MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Malowali, ale czy truli?

Violetta Gradek
Tadeusz Juszczyk z Częstochowy; z tyłu Małgorzata Nowakowska-Karczewska
Tadeusz Juszczyk z Częstochowy; z tyłu Małgorzata Nowakowska-Karczewska
Mieszkaniec wieżowca przy ul. Obrońców Westerplatte 27 w Częstochowie twierdzi, że zatruł się oparami farby podczas malowania klatki schodowej. Zgłosił sprawę w sanepidzie i spółdzielni mieszkaniowej.

Mieszkaniec wieżowca przy ul. Obrońców Westerplatte 27 w Częstochowie twierdzi, że zatruł się oparami farby podczas malowania klatki schodowej. Zgłosił sprawę w sanepidzie i spółdzielni mieszkaniowej. Chce zawiadomić prokuraturę. Inni lokatorzy też narzekają, ale nie interweniują.

Malowanie klatki schodowej w tym budynku stało się gehenną dla części lokatorów. Owszem, jest teraz ładniej i czyściej, ale ludzi to nie cieszy. Twierdzą, że przez kilka tygodni prac remontowych podupadli na zdrowiu.

- Ja o mało się nie przekręciłem - mówi Tadeusz Juszczyk, który mieszka w bloku.

Gdy ekipa wynajęta przez spółdzielnię mieszkaniową Nasza Praca rozpoczynała prace, pan Juszczyk wyjechał do matki. Po trzech dniach wrócił do domu. Wtedy zaczęły się jego kłopoty ze zdrowiem.

- Piekły i łzawiły mi oczy, straszliwie swędziała skóra. Na całym ciele pojawiła się wysypka. Zaczęły się zawroty głowy i duszności - mówi lokator. - Zażywałem wapno i magnez, aby złagodzić te objawy, ale dołączyły się wymioty i silna biegunka. Najgorzej było trzeciego dnia po przyjeździe. Czułem, jakbym się dusił. Straciłem przytomność, upadłem na podłogę. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie interwencja kolegi, który akurat przyszedł mnie odwiedzić. Dzwonił do drzwi, a ja nie otwierałem, bo leżałem nieprzytomny. Usłyszał gwiżdżący czajnik, który wcześniej postawiłem na gazie. Zaczął do mnie telefonować, łomotać, głośno wołać. Dzięki temu oprzytomniałem.

Kolega wezwał lekarza rodzinnego. Ten stwierdził u pacjenta zatrucie i podrażnienie spowodowane środkami chemicznymi. Poszkodowanemu podano kroplówkę i zlecono badania. Wykazały one wielokrotnie podwyższone wskaźniki AIAT i AspAT, które sygnalizują, że coś złego dzieje się na przykład z sercem, wątrobą, trzustką. Mieszkaniec feralnego bloku poszedł jeszcze do dermatologa i okulisty, którzy potwierdzili podrażnienie.

- Czułem się fatalnie. Miałem potworne zawroty głowy, nie mogłem utrzymać równowagi. Wszystko przez opary farb użytych do malowania - uważa Juszczyk.

- Miałam podobne objawy: łzawienie oczu, pieczenie w gardle, bąble i swędzące czerwone plamy na skórze - mówi Małgorzata Nowakowska-Karczewska, lokatorka z VIII piętra. - Tak było przez parę dni. Poratowałam się lekarstwami z apteki i powoli dolegliwości ustąpiły. Zastanawiam się, jakich farb używali robotnicy, skoro ich fetor wciąż się utrzymuje? - pyta.

Tadeusz Juszczyk obserwował ekipę remontową i ma wiele zastrzeżeń; robotnicy popijali sobie w pracy, bo nieraz widział ich z piwem. Przypominali osławione brygady pracy socjalistycznej: robili wszystko w zwolnionym tempie - np. drzwi do windy malowali dwa dni! Widział, jak mieszali farby; podejrzewa, że część z nich mogli sprzedać ludziom, choćby do malowania piwnic, a braki uzupełniali jakimś rozpuszczalnikiem.

- Farby przygotowawali też w suszarni. Tak je mieszali, że aż mi sufit zalali - Juszczyk pokazuje widoczne plamy. - Na dziesiątym piętrze, na którym mieszkam, nie ma dobrej wentylacji, bo niektórzy lokatorzy zabudowali sobie korytarz. Więc jak wiało z zachodu, to cały smród wdmuchiwało mi do mieszkania - dodaje.

Osoby napotkane w klatce schodowej też narzekają na dolegliwości zdrowotne podczas malowania, choć nie tak intensywne.

- Teraz już śmierdzi mniej, ale wcześniej nie dało się oddychać. Musiałam wciąż wychodzić na balkon. Ale syn od razu trafił do szpitala, bo jest uczulony na farby - mówi kobieta w średnim wieku, która wysiada z windy na II piętrze. Ale nie chce się przedstawić.

- Proszę pani! Jak ja się pochorowałam! Ciągle miałam mdłości i wymioty. Ledwo stałam na nogach - mówi do naszej reporterki inna lokatorka. Też chce być anonimowa. - Podam nazwisko, a później będę miała nieprzyjemności. Z nimi i tak się nie wygra, a ja chcę mieć święty spokój - nie ukrywa.

Tadeusz Juszczyk poskarżył się w sanepidzie i spółdzielni mieszkaniowej Nasza Praca, która zleciła remont. Lecz obie instytucje nie stwierdziły żadnych nieprawidłowości.

- Sekretarki nawet mnie nie wpuściły do szefów spółdzielni, zaś kontrolerzy tylko przełożyli papierki i mówią, że wszystko jest w porządku. A przecież nie wzięli próbek farb! Na jakiej podstawie twierdzą, że wszystko było w porządku? Czy trzeba czekać aż dojdzie do tragedii? - pyta mieszkaniec. Zamierza złożyć w tej sprawie doniesienie do prokuratury.

WOJCIECH JANIK,
kierownik osiedla
Tysiąclecie-Zachód w Częstochowie podlegającego SM Nasza Praca

Żadna kontrola zlecona przez spółdzielnię nie wy-kazała jakichkolwiek niep-rawidłowości. Do malowania użyto farb ekologicz-nych z odpowiednimi cer-tyfikatami. Używamy ich od kilku lat i nigdy nie było skarg, choć w ostatnich miesiącach używano ich

w kilkunastu budynkach, m.in. przy ul. Obrońców Westerplatte 35, al. Armii Krajowej 53, ul. PCK. Mie-szkańcy nie zgłaszali zas-trzeżeń poza tym wieżow-cem. Gdyby zatruł się ktoś z bloku, byłoby dziwne, że nic nie stało się robotnikom, którzy cały czas uży-wali farb. Prace remontowe od lat wykonuje ta sama fi-rma. Do farb, które stoso-wano w wieżowcu przy ul. Obrońców Westerplatte 27, nie dodaje się rozpuszczalnika. Robotnicy stosowali go tylko do mycia pędzli. Mieszkaniec, który skarżył się na zatrucie, powinien poddać się hospitalizacji. Wtedy byłoby wiadomo, jaki jest powód jego złego samopoczucia.

MAREK LUDWIK
GRABOWSKI, dyrektor Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Częstochowie

Po zawiadomieniu nas przez mieszkańca wieżowca przeprowadziliśmy kontro-lę, ale inspektorzy nie stwie-rdzili żadnych uchybień. Wszystkie lakiery i farby u-żyte do remontu są atesto-wane i dopuszczone do uży-tku. Malowanie na pewno jest trochę uciążliwe dla lo-katorów, ale mają odnowio-ną klatkę schodową. Gdyby każdy z mieszkańców tak reagował na prace prowa-dzone w blokach, to żadna spółdzielnia nie mogłaby prowadzić remontów. Kontrolerzy zalecili sprzątacz-kom dokładne wietrzenie budynku. Nie jesteśmy w

stanie pobrać próbek farb, bo nie mamy możliwości przeprowadzenia takich ba-dań. Zajmuje się tym Instytut Techniki Budowlanej. Sprawdziliśmy atesty, rozmawialiśmy z kierownict-wem spółdzielni. Jeżeli u większej liczby osób wystąpiły objawy alergiczne lub inne dolegliwości, to wszy-scy powinni zasięgnąć po-rady lekarza i zgłosić to w sanepidzie. A postąpił tak tylko jeden z mieszkańców.


JACEK POPCZAK,
kierownik zakładu nowych technik wykończeniowych Instytutu Techniki Budowlanej w Warszawie

Nie badamy składu farb u-żywanych do malowania, ale ich emisję - czyli sprawdzamy, co się z nich wydziela. W lotnych związkach nie powinno być rozcieńczalników czy związ-ków modyfikujących. Ale to może określić tylko ba-danie laboratoryjne. Żeby je zrobić, trzeba pobrać próbkę powietrza, zamk-nąć w specjalnej komorze i przeprowadzić analizę je-go zawartości. Takie badania prowadzimy na potrze-by przemysłu, spółdzielni mieszkaniowych, instytu-cji. Farb używa się zgodnie z zaleceniem producenta, który określa, czy można je mieszać, czy też nie. A jeśli można - to z jakimi preparatami. Jeśli robotnicy sa-mi mieszali farby i niezgodnie z zaleceniem, to mogło dojść do emisji lotnych związków, które nie powin-ny się wydzielać. Lecz trzeba to zbadać. Sam przykry, drażniący zapach o niczym nie świadczy. Ale bardzo często przy malowaniu farbami jest zalecenie, by wietrzyć pomieszczenia aż do zaniku zapachu. Każdy człowiek reaguje indywidu-alnie na farbę, ale żadnego sygnału nie powinno się zlekceważyć.

Jak walczyć o swoje racje

Wartość dochodzenia przeprowadzonego przez spółdzielnię jest znikoma, podobnie jak opinia sanepidu, który wydał ją, kierując się domysłami, a nie badaniami próbek farb. Nie stwierdzono przecież, czy skład farby, której używali robotnicy, jest taki sam, jak substancja, która była w zamkniętej fabrycznie puszce. A przecież ta różnica, jeśli była, mogła okazać się decydująca w sprawie. Jednym słowem: dla obu instytucji - spółdzielni i sanepidu - najważniej-sze okazały się papierki, a nie ludzie i ich dolegliwości. Czyżby zatem wszyscy mieszkańcy ulegli zbiorowej ha-lucynacji?

A czy zainteresowani zrobili wszystko, by dojść prawdy? Tylko jeden z lokatorów po-stępował z determinacją. Miał nadzieję, że adresaci skarg potraktują poważnie niepokojące sygnały. Również lokatorka z ósmego piętra odważyła się podać nazwiska obu instytucjom. Inni mieszkańcy w korytarzowych rozmowach też narzekali na złe samopoczucie, mówili, że fatalnie znoszą remont, ale zabrakło im odwagi, by nadać sprawie oficjalny bieg. Właśnie to wykorzystały zainteresowane instytucje, by zlekceważyć i problem, i ludzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dzień Matki. Jak kobiety radzą sobie na rynku pracy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto