Władysław Kozakiewicz jest postacią legendarną, znaną wszystkim jeśli nie ze względu na osiągnięcia sportowe, to przynajmniej za sprawą bardzo wymownego gestu pokazanego chamsko wygwizdującym go radzieckim kibicom po zwycięstwie w Moskwie. Ale w swojej autobiografii opisuje nie tylko historię sukcesów sportowych - jest to próba szczerego, otwartego, czasem nawet wkraczającego w intymność, opowiedzenia o swoim własnym życiu z jego cieniami i blaskami.
Władysław Kozakiewicz dzieciństwo i młodość miał bardzo trudne - trenował chętnie, najchętniej do upadłego, a do domu wracał z konieczności, by "zwalić się na łóżko jak wór ziemniaków". To był z jednej strony jego sposób na wyłączenie się z trudnej sytuacji domowej; z drugiej - jak twierdzi bliski przyjaciel Kozakiewicza, również lekkoatleta, Jacek Wszoła - to ukształtowało niezłomny charakter Kozakiewicza, "hartowało stal".
Wśród przytoczonych w trakcie spotkania opowieści było wiele takich, które wiązały się z funkcjonowaniem sportowców reprezentujących PRL za granicą: problemy paszportowe, wizowe i inne podobne. Jedną z ciekawszych anegdot była ta o gazecie, która zastąpiła Kozakiewiczowi wizę, którą ktoś z organizatorów zawodów zapomniał załatwić - celnik na lotnisku nie chciał ich wpuścić na teren RFN, póki nie znalazł ich nazwisk w artykule miejscowego dziennika.
Na spotkani autorskim, oprócz Władysława Kozakiewicza, także Michał Pol, który spisał autobiografię oraz Irena Szewińska i Jacek Wszoła, którzy niejednokrotnie razem z Kozakiewiczem jeździli na różnej rangi zawody. Oboje zostali zaproszeni do wspólnego z głównym bohaterem wspominania co ciekawszych przygód i spotkań, które przeżyli wspólnie.
Jacek Wszoła tak wspominał wspólny z Kozakiewiczem obóz treningowy we Włoszech, przed Igrzyskami Olimpijskimi w Moskwie:
- Niesposób było trafić gorszej pogody, nawet przez myśl nikomu nie przeszło, że przez niemal trzy tygodnie obozu nie będzie dnia bez deszczu. Jednego z pierwszych dni Władek (Kozakiewicz - red.) naderwał sobie poważnie chyba jeden z przyczepów mięśni brzucha i nie mógł robić dosłownie nic. A mimo wszystko trenował. Łzy ciekły mu z oczu strumieniami, ale trenował. Po treningu, który kończył już ledwo trzymając się na nogach, wracał do pokoju, klął i szeptał jakieś słowa do siebie pod nosem, a następnego dnia trenował dalej. Gdyby wtedy zapytał mnie, czy wierzę w jego szanse na Igrzyskach, musiałbym mu szczerze poradzić, żeby odpuścił i nie narażał się na kolejną ciężką porażkę. Ale nie zapytał, pojechał do Moskwy i wygrał, na przekór wszystkiemu i wszystkim.
Z kolei sam Władysław Kozakiewicz o swoim występie w Moskwie mówił, że przynajmniej w pewnej części swój złoty medal i rekord zawdzięcza radzieckim kibicom, którzy swoimi gwizdami i chamskim zachowaniem wyzwolili w nim taką wolę walki i taką ilość adrenaliny, że wygrał.
Podczas niemal dwugodzinnego spotkania można było usłyszeć historie zarówno takie, które zostały zamieszczone w autobiografii, jak również i te, które zachowały się w pamięci gości: Ireny Szewińskiej i Jacka Wszoły, a po części oficjalnej chętni mogli otrzymać dedykację oraz zadać Władysławowi Kozakiewiczowi kilka pytań w prywatnej rozmowie, na które sportowiec chętnie i otwarcie odpowiadał.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?