Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani porucznik SB i jej ofiary

Barbara Szczepuła
Beata Szmytkowska mówi, że byłaby skłonna przebaczyć swojej prześladowczyni, ale czy ona czuje się winna?
Beata Szmytkowska mówi, że byłaby skłonna przebaczyć swojej prześladowczyni, ale czy ona czuje się winna? Grzegorz Mehring
Przesłuchiwane przez nią w stanie wojennym działaczki opozycji zapamiętały ją jako wyjątkowo bezwzględną i wulgarną. W wolnej Polsce dostała order od prezydenta Kwaśniewskiego.

O świcie 24 kwietnia 1986 roku do mieszkania Górczyńskich we Wrzeszczu wpadła trójka funkcjonariuszy SB. Zaspani gospodarze nie bardzo rozumieli, co się dzieje, ale szybko się wyjaśniło, że chodzi o ich córkę, która stała w pidżamie obok rodziców, ziewając i przecierając oczy. Za trzy tygodnie Beata miała zdawać maturę w III LO, czyli w Topolówce.

To była szczególna szkoła, opozycyjny duch unosił się nad klasami, przeszkadzał w lekcjach. Szczególnie upodobał sobie historię, gdzie złośliwie przypominał o Katyniu, pakcie Ribbentrop - Mołotow, o braku suwerenności PRL, nakłaniał do rozrzucania ulotek i kolportowania bibuły, pokazywał się nauczycielom podczas "przerw milczenia", kiedy złowróżbna, dzwoniąca w uszach cisza denerwowała ich bardziej niż najgorszy hałas. Zamykali się w pokoju nauczycielskim, drżącymi rękami rozwijali kanapki, szeleścili papierami, zapalali papierosy, mówili o byle czym, żeby tylko zagłuszyć tę straszną ciszę. Niektóre panie wpadały w histerię. Nawet sekretarz POP był bezradny, bo co mógł zarzucić ubranym na czarno uczniom, którzy stali na korytarzu lub siedzieli pod ścianami bez słowa, patrząc mu bezczelnie w oczy.

17 września - przerwa milczenia.
3 maja - przerwa milczenia.
11 listopada - przerwa milczenia.
13 grudnia - przerwa milczenia.
16 i 17 grudnia - przerwy milczenia.
Gdy porwano księdza Popiełuszkę - głośna modlitwa.

W Biuletynie Informacyjnym Topolówki, czyli BIT-cie, pisali m.in. Jarek i Jacek Kurscy, Wiesiek Walendziak, Marian Terlecki i Piotr Semka. Gdy Beata zaczynała naukę w liceum, Marian, Jarek i Wiesiek już byli po maturze, ale wciąż mieli kontakt ze szkołą i wciągali młodszych kolegów do kółek samokształceniowych organizowanych w ramach Ruchu Młodej Polski. Spotkania, na które przychodził sam Aleksander Hall, odbywały się przy kościele na Czarnej albo w domach prywatnych. Inne kółko samokształceniowe działało u dominikanów "Na górce". Tam białe plamy w historii najnowszej zamazywał z zapałem miłośnik militariów, wyrzucony z innego liceum nauczyciel Janusz Molka. Chodził w aureoli opozycjonisty i był naprawdę wspaniały. Młodzi nie mieli przed nim tajemnic, ci z Topolówki zwierzyli mu się nawet, że planują zrobić jakiegoś psikusa poloniście, który zadenuncjował ich kolegę. Zastanawiali się np., czy nie wstrzyknąć mu do mieszkania przez dziurkę od klucza czegoś śmierdzącego? Albo walnąć go w plecy wydmuszką z farbą gdzieś na ulicy? A może wrzucić do mieszkania petardę z gazem łzawiącym?

- No nie, Cz. ma małe dzieci - zaprotestował ktoś. Potem się okazało, że to nieprawda, ale pomysł upadł i skończyło się niczym. Och, chciałoby się mieć w szkole takiego jak Janusz (pozwolił mówić do siebie po imieniu) profesora! Choć jeśli chodzi o historię, to nie było źle, profesor Marian Figalski był nauczycielem z prawdziwego zdarzenia i gdyby władze oświatowe wiedziały, o czym mówi z uczniami na lekcjach, z pewnością nie byłyby zadowolone. Rusycystka, pani profesor Irena Salamon także trzymała stronę uczniów i ostrzegała ich, by nie działali zbyt otwarcie. Pani profesor Renata Piłat, polonistka, pozwoliła na lekcji uczcić śmierć górników w kopalni Wujek minutą ciszy, co się skończyło dla niej fatalnie, bo ktoś doniósł i zwolniono ją z pracy. Za to drugi polonista, profesor Cz., sekretarz POP, był rzeczywiście wredny. To właśnie wskutek jego donosu wyleciał ze szkoły Paweł Piłatowicz. Na szczęście go nie zamknięto, bo miał wysoko postawionych rodziców, którym się udało jakoś sprawę załatwić. Musiał się jednak przenieść do innego miasta, chyba do Torunia.

W kwietniu 1983 roku SB zatrzymała szesnastoletniego Radka Szmytkowskiego. Za przygotowywanie i kolportaż plakatów o treści godzącej w socjalizm, PRL, generała i tak dalej umieszczony został w milicyjnej izbie dziecka, a w październiku sąd dla nieletnich skazał go z dekretu o stanie wojennym. Zobowiązał jednak groźnego przestępcę do kontynuowania nauki w III LO w Gdańsku, więc zacne grono pedagogiczne nie wyrzuciło go ze szkoły.

Winicjusza Załęckiego z III klasy aresztowano w 1984 roku. Na znak protestu koledzy zorganizowali podczas przerwy wiec w auli i domagali się wypuszczenia go. Za prowodyra akcji uznano Roberta Tomaszewskiego, więc i on został aresztowany, a dodatkowo wyrzucony ze szkoły .

Te przypadki przelatywały Beacie przez głowę, gdy esbecy, dwaj mężczyźni oraz porucznik Jadwiga Kmicińska zjawili się u niej w domu o świcie.

***
Funkcjonariusze rozbiegli się po mieszkaniu, potrącając domowników i przeszukując szafy oraz szuflady. Po chwili dowody przestępstwa leżały na stole: bibułka z przekalkowaną twarzą Wałęsy - wówczas, jak mówił Urban, prywatnego obywatela, garść ulotek wzywających do bojkotu pochodu pierwszomajowego i kilka książek. Wśród nich obrazoburcza broszurka "Czego nie ma w podręcznikach do historii?".

Porucznik Kmicińska pilnowała Beaty nawet w łazience. Mama szybko zrobiła jajecznicę i kazała córce zjeść śniadanie. Spakowała sweter oraz bieliznę na zmianę, a Beata ostentacyjnie zawiesiła na szyi duży oazowy krzyż i zabrała ze sobą Biblię i "Autobiografię" Ghandiego.

Niby nic strasznego porucznik Kmicińska nie mówiła, ale w sposobie, w jaki się do nich zwracała, czuło się wyższość, pogardę nawet. - Traktowała nas jak robactwo - mówi Beata. - Jak robactwo, które można w każdej chwili rozdeptać.

I nie ukrywała, że zrobiłaby to bez wahania. Czymże zresztą innym było złośliwe pozbawienie Beaty możliwości przystąpienia do matury?

***
Przesłuchania były monotonne, bo Beata, która znała "Małego konspiratora", wiedziała, że należy odmawiać zeznań. A porucznik Kmicińska namawiała ją do współpracy. - Nie żal ci, że będziesz siedziała w więzieniu? Możesz dostać nawet dwa lata. Wykaż czynną skruchę! "Czynna skrucha" to nawet ładne wyrażenie. Jak z katechizmu. Zwykła skrucha nie wystarczy, a ta "czynna" to oczywiście podanie nazwisk wspólników zbrodni.
- Czy mam płakać? - udawała naiwną Beata.

Rodzice starali się o jej zwolnienie. Dyrekcja liceum odmówiła poręczenia, za to biskup Tadeusz Gocłowski nie wahał się ani chwili. To jednak SB nie wystarczyło. Dni płynęły, a ona ciągle rozmawiała z porucznik Kmicińską. W celi siedziała ze złodziejką, spekulantką, bimbrowniczką oraz z kobietą, która zabiła męża. "Autobiografii" Ghandiego ani Biblii nie pozwolono jej czytać, ale z biblioteki więziennej wypożyczyła Witkacego. Postacie z jego dramatów odnajdywała wokół siebie. Taki np. prokurator Scurvy, który mówi do szewców: - Możecie iść i zdechnąć sobie pod płotem - to wypisz wymaluj prokurator , który ją oskarżał. Ta sama pogarda dla ludzi.

Potem rodzice, za łaskawą zgodą władz więziennych, dostarczyli jej podręczniki, więc zaczęła się uczyć. Ale matura i tak przepadła.

***
Janina Wehrstein to znana na Wybrzeżu działaczka opozycyjna. Jedna z dzielnych, niezłomnych kobiet pokolenia Solidarności. Z upoważnienia Lecha Wałęsy oraz Zofii i Zbigniewa Romaszewskich założyła w Gdańsku oddział Komisji Interwencyjnej. Chodziła na rozprawy, zadymy, zbierała szczegółowe informacje o aresztowanych, bitych, prześladowanych. Skazanych przez kolegia ds. wykroczeń na grzywny "wykupywała" z aresztu razem z mecenasem Jackiem Taylorem.
W środę 8 października 1985 roku ona także zetknęła się z porucznik Kmicińską. Pani Wehrstein spodziewała się nalotu esbecji, bo zbliżały się wybory, więc gdy usłyszała pukanie - udawała, że nie ma jej w domu. Ale esbecy okazali się sprytniejsi. Jakaś kobieta zatelefonowała do niej i zapytała: - Czy tu mieszka pan Kowalski? - Pomyłka - powiedziała i w tym momencie z hukiem runęły drzwi wejściowe. Wpadła pani porucznik z dwoma kolegami. Znaleźli jakieś ulotki wzywające do bojkotu wyborów, a w piwnicy kanister z benzyną. Posiadanie kanistra groziło dodatkowo kolegium! Esbecy, pogrzebawszy w szafach, rozsiedli się przy stole w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku, wyjęli z teczek bułki i zażądali kawy.

- Nie jesteście moimi gośćmi - zaprotestowała. - Nie zapraszałam was. I proszę nie palić - dodała, gdy Kmicińska sięgnęła po papierosy.
Na przesłuchaniu w siedzibie SB na Okopowej porucznik Kmicińska mogła się odegrać.
- Czy mogę skorzystać z toalety? - zapytała po długim przesłuchaniu Janina Wehrstein.
- Sraj na dywan albo trzymaj kupę - zaproponowała porucznik Jadwiga Kmicińska, absolwentka prawa Uniwersytetu Gdańskiego. - Jak nie dałaś mi kawy, to siedź, kurwo, cicho!

A jej kolega dodał:
- Jak ja was, Wehrstein, widzę, to mi się rzygać chce. Widział ją tu już po raz drugi, bo Janeczkę, jak nazywają ją przyjaciele, po raz pierwszy aresztowano już w sierpniu 1982 roku. Doniósł kolega z pracy, więc esbecy szli na pewniaka, wiedząc, że jest u niej w mieszkaniu drukarnia.
Siedziała przez rok. Z dziewczynami z Solidarności, ale też z prostytutkami i złodziejkami. Jedna z kobiet handlowała kartkami żywnościowymi, inna zabiła męża w alkoholowym amoku. Narkomanka Basia "na głodzie" krzyczała, wyrwała ze ściany umywalkę. - Najbardziej bałam się lesbijek, bo były bardzo agresywne - mówi i łzy spływają jej po policzkach. - Nie mogę mówić o tym spokojnie… Bo jak mówić spokojnie o przymusowych badaniach ginekologicznych, podczas których lekarz nie zmienia nawet rękawiczek, a w kolejce przed gabinetem stoją także prostytutki? Jak zapomnieć o tym, że zanim wypuszczono ją na widzenie z księdzem, musiała na polecenie klawiszki zdejmować majtki i kucać nad lustrem? No i ten kibel niemal na środku celi. Jak na scenie. Czy może być coś równie upokarzającego?

I powalająca bezczynność. Nie dostawała ani książek, ani prasy, o telewizorze w ogóle nie było mowy. - Dajcie mi chociaż druty, będę robiła swetry!

***
Wreszcie Beatę wypuszczono. Zapakowała swoje rzeczy do pudełka i wyszła na ulicę. Lipiec, pełnia lata, ludzie opaleni, a ona w grubych butach i kurtce…
Maturę zdała w następnym roku, wyszła za mąż za Radka Szmytkowskiego, skończyła studia historyczne, urodziła dwie córki. Starsza, Marysia, jest teraz prawie w wieku matki, kiedy została aresztowana. W wolnej Polsce Beata z czasem zapomniała o porucznik Kmicińskiej.

***
Pamięć wróciła, gdy otrzymała swoją teczkę z IPN. Po pierwsze, zorientowała się, że doniósł na nią do SB Janusz Molka, bohater, zamazywacz białych plam, który prowadził kółko historyczne u dominikanów. Zasugerował esbekom, że Beata jest terrorystką i planuje zamach na profesora C.
Ale która z nich w istocie była terrorystką: Beata czy pani porucznik? Osiemnastoletnia dziewczyna, która nawet nie rzuciła w profesora wydmuszką, czy Kmicińska - specjalistka od dręczenia uczennic?

Niedawno Beata wpisała do internetowej wyszukiwarki nazwisko "Kmicińska" i dowiedziała się, że "za wybitne zasługi w umacnianiu bezpieczeństwa i porządku publicznego" była funkcjonariuszka SB w roku 1997 została odznaczona przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski!

Zaczęła dzwonić do Janiny Wehrstein i innych pań. - Niemożliwe! - Ale wszystko się zgadzało. Jadwiga Kmicińska od 1980 roku pracowała w KW MO i WUSW w Gdańsku. Komendant wojewódzki MO w Gdańsku, płk mgr Jerzy Andrzejewski opisywał ją w samych superlatywach: "W okresie od 12 do 18 grudnia 1981 r. włączyła się w rozpracowanie osób wytypowanych do internowania za działalność kontrrewolucyjną i antysocjalistyczną. Powierzone jej zadania w ośrodku dla internowanych, w tym przesłuchania i inne czynności rozpoznawcze, wykonywała z pełnym poświęceniem i zaangażowaniem oraz zrozumieniem potrzeb obrony ustroju PRL. Uwzględniając dotychczasową nienaganną służbę, osiąganie bardzo dobrych wyników wykrywczych oraz ofiarność i oddanie dla służby w dniach realizacji dekretu o stanie wojennym - zasługuje na wyróżnienie w postaci przedterminowego awansowania do stopnia porucznika MO."

Od 1983 do 1987 roku pracowała jako inspektor Wydziału Śledczego WUSW. W 1986 roku awansowała na stopień kapitana. Po roku 1990 zachowała etat w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. W roku 1991 zaczęła pracować jako radca prawny.

Rzeczywiście, była zasłużona "dla bezpieczeństwa i porządku publicznego w PRL". - Ale dlaczego odznaczono ją w wolnej Polsce? - nie może zrozumieć Beata Szmytkowska. Nie rozumie też Janina Wehrstein i inni działacze opozycji demokratycznej.

5 czerwca 2009 roku list podpisany przez wiele osób, z prośbą o rozważenie odebrania Kmicińskiej odznaczenia, Beata Szmytkowska wysłała do Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie otrzymała odpowiedzi.

Napisała więc prośbę o wsparcie do senatora Romaszewskiego. 2 września nadeszła odpowiedź. Wicemarszałek Senatu pisze m.in.: "Osobiście sądzę, że sprawę przyznania orderu p. Jadwidze Kmicińskiej przez Pana Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego można uznać za ilustrację powiedzenia »Wart Pac pałaca, a pałac Paca«. Niestety, poza pozbawieniem praw honorowych orzeczeniem sądu przy najcięższych przestępstwach, innej możliwości odebrania odznaczenia nasze prawo nie przewiduje".

- Ależ przewiduje! - uważa Beata Szmytkowska. Wyjmuje wycinek z "Rzeczpospolitej" z 27 lipca 2006 roku. Wincentemu R., który za udział w Powstaniu Warszawskim otrzymał Virtuti Militari, prezydent Kaczyński odebrał order za to, że po wojnie jako śledczy znęcał się nad żołnierzami AK.
No ale R. został skazany w 1998 roku na półtora roku więzienia za represje wobec działaczy podziemia.

- Tak czy owak, odznaczenie tej esbeczki w wolnej Polsce narusza elementarne poczucie sprawiedliwości - dodaje Janina Wehrstein. Za swoją działalność opozycyjną dostała takie samo odznaczenie jak kapitan SB, Jadwiga Kmicińska: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

***
Telefonuję do Jadwigi Kmicińskiej.
- Chciałabym porozmawiać z panią o aresztowaniu w 1986 roku Beaty Górczyńskiej...
- Co ja mam z tym wspólnego?
- To pani ją aresztowała.
- Proszę mi dać spokój. Do widzenia - Kmicińska odkłada słuchawkę.
Natomiast Janusz Molka sam zatelefonował niedawno do Beaty. Przeprosił ją, bo jak powiedział - przeżył nawrócenie. Znany warszawski dziennikarz pisze książkę o jego życiu i konwersji, więc Molka pyta, czy Beata może mu przebaczyć i opowiedzieć o tym przebaczeniu dziennikarzowi.
I Beata przebacza.

Kmicińskiej też byłaby skłonna przebaczyć, ale przecież do przebaczenia potrzebna jest - jak mawiała sama pani porucznik - czynna skrucha.
============11 (pp) Zdjęcie Autor(12548118)============
fot. grzegorz mehring
============11 (pp) Zdjęcie Autor(12547967)============
fot. przemek świderski
============06 (pp) Zdjęcie Podpis na apli black(12547966)============
Janina Wehrstein ma jak najgorsze wspomnienia z przesłuchań
prowadzonych przez porucznik Kmicińską
============06 (pp) Zdjęcie Podpis na apli black(12547968)============
Beata spędziła w areszcie trzy miesiące. Nie mogła zdawać matury
============06 (pp) Zdjęcie Podpis na apli black(12548117)============
Beata Szmytkowska mówi, że byłaby skłonna przebaczyć swojej prześladowczyni, ale czy ona czuje się winna?

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto