Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niania w Warszawie

Karolina Kowalska
Wyręczają zapracowane matki i wyemancypowane babcie. Pracują po dziesięć godzin dziennie, ale zarabiają coraz lepiej. Nawet do dziewięciu tysięcy złotych.

Wyręczają zapracowane matki i wyemancypowane babcie. Pracują po dziesięć godzin dziennie, ale zarabiają coraz lepiej. Nawet do dziewięciu tysięcy złotych. Na rynku jest ich mnóstwo, ale o taką z prawdziwego zdarzenia nadal trudno. O życiu niań w Warszawie pisze Karolina Kowalska.

Na internetowych portalach dla rodziców roi się od opisów niań z piekła rodem. Zostawiających dzieci na pastwę telewizora, odgradzających się słuchawkami od płaczącego niemowlaka, buszujących po lodówce. I o castingach, na które przychodzą dziwolągi z ćwiekami w łuku brwiowym.

Nianie nie pozostają dłużne rodzicom. Mniej skore do opowiadania swoich historii w internecie chętnie dzielą się doświadczeniami ze znajomymi i rodziną. Niejedna z nich mogłaby, wzorem Nicoli Kraus i Emmy Maclaughlin, napisać polską wersję "Niani w Nowym Jorku". Okazałoby się wówczas, że nie tylko bogate trzydziestolatki z manhattańskiej Upper West Side wymagają od opiekunki doktoratu z psychologii i znajomości kilku języków, by potem przekonywać ją, że jest nikim. Ale jeszcze ciekawsza byłaby książka z perspektywy pracowników warszawskich agencji opiekunek. Oni są największą skarbnicą wiedzy o nianiach.

Majowe popołudnie w Warszawskim Centrum Opieki na Ochocie. Joanna Nurzyńska, właścicielka centrum, bezskutecznie próbuje oderwać się od telefonu. Chociaż kryzys zaszkodził rynkowi, nadal przybywa rodzin chcących zatrudnić nianię. Ale i tak jest spokojnie w porównaniu z rokiem 2008, kiedy przez WCO przewinęło się tysiąc kandydatek. Przewinęło się, bo nim przyszła opiekunka trafi na rozmowę kwalifikacyjną, wypełnia kwestionariusz. To, co w nim napisze, decyduje, czy przejdzie do kolejnego etapu.

- Od razu wyczuwamy, czy niania pali, oceniamy jej wygląd, zachowanie, maniery. Po blisko 10 latach w zawodzie potrafię już tak pytać, by dowiedzieć się, czy myśli o pracy poważnie i lubi dzieci - tłumaczy Joanna Nurzyńska. Pod jej skrzydła trafiają te najlepsze. - Doświadczenie nie jest konieczne. Wystarczy, by kandydatka była babcią. Przy wnukach uruchamiamy niezbędne w tej pracy pokłady cierpliwości - tłumaczy psycholog z WCO Ewa Wojda.

Kolejny etap to właściwy dobór niani i rodziny. - Klienci, którzy wymagają wykształcenia, doświadczenia i referencji, czasem decydują się na nianię, która nie spełnia żadnego z tych kryteriów, ale ma świetne podejście do dzieci. Bo liczy się chemia - zdradza Joanna Nurzyńska.

Małgorzata Oxley cztery lata temu zaczęła szukać opieki do trzyipółletniego Jasia i mającej się urodzić Nati. - Wszystko było w porządku - pierwsza pani polubiła dzieci, dzieci panią. My również nie mieliśmy zastrzeżeń. Ale po dwóch tygodniach, kiedy Jaś zdążył się do niej przyzwyczaić, niania zażądała podwyżki. - Podziękowaliśmy jej. Nie wyobrażałam sobie, by moimi dziećmi miał opiekować się ktoś, kto łamie umowy - tłumaczy Małgorzata Oxley.

Wtedy trafiła na panią Jolantę. Rozmowa nie należała do łatwych. Pani Jola ma wymagania i nie każdej rodzinie to pasuje. - Kupiła mnie od razu tym, że interesowała się głównie Jasiem. Nie starała się zrobić na mnie wrażenia, nie uśmiechała się przymilnie. Od razu szukała kontaktu z synkiem - mówi pani Oxley. Kolejnym kryterium była kultura osobista. - Uważam, że zawsze należy szukać niani z podobnego środowiska i zwracać uwagę na jej zachowanie. Trzeba szukać lustra - wyjaśnia.

Nie mogła się zawieść. Pani Jolanta, emerytowana nauczycielka języka polskiego w renomowanym liceum, wychowanka sióstr niepokalanek, zawsze przywiązywała wagę do starannego wychowania. Do tego stopnia, że zapisała trzyletnią Nati do Platerek - szkoły podstawowej im. Cecylii Plater-Zyberkówny przy Pięknej, dawniej słynnej pensji dla panien z dobrych domów.

- Nati musi być na pensji. Jest stworzona, by być damą - tłumaczy pani Jola, dumna z czteroletniej dziś wychowanki. Natalia już w wieku dwóch lat posługiwała się sformułowaniami, jakie trudno usłyszeć od dziesięciolatki. "Zobacz, mrówka usiadła mi na nóżce i zarówno mnie ugryzła" - oświadczała rozbawionej opiekunce.

Małgorzata Oxley nie ma wątpliwości, że bez pani Jolanty jej dzieci nie byłyby dziś tak wrażliwe na sztukę, literaturę, muzykę. Nie nauczyłyby się też tak szybko jeździć na nartach. To pani Jola dała sygnał, że już na to pora. Przez trzy lata z zachwytem patrzyła, jak guwernantka urządza dzieciom zajęcia plastyczne, czyta książki, uczy piosenek. Ale też wysłuchiwała, co należy z dziećmi przedyskutować, w czym je napomnieć.

- Od początku starałam się wpajać Jasiowi i Nati, że to rodzice są najważniejsi. To oni też, a nie niania powinni dziecko karać i ustalać zasady - uważa pani Jola. - W tym zawodzie bardzo łatwo stracić dystans. To my, nianie, dostajemy od dzieci wszystko to, co należy się mamom - pierwszy uśmiech, słowo, rozczarowanie. Przywiązujemy się do siebie nawzajem. Ale dziecko musi wiedzieć, kto jest jego mamą. Z Nati i Jasiem bawiliśmy się w gry słowne: "Mamę i tatę kochamy, kochamy, kochamy, a Jolę lubimy, lubimy, lubimy". Gdybym zauważyła, że któryś z moich wychowanków zaczął mnie darzyć przynależnymi matce uczuciami, zrezygnowałabym z pracy - mówi pani Jola.

Półtora roku po zakończeniu współpracy Małgorzata Oxley nadal dzwoni do pani Jolanty. Wymieniają się opiniami, dyskutują o dzieciach, a nawet, jak kiedyś, o literaturze.

Dziś pani Jolanta wie, że ona też miała szczęście do tej rodziny. Później pracowała u ludzi z nowych bloków. Tam przekonała się, że szeptanych po placach zabaw opowieści o wyzysku i pomiataniu nianiami nikt nie wyssał z palca. Nie chce mówić o tym, jak była traktowana: - Nianię obowiązuje kultura bytowania w cudzym domu. Jej podstawą jest dyskrecja.

Opowieści o "złym państwu" od roku są udziałem 27-letniej Agnieszki Kowalczyk, opiekunki bliźniąt z nowoczesnego osiedla na Bemowie. Odeszła z firmy farmaceutycznej, ze względu na lojalkę do końca roku nie mogła podjąć pracy w zawodzie.

- A że jestem energiczna, odpowiedziałam na ogłoszenie rodziny szukającej dwujęzycznej dziewczyny do opieki nad bliźniakami - mówi. Za dwa tysiące miesięcznie Agnieszka zgodziła się zaopiekować dziećmi i gotować dla wszystkich w domu.

- Dzieci są cudowne, nie mam z nimi kłopotów, choć to bliźnięta. Sen z oczu spędzają mi moi "państwo", a ściślej ich pretensje. Pracodawca stale krytykuje to, co dla niego gotuję, choć wśród znajomych słynę jako znakomita kucharka, a jego żona bez przerwy zmusza mnie do nadgodzin, bo nie wytrzymuje z dziećmi - opowiada Agnieszka. Jej pensja jest przedmiotem kpin wśród innych opiekunek. - Za bliźnięta bierze się co najmniej 2,5 tys. I to bez gotowania. Ale cóż. Nie chcę zostawiać moich berbeciów.

Według Joanny Nurzyńskiej trudno dziś o nianię, która zgodziłaby się sprzątać i gotować. Emancypacja niań nastąpiła w 2007 r. Teraz większość negocjuje warunki pracy, a nawet przedstawia rodzicom program rozwoju dziecka.

Właściciele Nanny Express, działającej od pięciu lat agencji dla VIP-ów, dzielą opiekunki na guwernantki i nianie. - Nianie opiekują się najmłodszymi dziećmi - do drugiego roku życia. Guwernantki pracują z dzieckiem potrafiącym już mówić i dbają o jego rozwój umysłowy - mówi Gosia Barczuk, starszy specjalista od rekrutacji w Nanny Express. Agencja jako jedna z nielicznych w Warszawie zatrudnia nianie na etacie i to ona podpisuje umowę z rodzicami. Za miesiąc pracy niani płacimy tu od 3,5 do nawet 10 tys. zł, ale też wymagamy wysokich kwalifikacji.

- Zatrudniamy osoby po studiach, co najmniej 25-letnie, znające języki obce, na guwernantki - po pedagogice artystycznej i filologiach. Najważniejsze jest jednak podejście do dzieci - mówi Gosia Barczuk. Każda nowa pracownica przechodzi kurs savoir-vivre'u, szkolenia z kreatywności. Niania nie musi sprzątać i gotować dla całej rodziny, ale przygotowuje posiłki dla dziecka i pilnuje, by jadło przy stole i oswajało się z nożem i widelcem. Zgodnie z życzeniami rodziców może rozmawiać z nim tylko w języku obcym, ćwiczyć grę na instrumentach i chodzić do filharmonii. Guwernantka native speaker, będąca jednocześnie nauczycielką gry na pianinie, z przygotowaniem pedagogicznym, zarabia do 9 tys. miesięcznie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto