Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Oczywiście, jestem wieśniaczką”

Redakcja
O słoikach, wieśniakach, chamach, localsach, polskim ...
O słoikach, wieśniakach, chamach, localsach, polskim ... T. Mielnik/Muzeum Neonów
O słoikach, wieśniakach, localsach, polskim niewolnictwie, „Miłości na bogato” i o tym, że więcej w nas z chłopów, niż ze szlachty rozmawiamy z Magdaleną Bartecką, współorganizatorką akcji „Jestem ze wsi”.

MM: Jesteś wieśniaczką?
Magdalena Bartecka: Oczywiście.

Ale jesteś wieśniaczą po coming oucie? Nie mówisz szeptem gdy mówisz skąd jesteś?
Uważam, że moje chłopskie pochodzenie nie jest powodem do wstydu. Inni ludzie pochodzący z mniejszych miejscowości również nie powinni się tego wstydzić. Jestem wieśniaczką, ale to nie znaczy, że traktuje wieś jako sielankę, jako miejsca gdzie można się wyłożyć pod drzewem podśpiewując radosne pioseneczki. Bo wieś jest bardzo złożona.

Ale w dużych miastach o wsi mówi się często w sposób dość jednoznaczny: wioska, to synonim czegoś gorszego. Jak sądzisz, dlaczego tak jest? Co jest złego w byciu wieśniakiem?

Zapewne, żeby to wyjaśnić trzeba byłoby cofnąć się do tego w jaki sposób wieś była postrzegana przez ostatnich 200 lat. Przecież 150 lat temu mieliśmy jeszcze pańszczyznę.

Czyli formę niewolnictwa.
Tak, formę niewolnictwa. Ten fakt został z naszej pamięci niemal zupełnie wyparty. Wieś w polskiej kulturze postrzegana jest z perspektywy szlacheckiej. To bardzo wpłynęło na jej postrzeganie. Chłop w takiej wizji był kimś gorszym. Dlatego chętniej identyfikujemy się ze szlachtą, choć w przytłaczającej większości jesteśmy potomkami chłopów, nie szlachciców. Ogromna większość z naszych przodków raczej przypominała niewolników z filmu Django, niż sielskie życie w białym dworku znane nam np. z "Pana Tadeusza".

Kojarzysz słoikowy neon?
Kojarzę.

Sądzisz, że to dobry sposób na oswajanie tych animozji?

Warto byłoby się zastanowić dlaczego taki podział istnieje. Warto się zastanowić kto ten podział nakreślił i w jakim celu.

Kto go więc nakreślił i w jakim celu?
Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych. Nie twierdzę, że ktoś siedzi i knuje w jaki sposób skłócić mieszkańców dużych miast i mniejszych ośrodków. Podział widzę jako produkt uboczny pewnych wielkich procesów społecznych i ekonomicznych. Chociaż z drugiej strony sądzę, że jest on na rękę na elitom opiniotwórczym. Wiesz, chodzi o tworzenie podziałów między grupami, które mają wspólne problemy.

Zobacz też:
Top Gear w Warszawie
Wielki jezus na bloku na Targówku. Nowy pomysł Pawła Althamera

Czyli?
Spójrz na rynek pracy. Niezależnie od tego, czy ktoś jest z małego miasta, czy mieszka w dużej metropolii w biedniejszej dzielnicy to boryka się z podobnymi problemami. I jedni i drudzy nie mogą znaleźć pracy, a jeżeli już znajdują, to pracują na śmieciówkach, mają problemy z wynajęciem mieszkania, albo z kredytem, nie mają zabezpieczeń socjalnych, takich jak choćby ubezpieczenie zdrowotne. Oczywiście nie twierdzę, że różnice między np. Tomaszowem Lubelskim a Warszawą nie istnieją, bo istnieją. Jednak nie zgadzam się na nakreślanie takiego podziału, w którym rodowici warszawiacy mieliby w jakiś sposób walczyć ze słoikami, bo podział powinien przebiegać zupełnie gdzieś indziej. Chodzi o podział na tych, którzy mają kapitał i na tych, którzy go nie mają. Zwróć uwagę na to, że w call center pracują zarówno osoby z małych miejscowości jak i ludzie w Warszawy.

Coś w tym jest, bo jeżeli spojrzę na osoby z tzw. biedniejszych dzielnic w Warszawie i wielu znajomych z mojego rodzinnego Ełku, gdzie rzeczywiście się nie przelewa, to ci ludzie wyglądają bardzo podobnie. Mówią o świecie w bardzo podobny sposób. Jak się jednak spojrzy na bogatszych w Ełku i bogatszych w Warszawie, to też są podobni do siebie nawzajem.

Chodzi tu przede wszystkim o podział na centrum i peryferia. Polska prowincja jest niedoinwestowana: likwiduje się połączenia kolejowe, zamyka się szkoły, sądy. Ale podobne procesy mają miejsce w Warszawie, gdzie likwidowano szkoły m.in. na Pradze Płd. Polskie społeczeństwo coraz bardziej się rozwarstwia. Podobnie jest na wsi. Zwróćmy uwagę na przykład na rolników. Z jednej strony mamy drobnych producentów, a z drugiej wielkich posiadaczy ziemskich, którzy kupili popegeerowskie grunty i często wcale nie ruszają się z miasta.

Kojarzysz serial „Warszawa na bogato”?
Tak.

Myślisz, że to może się jakoś przyczynić do utrwalania stereotypów na miastowych, którzy piją na śniadanie szampana i jakąś niezidentyfikowaną resztę?
To jakaś zupełna iluzja, że młodzi ludzie przyjeżdżają do Warszawy robić kariery i piją szampana na śniadanie. Takie seriale składają obietnice, które są w naszej rzeczywistości nie do spełnienia. Nie wyobrażam sobie, że młody człowiek po prostu przyjeżdża do Warszawy i lansuje się na mieście nie mając swoich pieniędzy. Oczywiście nie mówię, że takich ludzi nie ma. To jest możliwe, pod warunkiem, że mu rodzice te pieniądze dadzą. Ale tu znowu wracamy do budowania sztucznych podziałów. Nie dajmy się temu zwieść.

Ale debata o słoikach, wieśniakach i localsach to jest też chyba debata o tym, czym jest miasto, czym powinno być, jak powinno wyglądać.
Nie ulega wątpliwości, że miasto to przestrzeń publiczna i nie powinna być zawłaszczana. Pytanie – kto ją zawłaszcza? Ludzie, którzy przyjeżdżają do Warszawy z małych ośrodków, szukać tu pracy, czy raczej deweloperzy i elity żyjące na grodzonych osiedlach? Zresztą ci ludzie, którzy mówią źle o przyjezdnych powinni przejrzeć swoje korzenie. Z pewnością ich ciocie, wujkowie, dziadkowie, babcie skądś do tego miasta przyjechali. I to była dla nich nowa przestrzeń. Zwłaszcza w Warszawie, która była po wojnie odbudowywana – dzięki wysiłkowi całej Polski. Miasto jest właściwie nową formą organizacji przestrzeni. W Polsce dopiero w latach 70-tych ilość osób mieszkających w mieście wyrównała się z ilością osób żyjących na wsi. Niemal wszyscy więc mamy przodków na wsi. Warto o tym pamiętać. Nie trzeba wstydzić się naszych korzeni. I stąd też nasza kampania „Jestem ze wsi”.

Czym jest kampania „Jestem ze wsi”?
Wymyśliliśmy ją zdając sobie sprawę właśnie z tego, że tożsamość chłopska jest wypierana, jest czymś wstydliwym. Właściwie w Polsce można mówić o „chamofobii”. Postanowiliśmy pokazać, że my sami się nie wstydzimy tego, że jesteśmy ze wsi.

Ile osób wchodzi w skład stowarzyszenia Folkowisko, które organizuje akcję i czym się zajmujecie?
W stowarzyszeniu Folkowisko jest około 20 osób. Do tego dochodzi spora grupa, która pomaga, angażuje się w projekty. Poza stowarzyszeniem robimy bardzo różne rzeczy, np. Marcin Piotrowski, inicjator całego zamieszania pracuje na co dzień w fabryce w Irlandii. Jesteśmy ludźmi z różnych miejsc Polski, którzy spotykają się w Gorajcu, małej wiosce na Podkarpaciu. Tam też organizujemy Festiwal Kultury Pogranicza „Folkowisko”.

A co w Warszawie?
W najbliższą środę o godzinie 18.00 w Pracowni Duży Pokój, przy Koszykowej 24/12. odbędzie się debata „Polska pany? Polska chamy?” W Warszawie zrobiliśmy też happening, podczas którego nadaliśmy stolicy prawa wiejskie.

A jak ludzie na to reagowali? Bo pewnie stykacie się bezpośrednio z osobami, które uważają, że miejsce słoików jest, bo ja wiem, w słoikach.
Spotykamy się z różnymi reakcjami. Podam taki przykład. Ktoś z w jednym z komentarzy w Internecie do jednej z naszych akcji napisał o tym, że „wieś to stan umysłu”. No ale co to właściwie znaczy? Skąd wziął się taki pomysł, że „wieś to stan umysłu”? No właśnie z tego przeświadczenia, że wieśniak to człowiek gorszy, nieobyty. Problem jest taki, że my w mieście tej wsi w ogóle nie znamy.

Albo sielanka z polskich seriali, albo filmy Smarzowskiego: wóda, błoto, siekiery.
Dokładnie tak jest.

Chociaż ja przez pewien czas mieszkałem na wsi i wieś właśnie pamiętam jako tą, w której było dużo alkoholu, a przemoc nie była niczym nadzwyczajnym.

To prawda. Wieś na początku lat 90. przeżywała załamanie. W wyniku planu Balcerowicza, który najmocniej uderzył w rolników ich dochody spadły w ciągu roku o ponad połowę. Ale jak popatrzysz na aktualne wskaźniki spożycia alkoholu w mieście i na wsi, to okazuje się, że w miastach w przeliczeniu na głowę mieszkańca pije się więcej. To wszystko jest pełne stereotypów i przekłamań. Dlatego ten stereotyp wieśniaka i chama jest tak bardzo silny. Nie daliśmy sobie szansy się poznać wzajemnie. A tak naprawdę jesteśmy takimi samymi ludźmi, którzy jedzą na obiad to samo. Musimy dać sobie szansę poznać siebie bez uprzedzeń. To jest oczywiście trudne, to jest ciężka praca, którą mamy przed sobą.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto