Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miniona chwała Kossakówki

Marek Lubaś-Harny
Siedziba najsłynniejszego niegdyś rodu polskich malarzy to dziś ruina, jaką w centrum Krakowa trudno znaleźć
   FOT. ADAM WOJNAR
Siedziba najsłynniejszego niegdyś rodu polskich malarzy to dziś ruina, jaką w centrum Krakowa trudno znaleźć FOT. ADAM WOJNAR
Nazwa Kossakówka coraz mniej mówi nawet rodowitym krakowianom. Jeśli gdzieś dzisiaj istnieje prawdziwa Kossakówka, to nie w Krakowie, ale w Górkach Wielkich koło Skoczowa, w dawnym majątku pisarki Zofii ...

Nazwa Kossakówka coraz mniej mówi nawet rodowitym krakowianom. Jeśli gdzieś dzisiaj istnieje prawdziwa Kossakówka, to nie w Krakowie, ale w Górkach Wielkich koło Skoczowa, w dawnym majątku pisarki Zofii Kossak-Szczuckiej-Szatkowskiej. To tam, w dawnym domku ogrodnika, Fundacja im. Zofii Kossak stworzyła muzeum, w którym zgromadzono rodowe pamiątki, trochę płócien Kossaków, listy, rękopisy.

Ta krakowska, obecnie zdewastowana rudera w zaniedbanym ogrodzie przy placu Kossaka, niczym nie przypomina o świetności najsłynniejszego niegdyś rodu polskich malarzy. Jeśli już o czymś przypomina, to jedynie o tym, że Polacy jak kiedyś, tak i dziś nie potrafią szanować tego, co własne.

KOCHANY,CIEPŁY DOMEK
Juliusz Kossak przeniósł rodzinną siedzibę z Warszawy do Krakowa w roku 1869, kiedy już dłużej nie mógł wytrzymać carskiego terroru, rozpętanego po Powstaniu Styczniowym. Sądząc po tym co pisał, był zamianą zachwycony: "Jestem od tygodnia w Krakowie między moimi najdroższymi istotami. Moja Zosia wynalazła tak doskonałe pomieszkanie i tak go ślicznie urządziła, że po monachijskich samotnościach i knajpach zdaje mi się być w raju."

"Doskonałe pomieszkanie" nazywało się "Wygoda" i było niewielkim dworkiem przy ówczesnym placu Latarnia. Były to wówczas dalekie peryferie miasta, dworek otaczały pola i sady, a obok płynęła jedna z odnóg Rudawy, wpadająca do Wisły pod wzgórzem wawelskim. Posiadłość składała się z trzech budynków; dworku z pięterkiem, parterowej oficyny zwanej w rodzinie Domkiem Babuni (na cześć Zofii, żony Juliusza) i rotundy z czerwonej cegły, która służyła kolejnym Kossakom za pawilon malarski. Domek Babuni przebudowano w roku 1918 na secesyjną willę, mieszkał w niej wnuk Juliusza Jerzy Kossak.

Stąd wzięła się używana niekiedy i dziś nazwa Jerzówka. Rotunda została zburzona na rozkaz Niemców w roku 1941. Całość otaczał malowniczy park angielski, często wykorzystywany przez rodzinę do organizowania "spotkań na trawie", lubianych zwłaszcza przez córki Wojciecha Kossaka, poetkę Marię Pawlikowską-Jasnorzewską i jej siostrę Magdalenę Samozwaniec, pisarkę, autorkę m.in. słynnej ongiś powieści "Na ustach grzechu". Ta ostatnia pisała: "Kochany ciepły domek z wiecznie płonącym ogniskiem Maminej miłości rodzinnej... gdzie zimą i latem błyszczało i grzało nas gorące domowe słońce, nasz przecudny Ojciec, Wojciech Kossak. Cała atmosfera Kossakówki była tak przesiąknięta wybuchami śmiechu, że nic dziwnego, iż jedna z córek musiała wyrosnąć na satyryczkę."

Atmosfera domu, jak głoszą przekazy, była i mieszczańska, i artystyczna. Serdeczna i zarazem trochę snobistyczna. Uważano, że rodzina Kossaków stanowi zamknięty klan. W latach 30. spotykała się w Kossakówce towarzyska śmietanka; ziemianie, oficerowie, poeci, brydżyści, sportowcy z klubu automobilowego. Na długiej liście goszczących tu znakomitości znajdziemy nazwiska Sienkiewicza, Pola, Fałata, Lenartowicza, Asnyka, Modrzejewskiej, Boya-Żeleńskiego, Paderewskiego, Słonimskiego... Dom był otwarty, czasami gościnny ponad stan, ale nie każdy miał tu dostęp.

W PRL ŹLE WIDZIANI
Kossakówka to kawał historii artystycznego Krakowa. Przez kilka pokoleń była gniazdem talentów i nieprzeciętnych osobowości. Celnie ujął to nieżyjący już Tadeusz Olszański, przed kilkunastu laty tytułując swą piękną książkę o mieszkańcach tego domu "Niepospolity ród Kossaków". Bo i był niepospolity. Jego chwałę tworzyli nie tylko trzej sławni malarze Juliusz, Wojciech i Jerzy, o których obrazach mówiono, że są najbardziej polskie, bo wyrażają odwieczne sarmackie zamiłowanie do konia i szabli, a jednocześnie krakowskie, poprzez stuletnie związki artystów z naszym miastem. Nie tylko Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec, dwie niezwykłe córki Wojciecha oraz ich stryjeczna siostra Zofia Kossak-Szczucka-Szatkowska, autorka "Pożogi" i "Krzyżowców".

Także mniej sławni z rodziny to postaci nietuzinkowe, barwne, wewnętrznie bogate. Gwiazda Kossaków zgasła w czasach PRL. Jeszcze pod koniec lat 40. Jerzy Kossak zarabiał na swych obrazach krocie. Nie bez zazdrości mówiło się w Krakowie, że "maluje pieniądze". Ale wraz z nadejściem socrealizmu, jako obowiązującego kierunku w sztuce, zamówienia urwały się. Równocześnie zaczęły się choroby, które szybko pochłonęły rodzinne oszczędności. Kiedy Jerzy Kossak zmarł w roku 1955, ostatnie pieniądze zabrał ksiądz za wyprawienie pogrzebu.

Elżbieta, wdowa po ostatnim z dynastii Kossaków-batalistów, próbowała stawiać czoła losowi, Kossakówka zamieniła się w gumownię, chemikalia zżerały ściany i zdrowie domowników. A i tak ledwo starczało na życie. Aby nie sprawiać córkom przykrości, wigilijną wieczerzę dziedziczka sławnych malarzy przynosiła z Caritasu. "Władzy ludowej" nie po drodze było z patriotycznym malarstwem Kossaków. Podpadł jej zwłaszcza Jerzy, który popełnił niewybaczalny dla komunistów grzech, malując "Cud nad Wisłą" i inne sceny z wojny polsko-bolszewickiej roku 1920. Został skazany na zapomnienie.

Elżbieta Kossak z niespożytą energią walczyła przynajmniej o ocalenie rodowej siedziby. I tu niespodzianka. Jedynym człowiekiem, który podał wdowie po Jerzym pomocną rękę, był minister kultury w rządzie Bolesława Bieruta i promotor socrealizmu Włodzimierz Sokorski. Dzięki niemu Kossakówka została wpisana na listę zabytków.

Jerzy Kossak z małżeństwa z Elżbietą miał dwie córki. Starsza, Simona, porzuciła Kraków, została panią profesor biologii i osiadła na odludziu w Puszczy Białowieskiej. Artystyczne geny odezwały się w niej w sposób specyficzny, pisała inspirowane życiem przyrody szkice i opowiadania, rzesze fanów miały jej radiowe pogawędki o życiu zwierząt. Całe życie poświęciła ich ochronie. Zmarła rok temu w Białowieży. Gloria Kossak, druga z córek Elżbiety i Jerzego, była odmienną naturą, niespokojną i rozwichrzoną. Pasjonowały ją przed wszystkim konie mechaniczne.

Uzyskała licencję rajdową i była pierwszą kobietą, która zdobyła tytuł rajdowego mistrza Polski. Ale też malowała olejne pejzaże, a obrazy swe uzupełniała wierszami. Gloria podjęła jeszcze jedną, dość rozpaczliwą próbę uratowania Kossakówki. W Jerzówce urządziła prywatne muzeum i artystyczną kawiarnię, która w latach 70. stała się jednym z ulubionych miejsc spotkań krakowskiej bohemy. Organizowała wernisaże, spotkania, "Wieczory nadwiślańskie". Koncertowały tu Halina Czerny-Stefańska i Kaja Danczowska, Leszek Herdegen recytował poezje. Jednak interes był to mizerny, a partyjne władze Krakowa nieżyczliwe. W końcu udusiły tę ostatnią artystyczną inicjatywę rodu Kossaków morderczymi podatkami.

W połowie lat 80. Glorię Kossak odwiedził w Kossakówce warszawski dziennikarz i znawca rynku sztuki Janusz Miliszkiewicz. Zbierał materiały do opowieści, które opublikował dopiero w III RP, w książce "Polskie gniazda rodzinne". Jeszcze po latach pamiętał, że przeraziła go nędza, w jakiej żyła wraz z córkami spadkobierczyni świetnego rodu. - Kossakówka już wtedy była w takim stanie, że w gruncie rzeczy nie było czego ratować - wspominał.

TYLKO KŁOPOT
Gloria Kossak zmarła niedługo po upadku komuny, akurat w czasie, kiedy płótna jej przodków znowu poszły w cenę. Tyle że korzystali na tym inni. Po raz kolejny odezwali się strażnicy narodowej pamięci. W latach 90. przez krakowskie i nie tylko krakowskie media przetoczyła się fala apeli o ratowanie gniazda Kossaków. Podobno znalazły się nawet pieniądze. Ale... nikt ich już nie chciał. Szlachetni obrońcy zabytków jakby nie zauważyli, że tymczasem z powrotem nastał kapitalizm.

Kiedy tylko otworzyła się taka możliwość, pretendenci do schedy po Kossakach, a jest ich niemało, ruszyli do sądów. A że te są w Polsce nierychliwe, procesy się ciągną, a Kossakówka jak niszczała, tak niszczeje. Ówczesny wojewódzki konserwator zabytków Andrzej Gaczoł tłumaczył: Przez całe lata 90. próbowałem doprowadzić do remontu Kossakówki, która nigdy nie została skreślona z rejestru zabytków.

Byłem zdania, że to miejsce jest ważne nie tylko dla Krakowa, ale i dla całej narodowej kultury. Materialne wsparcie, z inicjatywy profesora Chrzanowskiego, wielokrotnie deklarował Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa. Niestety, sytuacja prawna tej posesji jest bardzo skomplikowana, a spadkobiercy, przynajmniej ich część, nie chcieli naszej pomocy. Konserwator tylko teoretycznie ma prawo wkroczyć z mocy urzędu i przeprowadzić remont jako wykonawca zastępczy. W praktyce ma obowiązek powiadomienia właścicieli, a w tym przypadku nie wiadomo nawet, kogo powiadomić, bo spadkobiercy nie chcą podać adresów.

Próbowałem rozmawiać, ale nigdy nie udało mi się doprowadzić do spotkania. Najwyraźniej rodzina nie była zainteresowana. Od paru lat można odnieść wrażenie, ze wszyscy sobie odpuścili. Zresztą, nie ma już czego ratować. Przed kilku laty dał sobie spokój także Janusz Miliszkiewicz, który kiedyś najgłośniej bił na alarm. - Technicznie Kosakówka jest nie do uratowania - tłumaczył. - Trzeba by ją rozebrać i zbudować na nowo jakąś atrapę. Po co? Przecież to od dawna tylko skorupa. Nie ma już ani wnętrz, ani wyposażenia. Jeśli przez tyle lat nic się nie zrobiło, teraz nie ma to już żadnego sensu.

Wojewódzki konserwator zabytków Jan Janczykowski przyznaje, że w tej sprawie trwa od lat impas. - Jakiś czas temu pojawił się nawet inwestor, który chciał odkupić Kossakówkę i przywrócić ją do dawnego stanu mówi. - Jednak, o ile wiem, nicjatywa ta nie ma dalszego ciągu. Spadkobiercy Kossaków najwyraźniej nie są zainteresowani. Zastanawiam się nawet, czy po Nowym Roku nie wkroczyć do Kossakówki z urzędu. Materia jest jednak delikatna, a poza tym w zabytkowym centrum Krakowa mam w podobnej sytuacji kilkadziesiąt budynków, których współwłaściciele nie mogą się dogadać.

To taka krakowska specyfika. Złośliwi docinają, że wszystkiemu zawinił wstrętny warszawski komuch Sokorski. Władze Krakowa już w latach 50. chciały Kossakówkę zburzyć i utworzyć w tym miejscu ogródek jordanowski. Gdyby się minister nie wtrącił, dziś byłaby jak znalazł działeczka pod luksusowe apartamenty. A tak tylko kłopot.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto