Każdego dnia odreagowujemy swoje stresy i nieprzyjemności na różne sposoby, tworząc tym samym łańcuch ludzkich reakcji. Negatywnych reakcji.
Ostatnio, czekając w kolejce do lekarza, byłam świadkiem takiej scenki. Dwie kobietki, na oko około trzydziestki rozmawiały ze sobą o swoich problemach. Nie... nie zdrowotnych. Jedna żaliła się na trudną sytuację w pracy. Że szef narwaniec, że czuje się wykorzystywana, bo ze strachu przed utratą pracy godzi się na wiele, co z kolei obniża jej poczucie własnej wartości. W tym czasie kiedy rozmawiały, synek tej narzekającej zaczął się niecierpliwić. Szarpał mamę za rękę, próbując wyegzekwować pieniądze na gorącą czekoladę z automatu, który stał na korytarzu. Mama nie zwracała uwagi zajęta swoim wylewaniem złości, ale po kolejnym szarpaniu za jej rękę ostro zareagowała. Mały się nabzdyczył, odszedł kawałek i porządnie kopnął w ścianę. I wtedy przypomniałam sobie o... kocie. Czytałam kiedyś jedną z książek Ziga Ziglera, w której między innymi opowiada o takich sytuacjach – nazywając je syndromem kopniętego kota.
Właściciel firmy, nazwijmy go: pan B, nie był zadowolony z obrotu sprawy w swojej firmie. Zwołał zebranie, na którym motywował pracowników do jeszcze lepszej i wydajniejszej pracy. Na pierwszy plan poszli spóźnialscy i ci, którzy wychodzą z pracy przed czasem.
- Ponieważ sam powinienem dawać dobry przykład, będę przychodził do pracy pierwszy, a wychodził ostatni – powiedział.
Kilka dni po zebraniu, podczas lunchu w klubie, spotkał znajomego. Rozmowa pochłonęła go tak bardzo, że dosłownie na ostatnią chwilę wskoczył do samochodu, by zdążyć na czas do firmy. Znacznie przekroczył prędkość i został ukarany przez policjanta mandatem i punktami karnymi. Po powrocie do biura, żeby odwrócić uwagę od swojego spóźnienia wezwał swojego zastępcę i zapytał ze złością o szczegóły sfinalizowania ostatniej umowy. Zastępca powiedział, że do umowy nie doszło i próbował wyjaśnić przyczyny. Pan B wciąż był wściekły za ten mandat, nagadał zastępcy wiele przykrych rzeczy, nie omieszkując przypomnieć, że to on go zatrudnił i on może go zwolnić.
Zastępca wstał bez słowa i wyszedł z gabinetu, mamrocząc pod nosem: - Coś podobnego, tyle lat wypruwam żyły dla tej firmy i takie podziękowanie. - Po powrocie do swojego biura zastępca wezwał sekretarkę i zapytał, czy skończyła pisać te listy, które podyktował jej rano. Nie skończyła, bo przyjechał jakiś ważny kontrahent i była zajęta przygotowanie umowy. Zastępca był wściekły, kazał jej te listy napisać natychmiast, a przy okazji przypomniał jej, że nie jest niezastąpiona, że jak sobie nie daje rady, to znajdzie się ktoś, kto ogarnie to wszystko.
W sekretarkę jakby grom strzelił, wybiegła z pokoju, mówiąc głośno do siebie: - Niesamowite! Od siedmiu lat tyram jak dziki osioł, setki godzin przepracowałam extra i nigdy nie dostałam za to złamanego grosza. A teraz on śmie mi grozić wyrzuceniem! - Po powrocie do swojego biuro chwyciła część listów będących jeszcze w rękopisie i wpadła do centralki telefonicznej ze słowami skierowanymi do zaskoczonej operatorki: „Mam tu kilka listów do przepisania. Wiem, że to nie należy do pani obowiązków, ale i tak nie ma pani nic do roboty oprócz siedzenia."
Operatorka centrali oniemiała z wściekłości: - Co za bezczelność! To ja najciężej ze wszystkich pracuję, a najmniej zarabiam...
Chcesz przeczytać całosć artykułu gorzowskiej MM-kowiczki rodorek?Syndrom kopniętego kota
Widowiskowy egzamin dla policyjnych wierzchowców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?