MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Ojciec pedofil ma więcej praw od ofiary

Magdalena Hodak
Agatka była molestowana i gwałcona przez ojca, zanim skończyła cztery lata. Dziś dziewczyna ma 19 lat. Jej życie może lec w gruzach, bo ojciec, po wyjściu z więzienia, nie zamierza dać jej spokoju.

Agatka była molestowana i gwałcona przez ojca, zanim skończyła cztery lata. Dziś dziewczyna ma 19 lat. Jej życie może lec w gruzach, bo ojciec, po wyjściu z więzienia, nie zamierza dać jej spokoju. Napisał do Strasburga, że naruszono jego prawo do obrony. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał jego racje i nakazał Polsce wypłatę zadośćuczynienia. Polski rząd nie odwołał się od wyroku, a Sąd Najwyższy, chociaż nie musiał, uchylił wyrok i nakazał wznowienie postępowania. Za kilka miesięcy Agata stanie przed łódzkim sądem. Będzie znów przeżywać koszmar, który zniszczył jej dzieciństwo, poharatał ciało i uczucia.

Agata przyszła na świat w 1990 r. w tzw. normalnej rodzinie. Miała dwa latka, gdy tata zaczął ją dotykać. Potem robił też inne rzeczy. Bolało. Bardzo. Ale tata mówił, że to zabawa. I że to ich wielka wspólna tajemnica. Patrzył też dziwnie. Dostawała od niego zabawki i słodycze, więc nie płakała i nie skarżyła się mamie. Znienawidziła kąpiel, a zwłaszcza mycie dolnych partii ciała. Krzyczała, wyrywała się i narzekała, że bolą ją nóżki. Pewnego wieczoru kobieta skamieniała, gdy weszła do pokoju i zobaczyła męża, który gładził i drażnił intymne okolice córki. Zabrała dziecko i przeprowadziła się do siostry. Rozmowa z córką przeraziła ją, bo Agatka przyznała, że tatuś nie po raz pierwszy tak się z nią bawił. Kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury. To było 15 lat temu.

Agata u psychologa

Sprawa była badana ze szczególną delikatnością. Rzecz działa się w niewielkim mieście. Dla polskiego wymiaru sprawiedliwości kluczowa stała się opinia biegłej, która na podstawie opinii osób trzecich i obserwacji dziecka stwierdziła, że mogło być one ofiarą molestowania seksualnego. Podczas pierwszego spotkania z dziewczynką nie udało się nawiązać z nią rozmowy. Uwadze psychologa nie uszły jednak gesty, mowa ciała i zabawa pomocami dydaktycznymi. Jasno wskazywały, że w domu Agaty działo się coś niedobrego.

W czasie powtórnej rozmowy biegła poprosiła dziewczynkę o sporządzenie rysunków przedstawiających jej rodzinę. Udało się nawiązać kontakt z małą. Potem Agatka bawiła się lalkami, symbolizującymi ją samą, ojca i matkę. Ekspertka stwierdziła, że z racji wieku nie jest możliwe, aby wymyślała takie "zabawy" z ojcem. Ich scenariusz był porażający. Badania pozwoliły na zdecydowane sformułowanie wniosku, że dziewczynka była wykorzystywana seksualnie przez ojca. Wyraźnie wspominała o bólu w okolicy odbytu w związku z zabawą z ojcem. To było nic w porównaniu z opinią lekarza. Na początek stwierdził zapalenia narządów płciowych. To, co opisano w dokumentacji medycznej dla sądu, jeży włos na głowie. Biegły stwierdził m.in., że odbyt dziecka jest uszkodzony.

Gwałt ze szczególnym okrucieństwem

Podczas procesu w Łodzi biegli zapoznali się z opinią psycholog w sprawie Agatki. Nie znaleźli podstaw do podawania w wątpliwość ich skrupulatności i poprawności. Sąd przesłuchał świadków, zapoznał się z opinią seksuologiczną i psychiatryczną oskarżonego. Prawomocny wyrok zapadł w Sądzie Apelacyjnym w Łodzi w marcu 1998 roku. Ojciec Agaty został skazany za czyny lubieżne wobec nieletniej i gwałt ze szczególnym okrucieństwem na cztery lata więzienia. Wniosek o kasację wyroku oddalił Sąd Najwyższy. W procesie cywilnym zasądzono na rzecz pokrzywdzonej 60 tysięcy zadośćuczynienia i prawie 2,5 tys. zł odszkodowania.

Skarga do Strasburga

Za kratami ojciec Agatki miał czas na przemyślenia. Uznał, że to on jest pokrzywdzonym w sprawie. Napisał do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu na Polskę. To, co stało się potem, przypomina zły sen. Trybunał uznał racje zwyrodnialca. Wytknięta przez Strasburg niesprawiedliwość ma polegać na tym, że ojciec nie mógł zadawać czteroletniej wówczas Agacie pytań i obserwować jej reakcji podczas przesłuchania. Sędziowie z Trybunału jakby nie zauważyli orzeczenia biegłej psycholog, która stwierdziła, że dziecko nie może być poddawane jakimkolwiek czynnościom procesowym, bo grozi to jej trwałym urazem psychicznym. Przypomniała, że podczas pierwszej rozmowy na etapie postępowania przygotowawczego, prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Pabianicach, nie udało się wydobyć z przerażonej dziewczynki ani słowa. Dowód z przesłuchania został uznany, zgodnie z kodeksem karnym, za niemożliwy do przeprowadzenia.

Jednak Europejski Trybunał Praw Człowieka stanął na stanowisku, że przesłuchanie Agatki mogło przybrać postać rozmowy w obecności psychologa i matki z dopuszczeniem pytań, złożonych na piśmie przez obronę oskarżonego ojca. Albo mogło odbyć się w pomieszczeniu wyposażonym w lustro weneckie.

Janusz Wołąsiewicz, dyrektor biura pełnomocnika ds. postępowań przed międzynarodowymi organami ochrony praw człowieka w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który reprezentował polski rząd w sprawie skargi ojca Agatki, nie kryje uznania dla fachowości i wrażliwości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Mówi, że zebrany materiał dowodowy wystarczał do skazania mężczyzny. - Sąd przeprowadził rzetelne, bardzo szczegółowe postępowanie dowodowe. Oskarżony miał dostęp do protokołu biegłej i możliwość składania kontrargumentów. Przedstawiał swój punkt widzenia - wspomina w rozmowie z "Polską Dziennikiem Łódzkim" Wołąsiewicz.

Ziobro nie ma dziś czasu

MSZ nie odwołało się jednak od wyroku do Wielkiej Izby, choć miało taką możliwość. Dlaczego?

- Szanse na uwzględnienie odwołania były minimalne. Tylko jeden procent odwołań jest uwzględniany. Poza tym konsultowaliśmy się z Ministerstwem Sprawiedliwości w tej sprawie i po tej konsultacji zrezygnowaliśmy z walki - dodaje Wołąsiewicz. Konsultacje trwały, gdy resortem zarządzał minister Zbigniew Ziobro. Wielokrotnie deklarował konieczność pomocy ofiarom przestępstw. Co dziś ma do powiedzenia?

Zbigniew Ziobro stwierdził, że nie przypomina sobie sprawy Agaty. Kiedy streściliśmy o co chodzi, odpowiedział, że nie ma czasu na rozmowę, bo... jest w trakcie kampanii do Parlamentu Europejskiego. Na pytanie, dlaczego Polska nie skorzystała z prawa odwołania od orzeczenia trybunału w Strasburgu, odparł, że mamy wyjątkowo słabe przedstawicielstwo w Strasburgu. - PiS chciał zmienić to przedstawicielstwo - powiedział i rozłączył się.

Ostatecznie sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka uznali skargę ojca Agaty stosunkiem głosów 5:2. W świetle Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, którą Polska - jako członek Rady Europy - ratyfikowała w 1993 roku - proces nie był sprawiedliwy. O dziwo, sędzia Trybunału Leszek Garlicki z katedry prawa konstytucyjnego Uniwersytetu Warszawskiego także przychylił się do wniosku ojca Agaty. Dlaczego tak zdecydował? Nie sposób odpowiedzieć. Na uczelni usłyszeliśmy, że kontakt z nim jest utrudniony, przebywa w Brukseli i wróci za dwa lata. Jednak sędziowie Josep Casadevall z Andory i Ljiliana Mijović z Bośni i Hercogowiny w odrębnej opinii zaznaczyli: "Uważamy, że polskie organy sądownicze działały z wyjątkową ostrożnością - w zgodzie z zaleceniami psychologów - w celu ochrony wrażliwej ofiary i oszczędzania jej dalszych krzywd".

1800 euro to za mało

Ojciec Agaty ostał 1800 euro odszkodowania od państwa. Nie zadowoliło go to, bo domagał się od rządu w zamian za szkody wyrządzone przez polski wymiar sprawiedliwości prawie 500 tys. zł. Poczuł się lepiej, gdy 23 kwietnia tego roku Sąd Najwyższy nakazał wznowić postępowanie sprzed lat, uchylić wyrok i skierować sprawę do ponownego rozpoznania. - Proces w niniejszej sprawie nie został uznany za rzetelny, przede wszystkim w uwagi na nieprzesłuchanie pokrzywdzonej w toku postępowania i uniemożliwienie oskarżonemu zadania jej pytań - podkreśla prof. Piotr Hofmański, sędzia i rzecznik Sądu Najwyższego. Czy słuszny jest wniosek, że SN, nakazując wznowienie postępowania, zaprzeczył sam sobie, gdyż wcześniej w lutym 2001 roku oddalił skargę kasacyjną? Profesor Hofmański odpowiada, że sytuacja tego rodzaju nie ma miejsca, ponieważ zarzuty kasacyjne dotyczyły innych zagadnień niż skarga do Trybunału. W kasacji była mowa o nieuwzględnianiu wniosków dowodowych o powoływanie kolejnych biegłych. Kwestia naruszenia prawa do obrony i zaniechania przesłuchania pokrzywdzonej nie była więc przez SN rozważana.

Profesor Marian Filar, karnista, nie słyszał, aby w historii wymiaru sprawiedliwości wydarzyła się podobna historia. - Od tych wszystkich rozpraw świat nie stanie się lepszy. I lepiej dajmy sobie z nimi spokój - zdenerwował się profesor, podkreślając jednocześnie, że Strasburg jest po to, aby bronić także praw przestępców.

- Ale w tym całym zapale ideowym powinien pamiętać, aby nie doprowadzić do karykatury szczytnego celu. A tak się w tym przypadku stało. Walcząc o prawa przestępcy, na boczny tor zostało zepchnięte dobro pokrzywdzonej - ocenia prof. Marian Filar.

Lew Starowicz na lustro by się nie zgodził

Sprawą Agaty jest do głębi poruszony profesor Lew Starowicz, seksuolog i biegły sądowy. Podkreśla, że Trybunał w Strasburgu, walcząc o prawa człowieka, paradoksalnie skazał młodą kobietę na niewyobrażalne cierpienie. - To będzie wielka trauma dla pokrzywdzonej, bo tego typu makabryczne przeżycia są wypierane do podświadomości. Sędziowie w Strasburgu nie do końca znają realia polskiego sądownictwa. Lustra weneckie, kamera wideo w polskich sądach w latach 90.? To teraz rzadkość! Ja bym w opisywanej sytuacji na wideo i lustro nie zgodził się. Pabianicka prokuratura i łódzki sąd postąpiły bardzo roztropnie, nie wzywając na salę rozpraw dziewczynki. Wyrok Trybunału i Sądu Najwyższego jest ewidentnym przykład bezdusznej, bezrefleksyjnej Temidy, działającej w imię sztywnej legislacji.

Olga Kudanowska, koordynator programu "Dziecko świadek szczególnej troski" w fundacji "Dzieci niczyje" też dziwi się decyzji Trybunału w Strasburgu i Sądu Najwyższego. - To niewiarygodne, przerażające. Przecież wiele dokumentów Unii Europejskiej alarmuje, aby chronić ofiarę. Z moich obserwacji wynika, że w kwestii praw do obrony, wyrok polskiego sądu mógłby skrajnie inaczej ocenić inny skład sędziowski w Strasburgu - zaznacza Olga Kudanowska. I przypomina, że o konieczności minimalizowania cierpień ofiary mówią choćby wskazania Rady Europy z 1985 roku. Z kolei Rada Komisji Europejskiej 15 marca 2001 r. wydała dokument o pozycji ofiary w postępowaniu karnym. Ochrona ofiar przemocy stała się priorytetem powołanej w kwietniu przez ministra sprawiedliwości Rady ds. Pokrzywdzonych.

Na europejską miarę skrojone są specjalne wytyczne prokuratora generalnego dla prokuratorów z 20 lutego br. "Praktyką organów ścigania powinny być działania zapewniające pokrzywdzonym korzystanie z przysługujących im uprawnień procesowych oraz istniejących form wspierania finansowego, psychologicznego, terapeutycznego, socjalnego oraz każdego innego niezbędnego dla zapewnienia im ochrony i poczucia bezpieczeństwa osobistego" - czytamy w dokumencie. Tylko co z tego wynika dla pokrzywdzonej w dzieciństwie Agaty? Nic. Nawet rzecznik praw obywatelskich nie jest w stanie oszczędzić Agacie ponownych wizyt w sądzie. Dorota Krzysztoń, główny koordynator RPO ds. pomocy ofiarom przestępstw, zastrzega, że RPO ma ustawowy zakaz ingerencji w niezawisłość sądu.

- Ale będziemy obserwować wznowiony proces i zareagujemy, jeśli sąd w rażący sposób naruszy prawa pokrzywdzonej. Nie można osoby pokrzywdzonej traktować przedmiotowo - tylko jako dowodu w sprawie - jej interesy są chronione prawem - zaznacza Krzysztoń.

Proces zacznie się jesienią

Jarosław Papis, rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi, potwierdził, że kwietniowy wyrok Sądu Najwyższego dotarł do sądu. Proces rozpocznie się od nowa prawdopodobnie jesienią. - Z czysto teoretycznego punktu widzenia pokrzywdzona będzie mogła jako osoba bliska dla oskarżonego odmówić składania zeznań. Może nie pamiętać tego, co wydarzyło się przed laty. Od popełnienia przestępstwa minęło przecież kilkanaście lat - zauważa sędzia Grzegorz Wasiński, przewodniczący wydziału IV karnego SO w Łodzi, w którym odbędzie się proces.

* * * * *

Ojciec Agaty po wyjściu z więzienia stracił pracę, wpadł w długi alimentacyjne. Nie wyprowadził się z rodzinnego miasta, ale zmaga się z piętnem skazanego. Przeprowadził się do innej dzielnicy, na jego drzwiach nie ma nazwiska. Jego numer telefonu jest zastrzeżony. Gdy zostawiamy pod jego wycieraczką prośbę o kontakt, szybko oddzwania.

- Prosiła pani o kontakt, o co chodzi?

- O sprawę pana córki. Czego pan oczekuje?

- Uniewinnienia. Nic złego córce nie robiłem.

- Czy po wyroku Strasburga i Sądu Najwyższego odczuwa Pan satysfakcję?

- Po części. Po uchyleniu prawomocnego wyroku przez Sąd Najwyższy jestem co najwyżej podejrzany. Teraz winę trzeba mi będzie udowodnić. A wedle zasady domniemania niewinności nie jestem przestępcą.

- Wystąpi Pan o odszkodowanie?

- Na to pytanie odpowiem, kiedy zakończy się proces.

- Utrzymuje Pan kontakt z żoną i córką?

- Nie i nie wiem, co się z nimi dzieje.

- Są w Polsce?

- Nie mam pojęcia.

- Niedługo dzięki Panu wchodząca w dorosłe życie córka będzie musiała cierpieć.

- Też cierpię.

- Na czym polega Pańskie cierpienie?

- Nie chcę o tym mówić. To delikatna sprawa.

Agata z mamą rok po prawomocnym wyroku łódzkiego Sądu Apelacyjnego wyprowadziła się z rodzinnego miasta na Lubelszczyznę. Potem słuch o nich zaginął.

• Imię dziewczynki zostało zmienione.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto