Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ma.yer. Stworzy portrety i rzeźby twojego pupila na zamówienie. To świetny pomysł na prezent [ZDJĘCIA]

Redakcja
Magdalena i jej urocza Zaza
Magdalena i jej urocza Zaza May.er
Ma.yer, bo pod takim pseudonimem tworzy, jest artystką z Warszawy. Jak sama podkreśla, od zawsze jej uwagę zwracały maleńkie stworzenia. Na specjalne zamówienie tworzy miniatury ukochanych czworonogów z filcu, a także portrety zwierząt lub wspólne portrety właścicieli i ich zwierząt. Są doskonałe i świetnie spiszą się jako unikalny prezent pod choinką. Dalsza część artykułu poniżej.

Ma.yer na co dzień bytuje w internecie i to tam publikuje swoje najnowsze dzieła. Wiele z nich od razu zwraca uwagę, ze względu na swój delikatny i uroczy charakter. Prace oddają niepowtarzalny charakter... zwierzaków, a czasem i ich właścicieli.
Ma.yer: Rysowałam od zawsze, tak jak od zawsze dogadywałam się ze zwierzętami. Od zawsze też pociągały mnie małe formy i dla mnie wszystko, co małe, było super.

Robiłam, dla gumowych przynęt wędkarskich w kształcie robaków, łóżeczka z pudełek od papierosów, a moją ukochaną książką były Muminki, gdzie występuje cała plejada maleńkich stworzeń, które ledwo się dostrzega, a tam dostają swój głos.

Ty dostrzegasz charakter bezbronnych istot (acz, nie zawsze, czasami są wręcz waleczne kundelki!) i zatrzymujesz go na kartce.
Czasami czuję, że mała forma, także w rysunku, nie pozwala mi w pełni wyrzucić z siebie niektórych emocji, zamętów w głowie. Jest raczej kontemplacyjna i wymaga skupienia na detalu, chociaż ostatnio zaczęłam rysować trochę bardziej ekspresyjnie i mam z tego frajdę. A zwierzaki są super, więc przyjemnie się je rysuje.

Szczerze mówiąc dużo bardziej wolę rysować zwierzęta niż ludzi, może dlatego, że często czuję się z nimi swobodniej niż z ludźmi. Bardzo lubię moment, kiedy zaczynam rysować jakieś zwierzę albo człowieka i zaczynam czuć, że go poznaję. Nie wiem, coś dziwnego dzieje mi się wtedy środku, pojawia się jakaś czułość wobec rysowanej postaci.

...i bratasz się z klientami?
Zazwyczaj nie trwa to długo, szybko się dystansuję, bo bym oszalała, jakbym nawiązywała relacje z każdym bohaterem I bohaterką rysunku, często ich nie znając (śmiech).

Rysowanie to dla mnie nie zawsze przyjemny proces. Oczywiście są momenty satysfakcji, kiedy widzę, że coś mi wyszło, ale przede wszystkim to godziny frustracji i prób i niezadowolenia z efektów... no i zwlekanie i strach, że nie wyjdzie.

Rozmawiajmy o tej przecudownej miniaturze, którą stworzyłaś z...? No właśnie: jak powstała "Bozia"?
"Bozia" jest projektem z filcu. I już wiem, że bardzo chciałabym dalej eksplorować ten materiał.

Przede wszystkim mam wielką frajdę z pracowania w trójwymiarze. Zanim poszłam na wydział ilustracji w Londynie, planowałam zdawać na rzeźbę. Jest coś bardzo satysfakcjonującego w wyprodukowaniu przedmiotu, który ma swój ciężar, swoją formę, który można obejrzeć z każdej strony, powąchać, a przede wszystkim dotknąć.

Jak wygląda proces tworzenia takiego pomniejszonego zwierzaka? To znaczy - biorę swojego psa i przychodzę do Ciebie? Czy wystarczą Ci jedynie fotografie.
Najłatwiej zacząć od zdjęcia zwierzaka, na podstawie którego robię szkielet z takiego włochatego drucika (moi dziadkowie używają takich do czyszczenia fajki). Ważne jest, żeby na tym etapie uchwycić proporcje, które potem ciężko jest zmienić. Potem owijam ten szkielet pasmami wełny czesanki tak, aż uzyskam kształt jak najbardziej zbliżony do kształtu zwierzaka, a potem ubijam tę wełnę specjalną igłą, która ma takie ząbki, które splatają a właściwie "kołtunią" włókna wełny. Kolejny etap to już detale.

Brzmi jak coś prostego, ale wiem, że tak nie jest.
Najbardziej podoba mi się to, że taka praca wymaga ode mnie skupienia na początku - potem kilka godzin muszę tylko bezmyślnie kłuć igłą - i skupienia przy wykańczaniu. Cały proces jest dość czasochłonny.

Nie inaczej jest w przypadku portretów zwierząt. Są równie pracochłonne, prawda?
Portrety zwierząt robię przede wszystkim na podstawie zdjęć. "Na żywca" mogę zrobić szkic, jakiś szybki rysunek, ale żeby narysować pełen portret najchętniej korzystam ze zdjęć. A im więcej fotografii danego czworonoga, tym lepiej. Wszystko rysuję ręcznie, co czasem jest moim przekleństwem, ale jakoś nie umiem się przełamać i chyba trochę z założenia, trochę z uporu, trochę dlatego, że nigdy się porządnie tego nie nauczyłam, nie obrabiam niczego w komputerze. Zaletą takiego podejścia jest na pewno to, że efekt jest zawsze niepowtarzalny, a pracę dostaje się w oryginale.

Z czego tworzysz?
Materiały? Najbardziej lubię promarkery, które dają jednolity i transparentny kolor, kredki i czarna farbę akrylową. Lubię też papier do xero, ten w dziwnych, biurowych kolorach. Czasami denerwuję się na siebie, że się ograniczam, widzę, że trzymam się tych swoich materiałów kurczowo i ostrożnie podchodzę do tych niesprawdzonych.

Można u Ciebie zamówić takiego zwierzaka. Zarówno w wersji filcowej, jak i na papierze.
Oczywiście, ale trzeba pamiętać, że szczególnie przed Świętami czas oczekiwania może być nieco dłuższy. Na realizację takiego zamówienie potrzebuję około trzech tygodni.
Jeśli ktoś chciałby filcowego czworonoga - może mi wysłać zdjęcia (im więcej tym lepiej) swojego pupila. Koszt takiej rzeźby to 200 zł. Jeśli chodzi o rysunek zwierzaka - standardowo robię portret A4 w ramce za 250 zł. Jeśli ktoś chciałby mieć większy portret - wszystko jest do dogadania.

A poza zwierzakami, czy jest coś, co jeszcze – artystycznie – Cię interesuje?
Przyjemną odskocznią, mniej zobowiązującą jest rysowanie ze starych zdjęć, często takich, które znalazłam na pchlich targach, czy na śmietniku. Rysowanie ludzi, którzy na te rysunki nie czekają i nie mają wobec nich żadnych oczekiwań bywa dużo prostsze. W ramach dyplomu zrobiłam książkę, która składa się z historii ludzi, których poznałam i którzy opowiedzieli mi o swoich ulubionych potrawach z dzieciństwa. Każdy z nich był z innego kraju, więc super było zanurzyć się w tych światach, bardzo zmysłowych wspomnieniach, osadzonych w konkretnych, nieznanych mi kontekstach kulturowych, do których normalnie nie miałabym dostępu. Każdego z bohaterów prosiłam o zdjęcia z dzieciństwa, na podstawie których mogłabym zrobić ilustracje. Nie zawsze było to możliwe, często byli to imigranci, którzy wszystko stracili. W książce występuje m.in. mój dziadek, który jest Węgrem i babcia, Bułgarka.
Ale i tak największą frajdę miałam z cięcia, klejenia i przede wszystkim drukowania książki - to niesamowite uczucie trzymać w ręku książkę, którą zrobiło się od początku do końca.

Z artystką Ma.yer można kontaktować się:

Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto