Szaleństwo na punkcie Marcina Gortata, koszykarza grającego w lidze NBA sięga zenitu. Mało kto nie wie, kim jest „Baluty Boy” (chłopak z Bałut) i „Polish Machine” (polska maszyna). Niełatwo pojąć fenomen Marcina, który koszykówkę zaczął trenować jako 18-latek, w ciągu kilku lat stał się gwiazdą basketu, zarabia miliony dolarów i mieszka na Florydzie.
Mój maleńki synek...
17 lutego 1984 roku lekarze ze szpitala im. Jordana w Łodzi przecierali oczy ze zdziwienia.
– Poród był trudny – wspomina Alicja Gortat, mama Marcina. – Dziecko ważyło 5 kg 350 g i mierzyło aż 63 cm! Potem miałam problem z kupowaniem mu ubrań i butów. Był czas, gdy chłopiec miał tylko jedną parę trampek.
Dziś Marcin waży 116 kg, mierzy 214 cm i nosi buty w rozmiarze 50! Mama siatkarka – 180 cm wzrostu, tata Janusz, bokser 189 cm, brat Filip – 190 cm.
Superkoszykarz dorastał na Bałutach. Przystojniał z każdym rokiem. W podstawówce został misterem kolonii na wakacjach w Jantarze.
– Mąż przyjeżdżał do nas ze stolicy, gdzie pracował, tylko na weekendy – wspomina pani Gortat. – Musiałam być dla synów matką, ojcem i kumplem w jednym.
W domu Gortatów panowała dyscyplina. Obaj synowie z sukcesami uprawiali sport – lekkoatletykę i piłkę nożną. „Grucha” (taką ksywkę miał Marcin) jako kilkuletni berbeć chętniej bawił się... lalkami niż piłką.
– Dzieckiem był żywiołowym – wspomina brat. – Teraz stał się spokojniejszy. Jedno się w nim nie zmienia od lat: jest uparty jak muł!
Marcin i Filip byli nierozłączni, do tej pory trzymają braterską sztamę.
– Mając 17 lat, pożyczył motor – wspomina Filip. – Zagapił się i na osiedlowej uliczce wjechał w taksówkę. Tak się wystraszył, że wziął motor pod pachę i przybiegł do mnie. Opatrzyłem go i zawiozłem na policję. Mama dowiedziała się o kraksie, dopiero kiedy przyszedł rachunek za naprawę auta.
Marcin za szkołą nie przepadał. Urywał się z lekcji, żeby pograć „w nogę”. Jego zmorą była chemia. W technikum mechanicznym zafascynowały go auta. Teraz marzy, aby sam zbudować autorski „wypasiony” model samochodu. Rodzice starali się chronić synów przed pokusami i w nich inwestować. Opłaciło się, bo obaj skończyli szkoły, Filip prowadzi swoją firmę, a Marcin płynnie mówi po angielsku, niemiecku i serbsku.
Ciężka praca popłaca
„Grucha” basket zaczął trenować dopiero jako osiemnastolatek. – Osiem lat temu słabo kozłował piłkę, a dziś gra w Orlando Magic – mówi z dumą Filip.
Młodszy Gortat był koszykarzem Łódzkiego Klubu Sportowego, potem RheinEnergie w Kolonii w Niemczech. W sierpniu 2007 roku jako trzeci Polak w historii (po Cezarym Trybańskim i Macieju Lampe) podpisał kontakt z NBA. Jednak jego życie to nie film. Ciężko pracuje na sukces.
– Żeby być w formie, musi prowadzić uregulowany tryb życia, więc nie pije, nie pali, śpi 8-10 godzin na dobę – mówi Michał Micielski, przyjaciel i asystent Gortata.
– Wstaje o 7 rano. Sprawdza e-maile i zagląda do „Plemion” (gry strategicznej). Robi śniadanie, czyli jajecznicę z 15 jaj na kiełbasie i jedzie na serię treningów. Codziennie! Ćwiczy na siłowni z osobistym trenerem, ma indywidualny trening koszykarski i zespołowy. Potem obiad. Uwielbia schabowe i puree ziemniaczane.
– Kiedy odwiedzam go w USA, gotuję mu cztery obiady dziennie! – mówi pani Alicja.
Po jedzeniu kładzie się spać na dwie godziny, by zregenerować siły. Po południu omawia z Michałem sprawy zawodowe. Mieszka w Orlando na strzeżonym osiedlu w piętrowym domu z czterema sypialniami i basenem. Wolny czas spędza m.in. na paintballu, strzelaniu (kolekcjonuje broń) i szybkiej jeździe jednym ze swoich aut – bmw M5 albo lincolnem aviatorem. Pieniądze inwestuje w nieruchomości (kupił kilka mieszkań pod wynajem), wraca do domu (jeśli to możliwe) na każde święta i wakacje. Na pytania o życie osobiste tajemniczo się uśmiecha. Wie, że są dziewczyny, które dałyby się pokroić za numer jego komórki. Często go zmienia.
– Moja dziewczyna jest oczywiście Polką, ale nic więcej nie powiem – tłumaczy.
– To świeża znajomość, więc nie chce zapeszyć – uważa mama. – Nie jest kobieciarzem. Jako nastolatek spotykał się z Anią, mieszkała po sąsiedzku, a w Niemczech z Agatą. Zwraca uwagę na niewysokie, drobne i mądre dziewczyny.
– Teraz koncentruję się na karierze – mówi. – Kiedyś chciałbym założyć rodzinę i wrócić do Łodzi.
Trudno w to wątpić, gdy spojrzy się na bransoletkę Gortata z napisem „Family First” (po pierwsze rodzina).
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?