Za pierwszym razem niełatwo tu trafić. Nocny Market zajmuje nieczynną już część dawnego dworca Warszawa Główna, położonego za Muzeum Kolejnictwa. Jadąc tu warto kierować się właśnie na ul. Towarową, następnie minąć wspomniane muzeum podążając za kolorowym tłumem warszawiaków - wystawców i gości imprezy.
Pierwsze pytanie, które chcemy zadać organizatorom Marketu (Mateuszowi, Piotrowi, Kasi i Ewie), zanim jeszcze na dobre zdążymy ich spotkać, dotyczy lokalizacji - egzotycznej, nietypowej, schowanej pośrodku “niczego” w niszy, którą otaczają ulice i mieszkalne bloki. - Samo miejsce znaleźliśmy już 2 lata temu i od tego czasu zastanawialiśmy się co można tutaj zrobić. Z uwagi na okolicznych mieszkańców, koncerty, głośne imprezy czy kluby nie wchodziły w grę. Piotr i jego dziewczyna, Kasia, wrócili z podróży po Azji z konceptem Nocnego Marketu. Postanowiliśmy wdrożyć ten pomysł na tych siedemdziesięcioletnich peronach. Nie chcieliśmy, by było to miejsce zbyt formalne, podobała nam się luźna atmosfera, która towarzyszy tym delikatnie zaniedbanemu pokrytemu patyną dworcowi. To nas rozczuliło - mówi Mateusz Kuwał.
Warszawa w pigułce
Nocny Market to także ciekawy przekrój warszawskiej gastronomii. Obok pół-amatorskich food trucków wystawiają się tu restauratorzy ze znanych miejsc. Entuzjaści gotowania stoją tu obok “gastronomicznych wyjadaczy” z długoletnim stażem. - Można u nas zjeść każdy rodzaj kuchni, od europejskiej, włoskiej, francuskiej po klasyczną amerykańską, można u nas spotkać prawie każdy azjatycki kraj od Wietnamu, Malezji, Tajlandii po Indonezję - wymienia Mateusz.
I rzeczywiście, na Towarowej zjemy niemal wszystko, czego dusza zapragnie - od specjałów kuchni tajskiej, po pieczone mięso, desery, hiszpańskie tapas, kończąc na naturalnych, ręcznie robionych lodach. Na koniec przystrzyżemy brodę, zrobimy sobie “dziarę” lub pomalujemy paznokcie. Słowem, to cała kulinarna (i nie tylko) Warszawa w pigułce.
Przypomina Azję
Co przyciąga wystawców do industrialnych zaniedbanych przestrzeni starego dworca? - Lubimy to miejsce, bo przypomina Azję. Jest dużo wystawców, każdy proponuje coś ciekawego - mówi Bitos Hoang z Viet Street Food. W podobnym tonie wypowiada się także współwłaścicielka sushi butiku Temari, choć jak przyznaje gotowanie w plenerze może być wyzwaniem. - Podajemy inne rzeczy niż w lokalu. Tutaj odsłaniamy inną twarz butiku, jesteśmy bardziej streetfoodowi, głównie sprzedajemy onigiri, czyli trójkątne “kanapeczki” sushi, które pakujemy w specjalny sposób. Jesteśmy tu bo miejsce jest fajne, ma magię, klimat. Zainteresowaliśmy się nim od pierwszej wizyty - mówi Weronika Kamińska, współwłaścicielka.
Alternatywa dla oklepanych miejsc
Kto odwiedza Nocny Market? Głównie młodzi. - Statystycznie to osoby w wieku 27-35 lat. Jeśli przyjdziecie do nas wieczorem zobaczycie, że siedzą tu ludzie z psami, w towarzystwie przyjaciół, biesiadują. To osoby, które szukają alternatywy dla głośnych i oklepanych miejsc - przyznaje Piotr Dorak, jeden z organizatorów i pomysłodawca imprezy.
Na Nocnym Markecie pojawiamy się trochę po siedemnastej i już wtedy nie brakuje to ludzi. Od brodaczy w spodniach rurkach, po pary w średnim wieku, emerytów w wytwornych kapeluszach i nastolatków przyssanych do swoich e-papierosów. Przeszczepiony z Azji koncept przyjął się w Warszawie nad wyraz dobrze. A jak wypada Nocny Market w porównaniu do azjatyckiego pierwowzoru? Jeszcze trochę nam do nich brakuje. - Wystawcy nie są jeszcze przyzwyczajeni do gotowania w Warunkach streetfoodowych, tutaj trzeba sobie radzić w “uliczny sposób”. Nie wszyscy jeszcze są na to gotowi - przyznaje Bitos Hoang.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?