Dobrych kilka lat temu szedłem z częścią swej rodziny z cmentarza - tego starego, aleję do którego malował kiedyś pan ZINN (po tym, jak wycięto z niej część drzew)- ja z siostrzenicą z przody, siostra z kimś jeszcze z tyłu. Magle słyszę:......., zatrzymaj się! Odwracam się, a koło siostry stoi jakiś mały, pękaty, brodaty facet, który przed chwilą mnie mijał. On patrzy na mnie, ja na niego. Żadnego rozpoznania. Siostra mówi do brodacza - to " .......". Idzie on do mnie, przygląda się jak małpie w klatce i mówi "To TY?!?!" Poznajesz?
Za cholerę! Kompletnie nikogo mi nie przypominał! Siostra, która doszła do nas, mówi: Przecież to ......".Jeszcze raz go oglądam. Ten zapamiętany sprzed lat był mały (przepraszam - niski) - to by się zgadzało! Ale to był szczupły chłopak, czesał się na bok. Okulary mu się zmieniły no i nie miał brody! Kiedy się uśmiechnął, pamięć wróciła. Padliśmy sobie "na misia" i dłuuuugo nie mogliśmy się od siebie oderwać. Umówiliśmy się na spotkanie za kilka godzin u niego (w mieszkaniu jego św.p. rodziców).
Na spotkaniu wypiliśmy po 1 piwie (*nigdzie w Łomży w tym dniu nie można było kupić żadnego alkoholu). Siedzieliśmy koło siebie i opowiadaliśmy, co się z nami działo przez trzydzieści kilka lat. Umówiliśmy się, że jeśli którykolwiek z nas dwóch będzie jechał do Łomży, powiadamia o tym drugiego i spotykamy się w tym samym miejscu .
Na 40 -tą rocznicę matury, dzięki NK, udało nam się zebrać około 30 ludzi (2/3 z nich to nasza klasa). Dzień wcześniej spotkaliśmy się u..... (na Dwornej). Wśród zebranych byli nauczyciele, profesor zwyczajny, redaktor naczelny i właściciel gazety, emerytowany z-ca K-ta Policji,... Wypiliśmy, wspominaliśmy, śpiewaliśmy przy gitarze i nie wiadomo kiedy mijał nam czas.
Gdy kończyliśmy "Ja myślałam, że to oni, a to banda bandę goni, bo to czerwoni, czerwoni....." rozległo się stukanie do drzwi. Któraś z obecnych dziewczyn (wszystkie w cnotliwym , po 50-tce, wieku) otworzyła drzwi: a tam stoi 2 smerfów. Pierwsze pytanie :Czy Państwo wiecie, która godzina? Nikt nie wiedział. "To druga w nocy" -podpowiada drugi.
Okazało się, że naszej radości ze spotkania i patriotyzmu w śpiewie nie podzielali sąsiedzi. Miel;i już dość - pewnie ten śpiew nam zbyt dobrze nie wychodził. Ale chyba nikt nie chciał, aby nas ukamienowano - panowie poprosili nas, abyśmy jak najszybciej i najciszej wynieśli się spod tego adresu.
Oni mieli mniej lat niż myśmy się nie widzieli. Zrozumieli to. Kapitalne chłopaki. Daliśmy im słowo, że zaraz robimy porządek i spadamy. Ale ponieważ w lokalu interweniowała Policja - lokal został mianowany na "Melinę".Zaszczytu bycia w niej z MM-owiczów dostąpiła Dziuńka - mam nadzieję, że nie żałuje.
I powiedzcie, co to znaczy sentyment: chata dokładnie taka, jaką pamiętam z 1965 roku (te same meble, te same tapety, obrazy, nawet kuchnia na węgiel.. a chce się tam być!
Ps. Melina jest czynna kilka razy w roku. Jej właściciel ma teraz obowiązek poinformować sąsiadów, że się spotykamy, a dziewczyny, przychodząc, przeciągają palcem po wszystkich guzikach domofonu i pytają: "Czy Panowie zamawiali dziewczynki?Super!
Manro
Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?