Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatnie dni Grünbergu –Ranek Popielcowy 14 lutego 1945, [tekst© Zdzisława Piotrowskiego]

Szambelan Lubuski
Szambelan Lubuski
byłem, widziałem zniszczenia Drezna
byłem, widziałem zniszczenia Drezna foto Macewicz
Regulamin portalu „mmzielonagora.pl" DOZWALA więc publikuję Mój - AUTORSKI tekst odtwarzający niektóre dni w niemieckim jeszcze mieście które przygotowuje się do „oswobodzenia" przez Armię Czerwoną. Akcja się dzieje na pograniczu więc są „słowa" wtedy używane.

   - Herr Pharer – telefon dzwoni- zawołała Halina. – Mówiłam, że ksiądz dopiero po czwartej się położył ale to dzwoni ktoś z Dresden, mówi że katastrofa- ponaglała Halina.Ksiądz Georg z trudem budził się. – Gutt. Z Dresden? Powiedz, że już idę. Wyjdź dziewczyno bo muszę założyć spodnie- rozkazał.   - Guten Tag- usłyszał ksiądz w słuchawce. - Meine Name ist Gerhart Hauptmann. Ksiądz pamięta chyba mnie z mojej wizyty u profesora Leedera Maksimiliana. Mieszkam w Dreźnie. Dzwonię ze smutną wieścią. Ksiądz chyba już słyszał przez radio, że dzisiejszej nocy na nasze miasto Amerykanie i Anglicy zrzucili apokaliptyczną ilość bomb. Były trzy szturmy, po kilkaset samolotów. Śródmieście stanęło w ogniu. Spalony jest mój ulubiony Frauerkirche, symbol Drezna. Ale dzwonię nie dlatego aby się pożalić. Gdy wczesnym rankiem wyszedłem oglądnąć zniszczenia widziałem zapadniętą całą pierzeję ulicy od dworca do mostu na Elbe. Na chodniki wyczołgiwali się ranni. Od nich dowiedziałem się, że przyjechali koleją z Grünbergu. Zakwaterowano ich w budynku szkolnym. I ten budynek został zbombardowany. Ja już swoje przeżyłem ale „Kto zapomniał co to płacz, ten uczy się go na nowo w chwili zagłady Drezna".   - Zastanawiam się, czy sprawiedliwy Bóg nazbyt nie karze narodu niemieckiego za butę naszego Führera- odpowiedział ksiądz Gottwald. - Mój wikary, ksiądz Wilhelm zna angielski więc nasłuchuje radia i o tym nalocie wiemy. Odprowadzający na pociąg swoich najbliższych przeszli zbiorczo o kościoła przy Bahnhofstrasse aby się pomodlić za szczęśliwą drogę. Przed wyjazdem, dla moich wiernych - katolików odprawiłem intencyjne nabożeństwo w moim kościele świętej Jadwigi. Miałem nadzieję, że dobry Bóg uchroni tych niewinnych ludzi od katastrofy wojennej. Przecież oni wyjechali aby nie cierpieć na skutek przejścia linii frontu. Niezbadane są wyroki boskie.   - Jeśli księdzu to pomoże w zrozumieniu cierpienia narodu niemieckiego to właśnie dzwonię aby powiedzieć, że my, tutaj, w centrum Niemiec też cierpimy, od bombardowań, od głodu, od chorób które dziesiątkują już zabiedzoną ludność- włączył się Herr Gerhart. - Jeśli wolno to chciałem się dowiedzieć o losy szacownego profesora Leedera. Czy w tym transporcie on był? I co z drugim Maksymilianem, panem Ludwigiem? Co z panem Ernestem Busse?- zasypał pytaniami.   - Profesor Leeder pozostał w mieście. Ma przecież 87 lat i chce spocząć w tutejszej ziemi. Herr Ludwig nadal zapisuje wydarzenia w swojej kronice i nie chce wyjeżdżać. Jeśli chodzi o wieloletniego burmistrza, zacnego Ernsta Busse to już dawno wyjechał do rodziny, do Berlina- odpowiedział ksiądz.
                                                                           * * *
Przed południem przestał padać uciążliwy deszcz. Ksiądz Gottwald odprawił nabożeństwo popielcowe. Kościół był pełen. Strach przed nadchodzącą przyszłością przywiódł Grünberczyków do świątyni. Tutaj mieli tak potrzebną w tych chwilach więź z bliźnimi. Oczekiwali od kapłana słów nadziei i pociechy. W tłumie modlących się byli też Polacy, Rosjanie, Włosi, Francuzi...Wszyscy zdawali sobie sprawę, że wojna nie wybiera. Jeśli miasto będzie zdobywane z użyciem artylerii i bombardowania to rozrywające się pociski nie będą wybierały ludzkich celów wg narodowości i zapatrywań politycznych. Ucierpieć mogą wszyscy. Jedynie wierzącym w miłosierdzie boskie tli się nadzieja, że okrutny los ich ominie bo chcą przecież żyć, żyć dla rodziny, żyć by wyśpiewywać chwałę bożą.W kazaniu ksiądz najpierw opowiedział o dywanowych nalotach angielskich samolotów ubiegłej nocy na starówkę miasta Drezna. Wezwał zgromadzonych aby na klęczkach odmówili modlitwę za zmarłych „Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie". Powiedział tez to po polsku i mimo, że zbombardowano terytorium wroga Polacy klęknęli i po swojemu odmawiali tekst modlitwy.Wszyscy byli na kolanach. Niektórzy pochyleni z oczami wbitymi w kościelną posadzkę albo zwrócone ku górze, szukające pocieszenia w postaci Chrystusa z krucyfiksu w ołtarzu. Niektórzy mieli oczy zamknięte modląc się po cichu, inni zasłonili twarze złączonymi dłońmi, a przez palce przeciekały łzy.Jeszcze klęczeli wszyscy gdy w tej ciszy rozległ się głos księdza:- Módlmy się za dusze naszych braci Grünberczyków którzy uciekając przed żołnierzem Ruskim znaleźli śmierć z rąk i samolotów żołnierza angielskiego-.Modlący podnieśli głowy i spojrzeli ku księdzu nie rozumiejąc tej zapowiedzi. Ale ksiądz niezwłocznie powiedział:   - Cały pociąg ewakuowanych w poniedziałek Grünbergczyków bezpiecznie dojechał do Drezna i we wtorek prawie wszyscy ulokowani zostali w gmachu szkolnym w pobliżu Frauerkirche. Sam nie chciałem wierzyć gdy zacny poeta Gerhart Hauptmann, zadzwonił do mni9e dziś rano z zapytaniem o losy kilku znamienitych osób z naszego miasta które poznał gdy gościł u naszego profesora Maksimiliana Leedera. Otóż ten wiarygodny świadek powodowany i ciekawością i chęcią ratowania ludzi udał się do zbombardowanego centrum Drezna. Tam od wyczołgujących się z ruin nieszczęśników dowiedział się, że gruzy gmachu szkolnego przykryły niewinnych ludzi szukających ratunku w obcym mieście. Módlmy się za naszych braci!-Szloch był odpowiedzią na księżowskie zawołanie o modlitwę. Wielu wstało rozglądając się po kościele, szukając wśród spojrzeń innych odpowiedzi na cisnące się pytanie: - Warum?Kilkoro wybiegło albo pospiesznie wyszło z kościoła. Może biegli powiadomić domowników, krewnych, sąsiadów o tym nieszczęściu? Może chcieli w tej tragicznej chwili w osobności przeżywać tę hiobową wieść? Może zwątpili w boską sprawiedliwość?Pozostali w świątyni modlili się za dusze ofiar tej wojny. Ksiądz zapowiedział mszę żałobną za Grünberczyków tego transportu na następną środę. Obiecał, że zrobi wszystko aby coś więcej się dowiedzieć o losie tego transportu uciekinierów. Może ustali się nazwiska tych co przeżyli?.
   * * *
Przyjechał pszczelarz z Odereck.   - Przywiozłem księdzu w prezencie trzy wiadra miodu- powiedział. - Ksiądz był wielkim smakoszem i solidnym klientem mojej pasieki. Teraz gdy uciekamy ze swojego gospodarstwa nie mam komu zostawić miodu więc żona mi doradziła aby dać księdzu a on zużyje ile będzie potrzebował a resztą podzieli się z biednymi-   - Ponieważ to dar dla parafii to po dziękuję słowami „Bóg zapłać". Ale co się stało, że tak późno się zdecydowaliście na ucieczkę?- zapytał ksiądz zapłakaną małżonkę pszczelarza.  - Z okien domu widzieliśmy jak nasi żołnierze zakładają miny na moście na Odrze. Sądziliśmy, że od strony Zülichau droga zostanie odcięta i front albo do nas nie dotrze albo nas ominie- opowiadała.   - Coś zaszwankowało. Nasi się zagapili z odpaleniem ładunków i przez zaminowany most przejechały rosyjskie czołgi- objaśnił pszczelarz. – Jak tak ważny most jest w ruskich rękach to na pewno będą go pilnowali i rozlokują się w okolicznych domach. Dlatego uciekamy. Zaoszczędziłem benzynę i powinna starczyć na dojazd do Cottbus. Mam tam bratową to nas przygarnie. Co będzie potem? Zobaczymy-.   - A co z pszczołami? Co będzie z ulami?- zapytała Regina.- Jest zima. Pszczoły śpią. Może wrócimy zanim pszczoły wylecą z uli?- głośno myślał właściciel pasieki. I wtedy żona go przywołała i coś poszeptała półgłosem. Pszczelarz zwrócił się do księdza:   - Dobrze, że Frau Regina potrafi w tym gorączkowym czasie zachować zimną głowę. Ludzie myślą tylko o sobie a przecież pszczoła tak szlachetny owad zasługuje na ludzką opiekę. Ksiądz pozwoli kawałek papieru to napiszę upoważnienie do dysponowania ulami jeśli w stosownym czasie nie powrócimy. Jeśli Ruskie uli nie zniszczą to ksiądz przekaże pszczele rodziny w dobre ręce. Może szpitalowi albo dla sierot?- sprecyzował swoje życzenie bartnik z Odereck.
                                                                                  * * *
Przyszedł sąsiad Richard Kintzel architekt z Eckenerstrasse.   - Guten Tag. Chciałbym z księdzem proboszczem zamienić parę słów na osobności- zaczął, zaniepokojony wielką ilością gości na plebanii. Ksiądz właśnie wychodził do kościoła aby przygotować się do mszy. Poprowadził gościa do zakrystii. W środku był kościelny i jeden ministrant.   - Obejdźcie kościół dookoła i sprawdźcie, czy ktoś czegoś niestosownego nie zrobił- zadysponował ksiądz. - Może jakiś napis albo niestosowna chorągiew? Jakby był jakiś dziwny pakunek pod drzwiami czy oknami to lepiej nie ruszajcie. Może ktoś nieodpowiedzialny podłożył ładunek wybuchowy. Nie ruszajcie ale przyjdźcie powiedzieć.   - Jesteśmy sami- zwrócił się do pana Kintzela.   - Uważamy, że ksiądz dobrodziej powinien o tym wiedzieć. Lada chwila wejdą do miasta wojska rosyjskie. Chcemy poddać miasto aby uchronić od zniszczeń. Wywiesimy „Weise Fahne" na wieży ratusza- tłumaczył gość ciągle rozglądając się czy ktoś nie podsłuchuje.   - Pomysł z białą flagą jest słuszny. Jest to stary obyczaj wojenny. Do kogoś kto niesie biała flagę w zasadzie się nie strzela. Rosjanie uszanowali „Weise Fahne" pod Stalingradem- mówił ksiądz Gottwald.   - Ale, jeśli wolno zapytać, kto jest z panem? Pan powiedział, że uważamy. A więc kogoś pan reprezentuje. Czy dobrze myślę?-   - Wczoraj wybrałem się do doktora Friedricha Brucksa. Ale nie do jego kliniki tylko do apartamentu, pod adresem Bahnhofstrasse 32. Był u doktora już radny miejski Herr Mischke. Rozmawialiśmy o sytuacji gdy władze powiatowe i magistrackie opuściły miasto. Doktor Brucks powiedział, że jego służąca zna dobrze żonę tego komunisty Laubego. Zdecydowaliśmy się porozmawiać z nim, wybadać jego stosunek do sytuacji. Pan Brucks posłał służącą aby sprowadziła tego Laubego. Po pół godzinie przyszedł. Zachowywał się przyzwoicie i grzecznie. Zapytaliśmy go wprost czy grünbergowscy komuniści mają jakiś program powitania swoich Genosse czyli „towariszczi". Pan Laube poparł pomysł wywieszenia białej flagi. Przyjął na siebie zadanie wniesienia na wieżę i wywieszenia. Płótno da doktor Brucks, on ma tyle prześcieradeł- zakończył informację inżynier Kintzel. Wychodząc minął się w drzwiach z ministrantem. Ksiądz zaczął ubierać szaty liturgiczne.
                                                                           * * *
Na mszę popielcową przyszli także protestanci. Ksiądz posypywał głowy drobiną popiołu i błogosławił zapłakanych ludzi.Po mszy ksiądz zdjął tylko ornat i pozostając w albie założył stułę i w towarzystwie ministranta z dzwonkiem udał się do Johanneskrankenhaus na Glasserplatz. Mogli pójść najkrótszą trasą, przez Grobe Kirchstrasse ale ksiądz postanowił zademonstrować swoją obecność w mieście i pełnienie swoich obowiązków. Poszli uliczką Katholiche Kirchstrasse do Rynku. Prawie wszystkie sklepy były pozamykane. Była czynna Ratkeller. Widać, że Grünberczycy koili smutek i przerażenie w kolejnych schnapsach i kolejnych kuflach dobrego grünberskiego piwa.Obok wejścia do piwiarni właśnie stał patrol policji. Zasalutowali księdzu i zapytali co się stało, że idzie ze stułą na wierzchu, czyżby z ostatnia posługą do umierającego?   - Grünberg umiera moi panowie- odpowiedział ksiądz. Nie bał się już skutków posądzenia o głoszenie defetyzmu.Najstarszy z policjantów podszedł, uchwycił koniec stuły, w przyklęku ucałował wyhaftowany krzyż i poprosił:   - Niech ksiądz nam pobłogosławi. My nie mamy dokąd uciekać. Jesteśmy na służbie publicznej. Mój ojciec był policjantem i ja jako policjant chciałem być porządnym obywatelem, pilnującym porządku-.   - Bracie, w każdym państwie, w każdym ustroju była, jest i będzie policja. To politycy rządzą albo dobrze albo nieszczęśliwie. Nie zarzucaj sobie win których nie uczyniłeś. Bóg cię rozsądzi jeśli w służbie nie zachowywałeś się przyzwoicie, jeśli nie szanowałeś bliźniego. Błogosławię ciebie i twoich kolegów znakiem krzyża - Zostańcie z Bogiem.Ministrant zadzwonił i przeszli na chodnik koło domu mody Otto Vitensego. Jechały ciągle furmanki ku Odertorstrasse, kierując się dalej na Guben. Woźnica jednej z nich wstrzymał konia i przepuścił księdza. Idąc chodnikiem ku Kleine Kirchstrasse ksiądz zauważył, że ratusz od frontu sprawia wrażenie opuszczonego.Koło Adlerapotheke było kilkoro starszych osób. Przechodzili koło WienerCaffe. Była czynna ale nienaturalna cisza świadczyła, że nie ma już stałej klienteli. Znikli gdzieś rozkrzyczani i rozbawieni umundurowani członkowie partii narodowo socjalistycznej.Ksiądz z ministrantem weszli w uliczkę Kleine Kirchstrasse i po kilkudziesięciu krokach już skręcali w lewo, w Grobe Kirchstrasse. Po prawej, na placu targowym puste blaty przekupek.
                             * * * (ważny dzień dlatego są dwa opowiadania - nawet dla jednego Czytelnika) 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto