MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pan Bóg na chwilę przymknął oczy. Co zabiło półrocznego Dawida Szutę

Dorota Abramowicz
Jedno z ostatnich zdjęć Dawidka. Matka z chorym niemowlęciem krążyła od lekarza do lekarza, ale nie doczekała się pomocy
Jedno z ostatnich zdjęć Dawidka. Matka z chorym niemowlęciem krążyła od lekarza do lekarza, ale nie doczekała się pomocy
Co zabiło półrocznego Dawida Szutę? Pielęgniarka ze szpitala w Kartuzach? Brak pieniędzy? Kryzys w polskiej służbie zdrowia? - pyta Dorota Abramowicz Poziom cywilizacji kraju ocenia się według tego, jak są tam ...

Co zabiło półrocznego Dawida Szutę? Pielęgniarka ze szpitala w Kartuzach? Brak pieniędzy? Kryzys w polskiej służbie zdrowia? - pyta Dorota Abramowicz

Poziom cywilizacji kraju ocenia się według tego, jak są tam traktowane dzieci i osoby starsze - pisze po naszej publikacji prof. Genowefa Grabowska, poseł do Parlamentu Europejskiego

- Nie chcę już więcej rozmawiać. Nie mam już synka. Liczę, że winni poniosą karę powtarza mama Dawida

Na pozór nic się nie zmieniło. Pod od-dział ratunkowy kartuskiego szpitala podjeżdżają ka-retki z pacjentami, w poczekalni czeka młoda dziewczyna z opatrunkiem na ręku, pielęgniarki i lekarze szybko krążą po korytarzach... Tylko u pani dyrektor siedzi policjant, dokładnie przegląda papiery.
Kilkadziesiąt metrów dalej do pokoju naczelnej pielęgniarki wchodzi ta, która we wtorek, 4 marca, powiedziała Michalinie Szucie, mamie półrocznego Dawida, żeby wróciła do przychodni po skierowanie. Ma podkrążone oczy, podczas rozmowy płacze.
W tym samym czasie w odległej o 11 kilometrów wsi Kolonia mama Dawida opędza się od dziennikarzy.
- Nie chcę już więcej rozmawiać - powtarza cichym, zmęczonym głosem. - Nie mam już synka. Liczę, że winni poniosą karę.
Tuż za Kolonią, przy wjeździe do położonego wśród jezior Sianowa, po prawej stronie drogi rozpościera się wiejski cmentarz. Maleńki świeży grób pokryty jest białymi kwiatami. Na krzyżu tabliczka z napisem: "Śp. Dawid Szuta, 07.09.2007 - 04.03.2008. Po-większył grono Aniołków"...


Czarny wtorek

O dniu, w którym umarł Dawid, powiedziano już wiele. O porannym zaniepokojeniu mamy, która nie mogła nakarmić grymaszącego malca. Dawid był słaby od poniedziałku, wymiotował.
Telewizyjna kamera pokazała krętą drogę z położonej za lasem Koloni do Kartuz. Dziecko było wprawdzie zarejestrowane w przychodni w Sie-rakowicach (wieś leżąca 20 kilometrów od Kartuz), ale tam pediatra zaczynał pracę dopiero o godzinie 10. Michalina z teściową podjechały więc do przychodni Centrum Medyczne Kaszuby. Przed godziną 9 zatrzymały na korytarzu panią doktor. Lekarka spieszyła się do poradni, gdzie czekała na nią kolejka pacjentów. Przystanęła, obejrzała Dawida, poradziła, by za-wieźć chłopca na odległy od przychodni o 300 metrów szpitalny oddział ratunkowy. Nie wypełniła dokumentacji medycznej. Nie wypisała skierowania. Nie zadzwoniła do SOR, że wysyła dziecko.
Pielęgniarka (ponad 20 lat pracy, wykształcenie wyższe) przyjechała do szpitala na godzinę 7 rano.
- Był kocioł - mówi. - Mnóstwo pa-cjentów. Część po poradę, którą mogli otrzymać w przychodni.
Kilkanaście dni wcześniej szef SOR dr Piotr Kołodziej przypomniał personelowi o zasadach przyjmowania chorych na oddział ratunkowy, które pracownicy potraktowali jako "ustne za-rządzenie". Ustawa o ratownictwie medycznym wyraźnie mówi, że pielęgniarka powinna "prowadzić wstępną segregację medyczną". Gdy sito segregacji miało zbyt duże oczka, pretensje zgłaszali zwłaszcza pediatrzy.
Oddział pediatryczny w kartuskim szpitalu to 20 łóżek (przeważnie zajętych) i dwóch pediatrów.
- Denerwowali się, gdy wzywano ich do banalnej porady, podczas gdy na oddziale walczyli o ciężko chore dzieci - opowiada jedna z pracownic szpitala. - Potrafili przy rodzicach opieprzyć pielęgniarkę.
Michalina i jej teściowa weszły na oddział ratunkowy o godzinie 8.40. Babcia przysiadła na krześle, trzymała nosidełko z Dawidem. Matka stanęła przy okienku recepcjonistki. Pielęgniarka siedziała w pomieszczeniu dyspozytora. Wypełniała dokumenty.
Są dwie wersje rozmowy, która za-decydowała o życiu, a ściślej mówiąc - o śmierci Dawida.
Pielęgniarka: - Usłyszałam, że dziecko jest chore od kilku dni, a od poniedziałku bardziej słabe i płaczliwe, że mieszka w Koloni, ale zapisane jest w Sierakowicach. Poradziłam więc, by matka udała się do pediatry w Centrum Medycznym Kaszuby, który opiekuje się pacjentami z Koloni, i przy okazji przepisała dziecko.
Dwaj pracownicy SOR poświadczyli później, że matka nie poinformowała, że już była w tej przychodni i bez słowa sprzeciwu opuściła szpital.
- Nieprawda. Powiedziałam im, że już byłam w tej przychodni i że jadę do Sierakowic - mówi mama Dawidka. - Teraz się boją odpowiedzialności. Gdybym wiedziała, że moje dziecko umiera, nie wyszłabym z tego szpitala.
Jedno jest pewne - dziecka nie zbadano. Matka pamięta, że "zerknął" na nie jedynie sanitariusz. W czasie, gdy ważyły się losy chłopca, lekarz zajmował się chorym z obrzękiem płuc. W kolejce czekało czterech, może pięciu pacjentów.
- Pech, zbieg okoliczności - mówi jeden z lekarzy.
- Pan Bóg chyba na chwilę zamknął oczy - rzuca przez ramię jedna z pielęgniarek.
Gdy na chwilę zamknęły się oczy Pana Boga, Dawid umierał w drodze do Sierakowic. Tam doktor Teresa Bodnar stwierdziła u dziecka brak tętna i oddechu. Wezwała pogotowie.
- Usłyszałam, że jest wezwanie do Sierakowic - wspomina pielęgniarka. - Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że to do tego dziecka.
Potem dotarło do niej, że dziecko nie żyje. I że to ten sam chłopczyk, którego przed godziną odesłała ze szpitala.
Policja, prokurator, media. Ogłoszony przez lekarza wojewódzkiego, potwierdzony przez dyrektor szpitala wyrok na pielęgniarkę. Od tamtego wtorku na forach internetowych nazywana jest "potworem". A szpital w Kartuzach - "umieralnią".


Cień złej sławy

Czekamy przed szpitalem. Odnowiony budynek, czysto - można by robić zdjęcia do folderu reklamowego.
- Zdjęcia robicie... - starszy pan przygląda się fotoreporterce. - Wszyscy teraz o tym Dawidku. A czy ktoś pamięta, jak porwano stąd dziecko? Wtedy to na całą Polskę o tym gadano!
Szpital w Kartuzach stracił dobrą opinię pierwszy raz w styczniu 1986 r. Siedmiomiesięczna Kasia, najmłodsze z pięciorga dzieci państwa Matejów z Kiełpina, z wysoką gorączką trafiła do sali numer 10 oddziału pediatrycznego. 28 stycznia o godzinie 5 rano lekarka stwierdziła, że dziecko zniknęło. Ktoś najpierw wybił szybę, ale na drodze stanęły mu kraty. Porywacz wybrał więc łatwiejszą drogę - przez wyjście awaryjne. Dziecko prawdopodobnie zapakował do torby. Nikt go nie zatrzymał. Po Kasi wszelki ślad zaginął. Jeśli żyje - ma dziś 22 lata...
W ostatnich dniach przez Kartuzy przewaliły się tłumy dziennikarzy. Szukali potwierdzenia tezy o "umieralni". Kto chciał, wystąpił w mediach. Ludzie już poznali opowieść Magdaleny Adamczyk, mamy 7-letniej Dominiki, która trzy razy przywoziła córkę do szpitala, zanim rozpoznano u niej i zoperowano wyrostek robaczkowy.
- Byłam uparta - mówi dziś pani Magdalena. - W niedzielę rano chciano mnie odesłać z powrotem do pobliskiego Żukowa, ale doprosiłam się, by córkę zbadał lekarz. Stwierdził infekcję jelitową. Wróciłam wieczorem ze skierowaniem. Dominika dostała czopek i kroplówkę, nie postawiono jednak prawidłowej diagnozy. W poniedziałek rano było już źle - wyrostek zaczynał się rozlewać. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Z internetowego forum: "Pojechałam do szpitala z dwuletnią córeczką, bo była niedziela, a córka w południe pomimo podania leków miała 40 st. C gorączki i wymiotowała. Czekałam trzy godziny, aż pan doktor wypije kawusię z przyjaciółką, którą notabene wpuścił bez kolejki do gabinetu. (...) Przyjechała karetka z chorym i dopiero lekarka z karetki zainteresowała się moją córką, która już traciła przytomność na moich rękach".
- Tu nie ma zbyt wielkiego wyboru - tłumaczy pani Olga z podkartuskiej wsi. - W Gdańsku jeden lekarz się nie spodoba, znajdzie pani innego. A tu człowiek jest skazany na tych samych ludzi. Nie zawsze najlepszych.
Do niedawna pomoc doraźna leżała w gestii dyrektora szpitala, do którego trafiały wszelkie skargi. Na pogotowie skarżyła się np. miejscowość Żukowo. Dziś mieszkańcy opowiadają o tym, ale anonimowo.
- Wezwałam karetkę do ojca, u którego wystąpił atak padaczki - wspomina jasnowłosa kobieta. - Lekarz spojrzał z oddali i stwierdził, że do pijaka trzeba wezwać policję. Odmówił po-mocy. Później okazało się, że przyczyną ataku był guz mózgu. W ubiegłym roku ojciec zmarł.
Pani O. przed dwoma laty wezwała karetkę do 16-letniego syna. Był po kil-ku wylewach, spowodowanych pękaniem naczyń krwionośnych w mózgu.
- Wymiotował, czuł się okropnie. Usłyszałam od lekarza, że trzeba go przewieźć do akademii medycznej, ale oni tego nie zrobią! Pojechaliśmy sa-mochodem. Korki, wstrząsy, z minuty na minutę widziałam, że jest z nim gorzej. Neurochirurg, gdy nas zobaczył, bardzo się zdenerwował. Mówił, że pacjent w tym stanie powinien być przewożony w pozycji leżącej! W Gdańsku doszło do kolejnego wylewu, na szczęście dziecko uratowano.
Jeszcze rok temu kartuski szpital był miejscem, gdzie chorzy z całego po-wiatu mogli w nocy i w święta otrzymać poradę lekarską. Teraz mieszkańcy m.in. Kartuz, Kiełpina, Somonina powinni udać się do przychodni Centrum Medyczne Kaszuby. Tej samej, do której wysłano mamę Dawida.
- Podpisali dobry kontrakt z NFZ - mówi lekarz ze szpitala. - Za noc mają dwa razy tyle, co my dostawaliśmy. I co? Wysyłają chorych do nas!
Dr Piotr Kołodziej, szef SOR: - Nie wolno nam pełnić funkcji przychodni. W ubiegłym roku nasz oddział przyniósł prawie milion złotych długu.
Doktor Kołodziej dojeżdża do Kartuz z Sopotu. Przez dwa lata szukano bezskutecznie szefa SOR. On się zgodził, ale nie wyklucza, że jeśli nic się nie zmieni - odejdzie. Widoków na znalezienie następcy nie ma. Lekarzy brakuje w całej Polsce.


Pacjent z dyktafonem

Od grudnia placówka jest formalnie w likwidacji. Dyrektor Barbara Kolmas, która niedawno zastąpiła wieloletniego szefa szpitala, dr. Jerzego Mat-kowskiego, ma do 10 czerwca przekształcić lecznicę w spółkę prawa handlowego o nazwie Pomorskie Centrum Zdrowia. Część pracowników ostro protestowała przeciw decyzji radnych. Wśród nich - pielęgniarka.
Dziś nie śpi po nocach. Myśli, co by było, gdyby mogła cofnąć czas. - Od razu wezwałabym pediatrę - mówi. W szpitalu ją zawieszono. W domu mąż bez pracy, na rencie. Dwójka uczących się dzieci. - Ciężko... - ociera oczy. - Koleżanki powiedziały, że zbiorą dla mnie pieniądze na adwokata. One też czują się jak worki treningowe.
Pierwsze dni po tragedii udawało im się w miarę sprawnie pracować tylko dzięki środkom uspokajającym.
Dr Piotr Kołodziej: - Dziennikarze wchodzili za nimi nawet do toalety, wdarli się z kamerami do sali, gdzie rozebranej kobiecie robiliśmy EKG.
Do tego doszli pacjenci, straszący na dzień dobry policją, prokuratorem i stacją TVN. Karierę zaczął też robić modny w ubiegłym sezonie gadżet.
- Stoi człowiek przy recepcji, żąda zbadania przez lekarza i pokazuje, że każde słowo nagrywa na ukryty w kieszeni dyktafon - słyszę na oddziale.
W tej sytuacji trudno kogoś odesłać, pracy zrobiło się jakby trochę więcej. Szef SOR wydał więc kolejne rozporządzenie: lekarze z oddziału ratunkowego nie będą wypisywać recept i zwolnień. Mają robić tylko to, co nakazują procedury.
Pielęgniarce może grozić nawet pięć lat więzienia. Mama Dawidka: - Chcę, by poniosła karę.

Kiedy w roku 2004 Polska przystępowała do Unii Europejskiej, na pytanie: "Dlaczego głosujesz za wejściem do Unii", ponad 80 proc. starszych ludzi odpowiadało, że czyni to dla lepszej przyszłości swoich dzieci i wnuków. Nie mieli wobec Unii żadnych własnych oczekiwań. Jednak UE nie zapomina o ludziach starszych, zwłaszcza że ich liczba w europejskim społeczeństwie systematycznie wzrasta. Szacuje się, iż do roku 2020 co czwarty Europejczyk będzie w wieku powyżej 65 lat.
Seniorzy w Unii są niezbędni! Ich doświadczenie stanowi przecież historyczną skarbnicę wiedzy dla młodszych pokoleń. Są cenionymi i potrzebnymi pracownikami, lepiej rozumieją potrzeby innych i z dużym wyczuciem spoglądają na nie.
Unia troszczy się o wszystkich seniorów, zarówno o tych, którzy w dalszym ciągu są czynni zawodowo (przeciwdziała dyskryminacji w miejscu pracy ze względu na wiek), jak i tych, którzy udali się już na zasłużony odpoczynek. Tym ostatnim zapewnia np. oddzielną emeryturą i rentę z każdego państwa, w którym byli ubezpieczeni przez co najmniej rok. Unijne przepisy są w tej materii bardzo zróżnicowane. Od norm zapobiegających izolacji społecznej ludzi starszych, aż po ustalanie standardów obowiązujących w domach pomocy społecznej.
Unia Europejska działa również na rzecz poprawy jakości i warunków życia osób starszych, obniżenia ich zachorowalności oraz niepełnosprawności. Najważniejsze wyzwania w tej dziedzinie to: powszechny dostęp do wysokiej jakości opieki medycznej przy jednoczesnym zapewnieniu dobrej kondycji finansowej systemów opieki zdrowotnej, badanie wpływu starzenia się społeczeństwa na gospodarkę oraz zapewnienie na obszarze całej UE odpowiednich emerytur. Tylko w czerwcu 2007 roku Unia Europejska przeznaczyła 1 mld euro na technologie cyfrowe podnoszące komfort życia starszych Europejczyków. Są to pieniądze przeznaczone na rozwój internetu, na szkolenia oraz bardziej przyjazną opiekę zdrowotną i społeczną.
Unia Europejska promuje tzw. starość aktywną, głównie przez zapobieganie izolacji osób starszych oraz włączanie ich w projekty integracji międzypokoleniowej. Od 1 stycznia 2007 do końca roku 2013 unijna Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji prowadzi program pt. "Uczenie się przez całe życie" (Life Long Learning). Jego celem jest promowanie dialo-gu międzykulturowego, pomoc w samorealizacji i ćwiczenie przedsiębiorczości u ludzi starszych. Dodatkowo, projekt Grundtvig wspomaga kształcenie ludzi dorosłych i starszych, program Jean Monnet - wspiera nauczanie w dziedzinie integracji europejskiej, a Program Międzysektorowy odpowiada za promowanie nauki języków obcych oraz wymianę dobrych praktyk.
Polscy seniorzy coraz lepiej korzystają z unijnych propozycji. Działa około 200 Uniwersytetów Trzeciego Wieku, a w samej Warszawie jest ich 14. W aktywności seniorów wyraźnie przoduje województwo śląskie, gdzie można się doliczyć ponad 80 klubów i stowarzyszeń seniorów współpracujących z lokalnymi Uniwersytetami Trzeciego Wieku. Polscy seniorzy są także członkami Europejskiej Unii Seniorów (EUS), gdzie zastanawiają się, jak bronić prawa do godnego życia, dbać o bezpieczeństwo socjalne, lepszą opiekę zdrowotną oraz równouprawnienie w życiu społecznym.
Działania na rzecz seniorów były w Unii silnie akcentowane od dawna. Widać to było w Europejskim Roku Ludzi Starszych i Solidarności między Pokoleniami (1993), w pracach nad Europejską Kartą Socjalną czy podczas Międzynarodowego Roku Seniora (1999), którego priorytetem stało się dążenie "ku społeczeństwu dla ludzi w każdym wieku", które zachęcało do aktywizacji ludzi starszych. Ukoronowaniem działań na rzecz ludzi starszych jest przepis najnowszego unijnego dokumentu, czyli Karty Praw Podstawowych, gdzie możemy przeczytać, że "Unia uznaje i szanuje prawo osób w podeszłym wieku do godnego i niezależnego życia oraz do uczestniczenia w życiu społecznym i kulturalnym" (art. 25). Takiego przepisu nie znajdziemy - niestety - w polskim porządku prawnym.
Starzenie nie musi być więc równoznaczne z porzuceniem wszelkiej aktywności. Przeciwnie, seniorzy mogą wnosić w życie otoczenia nowy, nieznany potencjał. Są ludźmi otwartymi na innych, często przedsiębiorczymi, a bagaż zgromadzonych doświadczeń czyni z nich interesujących partnerów. I jeśli jeszcze społeczeństwo europejskie zagwarantuje im należyty standard ekonomiczny, to każdy senior będzie mógł powiedzieć, że prawdziwe życie zaczyna się dopiero na emeryturze! A

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polska kadra w ośrodku w Hanowerze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto