Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Może mieć pomnik kartofel, ogórek i koziołek Matołek, to i pies może. Lubimy znaczyć ziemię monumentami

Dorota Abramowicz i Irena Łaszyn.
Kopczyk usypany z ziemi i kamyków, na nim głaz opatrzony marmurową tablicą. Napis głosi: „Tu spoczywa wierny pies Piepka, 1992-2006”. Palą się znicze, leżą kwiaty.

Kopczyk usypany z ziemi i kamyków, na nim głaz opatrzony marmurową tablicą. Napis głosi: „Tu spoczywa wierny pies Piepka, 1992-2006”. Palą się znicze, leżą kwiaty. Przeważnie 1 listopada albo w rocznicę śmierci. Miejscowi mijają to miejsce obojętnie, już przywykli. Obcy przystają zdumieni. Zadają pytania. Bo to nie jest psi cmentarzyk. To ulica. A właściwie - pas zieleni na rozstaju dróg, między działkami a komisariatem policji. Na gdańskich Stogach.

- Wariactwo! – wzrusza ramionami starsza kobieta. – Szkoda, że nie potrafią tak człowieka uszanować. Żywego.
- Czyj to pies? Ktoś musiał go bardzo kochać…
- Kocha to on inne rzeczy. A tego psa to nawet do domu nie wpuszczał. Ale więcej nic nie powiem, bo życie mi drogie.
Mężczyzna z psem na smyczy:
- Proszę pytać na tej działce, tam Piepkę dobrze znali. Niekiedy u nich mieszkał.
Mężczyzna z działki:
- Pojęcia nie mam, co to za pomnik i co to za pies. Pierwsze słyszę.
Kobieta z torbą na kółkach:
- Pytajcie w tamtym domu, trzecie wejście. To ich pies.
Kobieta ze wskazanego domu:
- Właściciel Piepki tu nie mieszka. Szukajcie gdzie indziej. Gdzie? Może w bloku przy okrąglaku?
Kolejne domy, ludzie, adresy. Niektórzy każą wracać do budynku, w którym już byłyśmy. Niektórzy - na działkę, z której nas odprawiono. Mija kilkanaście dni. I już wiemy, czyj ten Piepka. Wiemy też, że czarny mieszaniec ze Stogów upamiętniony marmurową tablicą nie jest wyjątkiem.<!s>
Bo my, Polacy, uwielbiamy znaczyć ziemię monumentami, obeliskami i rzeźbami, które będą przypominać potomnym o nas i o tych, których kochaliśmy i szanowaliśmy.

Najlepszy przyjaciel człowieka

- Mam dla pana nietypowe zamówienie - powiedziała przed czterema laty dr Danuta Dąbrowska-Walio do znanego sopockiego kamieniarza, Arkadiusza Błaszaka. - Chciałabym, żeby postawił pan w ogrodzie pomnik mojemu psu, Arusi. Z jej podobizną.
Arkadiusz Błaszak wcale się nie zdziwił. Wcześniej wykonał już dziewięć podobnych pomników. Osiem dla psów i jeden dla kota. Kot został upamiętniony w Londynie, psy w Trójmieście.
Pomnik Arusi stanął w prywatnym ogródku przy ul. Kasprowicza w Sopocie.
- Pochowałam ją w trumience - przyznaje pani Danuta. - Była ze mną 16 lat. Mały, żółty, rasowy kundelek, uratowany przed schroniskiem dla zwierząt przez mojego nieżyjącego już męża. Wcześniej mówiłam, że chcę mieć papugę, ale mąż położył na stole małą, żółtą kuleczkę. Nazwałam ją więc na cześć nieobecnej papugi - Ara. To był bardzo mądry, kochany pies. Był przy mnie, gdy odeszła moja mama i gdy odszedł mąż. Ostatnie lata Arusia chorowała na raka, przeszła 10 operacji onkologicznych. Podczas ostatniej - zmarła.
Pani Danuta mówi, że przez ostatni rok życia Ary praktycznie każdy zaoszczędzony grosz przeznaczała na jej leczenie.
- Po co człowiek ma pieniądze? - pyta retorycznie. I od razu odpowiada. - Po to, by pomóc bliskim. Przecież nie zje pani więcej, niż może zjeść. Nie będzie pani nosić 15 sukienek, tylko jedną.
Za życia Arusi zrobiono jej zdjęcie z chusteczką przewiązaną przez psią szyję. Z tego zdjęcia artysta odtworzył portret na pomniku. Realistyczny, przedstawiający psiaka z chustką.
- Zamówienia przychodzą różne - mówi sopocki kamieniarz. - Czasem jest to skromny, polny kamień z literami, czasem - tak jak u pani Danuty - pomnik z portretem. Cena od 150 do ponad 3 tysięcy złotych.
Pomniki stają przeważnie w przydomowych ogródkach. Przeważnie z boku, przy płocie, choć zdarzyło się już, że obelisk zajmował środek ogrodu.
Pomniki dla ludzi zazwyczaj trafiają na cmentarze. Chociaż zdarzył się panu Błaszakowi klient, który zamówił monument ku czci żony. Monument został przywieziony na działkę gdzieś w Szwajcarii Kaszubskiej. Stanął przy domku, który tak lubiła zmarła.
- Żonę jednak pochowano na cmentarzu - zaznacza kamieniarz.

Monument pod Grunwaldem

Zgodnie z ustawą o chowaniu zmarłych, na prywatnej działce nie mogą leżeć prochy bliskiej osoby, chociaż - jak mówią doświadczeni urzędnicy - skoro urna z prochami może stać pięć lat na kominku, to i w ogródku nie będzie kłuła w oczy.

W latach 90. nieżyjący już mieszkaniec Gdańska, były konsul Polski w Szwecji postanowił zbudować monumentalny grobowiec ku czci zmarłej żony na polu bitwy pod Grunwaldem. Konkretnie w miejscu, gdzie miał stać sam król Jagiełło, w momencie przyjmowania dwóch mieczy od Krzyżaków. Powód był prozaiczny - małżonka nazywała się z domu Grunwald. Konsul wykupił więc z rąk prywatnych kawałek pola i zamówił pomnik, który miał stanąć 11 metrów od ruin zabytkowej kaplicy. Monument, powstały w gdańskiej firmie kamieniarskiej Kazimierza Myśliwskiego i konsultowany przez znanego rzeźbiarza i twórcę wielu pomników, Stanisława Szwechowicza, wyglądał imponująco. Była to szara płyta granitowa o wymiarach prawie 25 metrów kw. opatrzona herbami rodów Mariana, Bolesława, Kazimierza Szucha rodem z Węgier, kawalera orderu Virtuti Militari, więźnia Pawiaka, konsula RP w Szwecji oraz „półkozicem” rodu Zofii, Kasyldy, Aliny Szuch z rodu Ligęza-Grunwald, osiadłego na ziemiach Grunwaldu od 1358 r. Wyryty przez kamieniarza napis mówił: „Jan, syn Pakosława, Ligęza-Grunwald, wojewoda łęczycki, właściciel Grunwaldu wiódł na czele własnej chorągwi, jako przewodnik wojsk króla Jagiełły ku polom, na których stoczyła się bitwa z krzyżakami w roku 1410. Wieś Grunwald należała do wojewody od 1358 r.”
Pomysłem prywatnego mauzoleum wyjątkowo zdenerwowali się muzealnicy. Szukali "haka" w przepisach, który powstrzymałby konsula przed postawieniem pomnika. I udało im się. Sam pomnik na prywatnej ziemi byłby całkowicie legalny, ale już złożenie pod nim prochów małżonki - nie. Zabrania tego ustawa o chowaniu zmarłych.

- Szczątki ludzkie powinny być złożone w miejscach zwyczajowo do tego przeznaczonych, czyli na cmentarzu - wyjaśnia zastępca wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Gdańsku, Andrzej Jagodziński. - Prawo dopuszcza także rozsypanie prochów ze statku lub samolotu.<!s>
Konsul ani myślał o rozsypywaniu prochów żony. Obraził się i zabrał monument spod Grunwaldu. Jako miejsce złożenia prochów żony wybrał Wilanów, gdzie pół wieku wcześniej brał z nią ślub.

Mój ogródek, moja twierdza

- Chcę postawić pomnik - zaczynam rozmowę z Andrzejem Duchem, dyrektorem wydziału Urbanistyki, Architektury i Ochrony Zabytków gdańskiego Urzędu Miasta. - Jeszcze nie wiem jaki. Może będzie to podobizna małżonka albo prezydenta...
- Zwyczajowo nie stawia się pomników ludziom żyjącym - odpowiada dyrektor. - Wyjątkiem był Ojciec Święty.
- A jeśli się uprę, to czy ktoś mi zabroni?
- Nie.
Okazuje się, że w Polsce każdy może postawić pomnik, upamiętniający osobę, wydarzenie historyczne, lub też jakąś ideę. Trzeba spełnić tylko dwa warunki - mieć prywatną działkę, gdzie wzrośnie w górę nasz monument i ograniczyć wysokość owego monumentu do trzech metrów. Działka nie może być przeznaczona na budownictwo przemysłowe, a pomnik traktowany jest jako mała architektura. Jeśli działka leży na terenie objętym ochroną konserwatora zabytków, ten musi wyrazić dodatkowo zgodę. Jeśli nie leży - hulaj dusza.
- Trzeba tylko uważać, by pomnik zbytnio nie zacieniał okien sąsiadom - dodaje Joanna Grajter, rzeczniczka magistratu z Gdyni. - To znaczy, może zacieniać, ale nie dłużej, niż kilka godzin dziennie.
Nawet komuna nie zabraniała stawiania prywatnych rzeźb w prywatnym ogródku. W Gdyni Wielkim Kacku od lat 70. XX wieku można na posesji przy ul. Małej oglądać kapliczkę z okrętem oraz rzeźbę przedstawiającą lwa, pożerającego dziewicę. Rzeźby stworzył nieżyjący już Józef Witt. Początkowo dziewica była całkowicie naga, ale po krótkiej rozmowie z księdzem proboszczem miejscowy artysta ciemnoniebieską farbą domalował jej jednoczęściowy kostium kąpielowy.<!s>W Sopocie natomiast, w ogródku przy ul. Andersa stanął prywatny pomnik, poświęcony Janowi z Kolna. Prostopadłościenny postument, głaz na cokole i tabliczka: „1476-1976. Janowi z Kolna, w 500 rocznicę odkrycia Ameryki”.
Gorzej jest, gdy pomnik staje na prywatnej, ale za to cudzej ziemi. Zwłaszcza, jeśli właściciel sobie tego nie życzy. Janina i Leszek Trojanowscy, legalni posiadacze działki nad jeziorem w Gołuniu bez entuzjazmu przyjmowali istnienie na swej ziemi pomnika ku czci Józefa Dambka, planując raczej postawienie tam domu. Argumentowali, że bohater-legenda Gryfa Pomorskiego ani nie zginął, ani tym bardziej nie został pochowany na ich działce, więc krzyż mu poświęcony może stać gdzie indziej. Obrońcy pomnika zaangażowali w sprawę prokuratora, parlamentarzystów, wojewodę pomorskiego i ówczesnego premiera. Doszło nawet do rękoczynów. Pomnik ostatecznie przeniesiono w inne miejsce, ale stowarzyszenie prowadzone przez bratanka bohatera nie złożyło jeszcze broni.<!s>

Od świętych do morświna

Powyższy przykład świadczy o emocjach, jakie wywołują pomniki. Zawiązują się komitety, stowarzyszenia i "wolne grupy", które marzą o pozostawieniu po sobie śladu na ziemi. Najlepiej gminnej ziemi.
- Jeśli ktoś planuje postawienie obelisku na działce gminnej, musi otrzymać zgodę właściciela - tłumaczy Andrzej Duch. - Budowa przy braku zezwoleń oznacza samowolę i mamy prawo wystąpić o usunięcie obiektu lub usunąć go na koszt sprawcy zamieszania.
- Na gruntach miejskich Gdańska stoi ponad 60 pomników - mówi Grzegorz Boros, specjalista ds. utrzymania pomników na obszarze gminy Gdańsk. - Następne, po pozytywnym zaopiniowaniu przez radnych, czekają w kolejce. Tak jak pomnik Fahrenheita, gdzie już rozstrzygnięto konkurs na projekt. W jury zasiadają artyści rzeźbiarze z dużym dorobkiem, którzy mają nie dopuścić do przyjęcia propozycji miernej, która mogłaby oszpecić miasto.

Nie zawsze pomysł postawienia pomnika spotyka się z całkowitym poparciem mieszkańców. Tak było na Osowej, gdzie w parku przy ul. Chirona miała stanąć "sakralna forma przestrzenna" projektu Andrzeja Lercha. Za było 180 osób, przeciw - pięć. Od projektu odstąpiono.
W Ustce grupa mieszkańców postanowiła zamienić molo w aleję świętych. Najpierw - nielegalnie - stanął na molo św. Jan Nepomucen. Kiedy po długich tarciach pomnik wreszcie udało się zalegalizować, szykuje się kolejny konflikt. Tuż obok świętego ma pojawić się 6-metrowa figura Chrystusa z rozłożonymi rękami. Takiego, jak stoi w Rio de Janerio. Pech, że zdaniem Urzędu Morskiego, figura zablokuje dojazd techniczny do główek mola.

Na pomnikach może stanąć każdy. Nie tylko święci i Jan Paweł II, ale także znani, popularni, zasłużeni. Chojnicki biznesmen Mariusz Janik uznał, że sam należy do tej ostatniej grupy i zamówił swój pomnik. W Gdyni stoi już pomnik ku czci morświna, przebąkuje się także o pomniku konia, na cześć kucyków budujących port.

Pies na policję, czyli zagadka rozwiązana

Są pomniki z brązu i pomniki z kamienia. Z mosiądzu i betonu. Z kamieni narzutowych i granitu. Pomniki zwierząt i pomniki warzyw. Buraka cukrowego, ziemniaka i ogórka. Psa, kota i niedźwiedzia. Krowy kosmonautki i koziołka Matołka. W Sztokholmie i Pacanowie. W Polsce i na Białorusi. Pod Koszalinem i w Poznaniu. Pomnik chrząszcza, co brzmi w trzcinie i pomnik… wielkiej kupy. Ten ostatni w Brazylii. Tam, gdzie najokazalsza figura Chrystusa. Taka, jaka się marzy mieszkańcom Ustki.
Pomnik ku czci Piepki na gdańskich Stogach stoi kilkadziesiąt metrów od komisariatu.
- Może warto tam zajrzeć? - podpowiada starszy pan z laską. - Wiecie, jak nazywał się poprzedni zastępca komendanta?

No, tak: Zbigniew Piepka. Lata całe na Stogach. Postrach tych, którzy z prawem byli na bakier. Dobry policjant, nawet dostał złoty krzyż zasługi. Teraz – na emeryturze.
Sierż. sztab. Jarosław Wiśniewski z Komisariatu VII, od 20 lat na Stogach, komendanta Piepkę dobrze pamięta. Pamięta też czarnego kundla, który wylegiwał się w pobliżu i wabił się Piepka.
- Pan Piepka o tym wiedział, ale specjalnie się tym nie przejmował – twierdzi.
- A właściciela psa też pan zna?
- Doskonale. Teraz też się u nas melduje, ma dozór policyjny. On często gościł w komisariacie. A jak go tu nie było, to znaczy, że przebywał w bardziej odosobnionych miejscach.
W końcu trafiamy pod właściwy adres. Ale w domu trudno pana Jacka zastać. Pogoda piękna, dzień długi. Gdzieś krąży.
- To ja namówiłam tatę, by postawił Piepce pomnik – wyjawia 14-letnia córka. – Bo to był bardzo kochany pies. Gdy umarł, cała ulica się zbiegła. Wspólnymi siłami kopaliśmy grób. Tak głęboki, że dorosły mężczyzna zmieściłby się trzy razy. Włożyliśmy Piepkę w drewnianą skrzynkę, obsypaliśmy kwiatami, spuściliśmy do tego dołu i zaczęliśmy wszyscy płakać. A potem tata przywiózł dużą skałę, kupił tablicę, zamówił napis. Czasami palimy w tym miejscu znicze. Modlimy się.
Dziewczynka mówi, że Piepka został znaleziony na ulicy. Był malutki i wyglądał jak czarna kuleczka. A potem zaczął rosnąć.
- On nie chciał przebywać w mieszkaniu – tłumaczy. – W zamknięciu ciągle piszczał. Wolał leżeć na chodniku albo spacerować po dzielnicy. Mądry, karny, usłużny. Wstępował do sklepu, witał się z ekspedientką i wychodził. Znajomym pomagał nosić zakupy. Niekiedy stawał w obronie dzieci, które ktoś usiłował skrzywdzić. Wyczuwał złych ludzi. Sam nigdy nie atakował.
Teraz w domu pana Jacka nie ma psa. Ale – do niedawna był. Amstaff. Psia znajda, którą - jak twierdzi córka - ktoś im ukradł. Nazwali go równie oryginalnie, bo nazwiskiem aktualnego komendanta. Nowy właściciel pewnie psie imię zmienił. Chociaż – kto wie? Może i on bywa w komisariacie częstym gościem?

Dżok z Krakowa

Najsłynniejszy psi pomnik stoi w Krakowie, w pobliżu Wawelu. To pomnik Dżoka, który przez rok siedział na Rondzie Grunwaldzkim, czekając na swego pana. Pana z tego ronda zabrała karetka pogotowia. Dżok nie wiedział, że reanimacja się nie powiodła i pan zmarł. Trwał więc na posterunku dzień i noc, nie pozwalał się zabrać do obcego domu. A gdy w końcu poszedł za jedną z pań, która go dokarmiała, zaznał kolejnej traumy, bo i ta pani wkrótce odeszła. Pies nie chciał żyć, zginął pod kołami pociągu. W roku 2001 krakowianie, ze Zbigniewem Wodeckim na czele, postawili mu pomnik. A Barbara Gawryluk napisała książkę "Dżok. Legenda o psiej wierności".

Szalony Koń

Największy na świecie monument stoi w Górach Czarnych, w USA. Ma 195 metrów długości, 172 wysokości i wciąż się tworzy. To pomnik Szalonego Konia, poświęcony wodzowi Dakotów Oglala i Indianom, kuty w skale. Prace rzeźbiarskie rozpoczął w roku 1948 pewien Polak, kontynuuje jego rodzina. Oczywiście, za własne pieniądze.

Gierek na kółkach

Najłatwiej, bez zbędnych formalności, postawić pomnik, który nie jest trwale przytwierdzony do podłoża. Można to uczynić, na przykład, na platformie na kółkach. Tak, jak to uczynił pewien mieszkaniec miasteczka na Warmii, zwany współczesnym Drzymałą. To pomnik Edwarda Gierka, który – zdaniem artysty – wart jest upamiętnienia, bo drugą Polskę pobudował. Tym, którym pomnik się nie podoba, rzeźbiarz odpowiada, że to jego prywatne dzieło i osobista wizja. A że dzieło jest ruchome i na kółkach, może go ciągać, gdzie chce i pokazywać komu chce, nawet całemu światu.

Złoty Gosiewski

We Włoszczowie najpierw stanął słynny peron, potem pomnik dobroczyńcy, dzięki któremu na prowincjonalnej stacji zatrzymywały się ekspresowe pociągi. Gipsowe popiersie wicepremiera Przemysława Gosiewskiego, pomalowane na złoto, umieszczono w parku na pl. Wolności. Policjanci pomnik zdemontowali i zaczęli szukać twórców dzieła. Komendant wojewódzki mocno w tej sprawie naciskał, domagał się np. znalezienia zarzutów dla sprawców. Teraz te naciski bada krakowska prokuratura, a komendant włada inną komendą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto