrońca M. twierdził bowiem, że najsłabszym punktem w argumentacji polskiej strony jest brak wiarygodności głównego świadka oskarżenia, płatnego zabójcy Artura Z. "Iwana".
Ażeby było ciekawiej, jednym z głównych świadków obrony w toczącym się przed Sądem Federalnym w Chicago procesie ekstradycyjnym polonijnego biznesmena Edwarda M. miał być "Zachar". To właśnie Daniel Z. miał podważyć zeznania Artura Z. "Iwana" obciążające Edwarda M.
Na razie sprawa trwa nadal, a choć od śmierci generała Papały minęło 10 lat, nadal nie wiadomo ani kto wydał zlecenie na jego zabicie, ani kto pociągnął za spust.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto