Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mój najsmutniejszy dzień (wspomnienia)

Redakcja MM
Redakcja MM
jeden z wielu grobów (fot.: sxc.hu)
jeden z wielu grobów (fot.: sxc.hu) Ilustracja Redakcji MM
Było to około 50 lat temu. Miałam wtedy 12-13 lat dokładnie nie pamiętam. Pamiętam natomiast wszystko co się w tym dniu zdarzyło...

Było lato. Gdy wstałam, świeciło słońce i myślałam, że razem z innymi dziećmi z naszej wsi pójdziemy nad kanał, aby się wykąpać.
Kiedyś kanały były wykoszone, czyściutkie, aż się chciało przebywać w ich pobliżu. To nie to samo, co dzisiaj, gdy przez zaniedbanie częściowo powodowane są przecież podtopienia.
Niestety, dzień miał wyglądać całkiem inaczej.
Około południa przyszedł do domu listonosz. Przyniósł telegram, w którym było napisane, że należy niezwłocznie odebrać z kostnicy ciało nowonarodzonego dziecka. Mojego małego braciszka.
Najpierw szok i płacz, gdyż było to już piąte dziecko, które zmarło w kilka godzin po urodzeniu, ale potem przyszło zastanowienie... Jak to wykonać? Przecież w domu była tylko moja babcia, 2-letni brat i dwa lata młodsza ode mnie siostra. I ja.
Babcia bała się zostawić nas samych w domu, więc zapadła decyzja, że to właśnie ja pojadę do miasta odebrać mego nieżywego braciszka. Gdybym wiedziała, co mnie czeka, to pewnie bym się nie zgodziła... Ale przecież zawsze byłam odpowiedzialna, a zdanie babci było święte.
Babcia zapakowała mi do kartonowej walizki (takiej z okuciami) prześcieradełko i pieluszkę tetrową. Powiedziała: pamiętaj, tylko uważaj, aby nic się dziecku nie stało.
Wsiadłam na rower z walizką na bagażniku i pojechałam na stację kolejową, odległą o około 3 kilometry. Po drodze nic ciekawego się nie zdarzyło, do miasta zajechałam bez kłopotów.
Wiedziałam, że kostnica jest przy szpitalu, dlatego pytałam o szpital. Przed pójściem po braciszka chciałam najpierw odwiedzić moją Mamę, ale niestety, nie udało się, gdyż wtedy nie pozwalano spotykać się z położnicami. Jak dobrze, że teraz jest całkiem inaczej...
Na terenie szpitala zapytałam jakiegoś człowieka, gdzie jest kostnica. Pokazał mi, gdzie. Weszłam do ciemnego i bardzo zimnego pomieszczenia. Myślałam, że człowiek, którego tam zastałam wyda mi mojego braciszka. Niestety, kazał, abym sama go znalazła, po czym wyszedł mówiąc, że idzie na papierosa. Poinformował mnie przedtem, jak mam szukać: że brat na pewno leży obok kogoś starszego.
I poszedł, a ja zostałam przerażona.
Na tym nie koniec. Zamknęły się uchylone drzwi, chyba wiatr zawiał. Było ciemno i zimno, a ja sama, tylko z ludźmi, którzy się do mnie już nie odezwą.
Po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zaczęłam poszukiwania. Wszyscy leżeli na takich... Betonowych łóżkach. W końcu przy ostatnim nieboszczyku znalazłam mojego braciszka. Miał na rączce tasiemkę z nazwiskiem i imieniem mojej Mamy. Zawinęłam go w pieluszkę i prześcieradełko. Był taki malutki i... bardzo zimny.
To jednak nie było najgorsze. Nie było człowieka, który mnie tu wpuścił, a ja nie mogłam sama otworzyć drzwi. Bałam się, że on już nie wróci.
Wrócił jednak. Chwiał się na nogach. Spytał mnie, co ja tu robię? Odpowiedziałam, że idę, a właściwie jadę do domu. Nawet nie kazał mi pokwitować odbioru braciszka.
Wróciłam na dworzec kolejowy. Do domu jednak było daleko. Wsiadłam do pociągi i położyłam sobie na kolanach walizkę. Myślałam, że to już koniec horroru, ale niestety nie. Jeden z pasażerów na siłę zabrał mi walizkę i położył na półkę. Bałam się, że ona spadnie, albo się otworzy. Najgorzej było na przystankach, gdy się pociąg zatrzymywał. Walizka bardzo się chybotała...
Wreszcie dojechałam na mój przystanek, wsiadłam na rower i pojechałam do domu. Dojechałam szczęśliwie.
Babcia już miała uszytą białą piękną - z niebieskimi koronkami, jako że dla chłopca – sukienkę. Wieczorem tata dojechał do domu, a na drugi dzień braciszek został pochowany.
Na tym cmentarzu pochowanych jest aż siedmioro mojego rodzeństwa.
Nie mieszkam już tam ponad 35 lat.
Aby nie zostały zapomniane imiona naszego rodzeństwa, na pomniku rodziców położyłam tablicę z wszystkimi ich imionami.
Napisałam to wspomnienie dlatego, że miewam sny, w których jak gdyby znów jestem tam, w kostnicy, jako mała dziewczynka. Gdy się budzę zlana zimnym potem, to do rana nie mogę zasnąć.
Może gdy to przelałam na papier, gdy podzieliłam się tym z Wami, będzie mi lżej? Może wreszcie, po tylu latach, będę mogła przespać całą noc..?
Zielona Góra, roku pańskiego 2010, 09-21.
Autorka: marwei (nazwisko znane redakcji)

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto