Martwe kotki na placu kościelnym. Ktoś je otruł?

O zdarzeniu powiadomiono Straż Miejską i kierownictwo Schroniska w Dyminach. Cezary Kuśmierz, pracownik Straży Miejskiej, zebrał informacje od osób opiekujących się kotami. O zaistniałej sytuacji powiadomił właściciela posesji - księdza Tadeusza Musiała, proboszcza parafii pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP. Dziennikarz nie uczestniczył w rozmowie, zdenerwowany proboszcz nie wpuścił go do plebanii.- Podejrzenie otrucia kotów może potwierdzić badanie laboratoryjne – podkreślił Cezary Kuśmierz ze Straży Miejskiej. - Zebrałem informacje, sporządziłem notatkę o zdarzeniu. Jeśli okaże się, że koty zostały otrute notatka będzie przekazana do Komisariatu Policji przy ulicy Kołłątaja.Martwe koty znalazły wolontariuszki - Ala i Agnieszka. - Co się stało? Kto je tak skrzywdził? - pytały ze łzami w oczach. – Od kilku miesięcy dokarmiałyśmy je, spędzałyśmy z nimi wolny czas. Cieszyłyśmy się jak rosną, są radosne. Były śliczne, wesołe, ufały nam - opowiadają. Opiekowała się nimi także Julka z Wrocławia przebywająca u dziadków na wakacjach. Dziewczynki wiedziały, że teren budowy nie był dla kotków dobrym miejscem. Szukały dla nich domów podając informacje w prasie, w Internecie. Jednego udało się oddać w dobre ręce. Zabrakło czasu, aby uratować pozostałe.Obecność Straży Miejskiej i pracowników Schroniska w Dyminach zainteresowały mieszkańców osiedla. Na placu zjawiło się kilka osób, byli zaskoczeni widokiem martwych kotów. - W budowie kościoła była kilkuletnia przerwa, posesja była nieogrodzona i koty upodobały sobie to miejsce. Po ogrodzeniu terenu budowy, zamknięciu bram na kłódki mamy martwe koty - mówi jedna z mieszkanek osiedla. - Można było porozmawiać z osobami opiekującymi się zwierzętami, dać czas na przeniesienie kotów w bezpieczne miejsce – uzupełnia starszy mężczyzna. – Przecież to są nasi młodsi bracia, patronuje im św. Franciszek z Asyżu. Im więcej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta – dodaje. Danuta Parol