Redakcja: Współpracę z zespołem Sistars skończyłaś 5 lat temu. Z okazji 10-lecia, po namowach fanów i Piotra Metza zagraliście ponownie razem na Orange Warsaw Festiwal. Czy był to dla was trudny występ?
Paulina Przybysz: Tak naprawdę był to dla nas bardzo fajny koncert. Był trudny o tyle, że musieliśmy się zebrać i rozmawiać ze sobą. Natomiast okazało się, że po tych latach nie odzywania się do siebie, ciągle jest między nami chemia. Zarówno ta muzyczna jak i światopoglądowa. Więc gdy przełamaliśmy pierwsze lody i przeszliśmy do grania, to okazało się, że jest super. Drugi koncert zagraliśmy na Heinekenie (Heineken Music Festival – przyp. redakcji), bo nie odmawia się Prince’owi. On zaakceptował nasz suport. Podobno wcześniej odrzucił wiele zespołów, a po przesłuchaniu naszej płyty powiedział "to jest interesujące”. Stwierdziliśmy więc, że nie możemy czegoś takiego zignorować. Myślę, że to nam dało dużo do myślenia i teraz też zaczynamy się zastanawiać czy coś z tym robimy dalej czy nie. Trwają rozmowy.
Czyli istnieje szansa na to, że nagracie wspólnie nową płytę?
- Tak. Myślę, że coś z tego będzie. Miałyśmy już parę pomysłów, ale się rozmywają, bo jak ja wydaję to wtedy ona gra, albo jest na odwrót i jakby ciężko się zrównoważyć na zasadzie, że obydwie skończyłyśmy coś i jesteśmy gotowe zacząć nowy projekt. Ciągle jesteśmy jakby w "rozkroku”. Ale myślę, że powstanie coś wspólnego.
Jak wygląda różnica pomiędzy pracą w Sistars, a karierą solową?
- Różnica jest zasadnicza. Moje życie jest zależne w końcu ode mnie. Nie muszę się nikogo pytać, czy mogę pojechać na wakacje, albo czy mogę mieć dziecko. W zespole musimy mieć ustalony wspólny termin wakacyjny i w tym jednym terminie menadżer nie bukuje koncertów. Jest to duża strefa wzajemnej zależności. Jeśli grasz w zespole, to jesteś na 100 proc. dyspozycyjny i kiedy zespół ma termin występu, ty też musisz być dostępny. Na pewno łatwiej egzystuje się samodzielnie, ale jest też więcej odpowiedzialności, co z jednej strony jest obciążające, ale z drugiej też bardzo interesujące.
24 września wystąpisz razem ze swoją siostrą na pl. Teatralnym w Warszawie, z okazji Marszu Różowej Wstążki. Powiedz coś więcej na ten temat.
- Tak. Najpierw będzie koncert mój, potem mojej siostry, a na koniec zaśpiewamy dwie piosenki razem. To będą te numery, w których gościmy nawzajem u siebie na płytach. Tak naprawdę są to dwa zupełnie oddzielne projekty, które wesprą jedną akcję, zagrają razem.
A jak to jest z wytwórnią Penguin Records? Zaczęło się od tego, że wydałaś swoją płytę, a teraz wiem, że wydajesz płyty Filipa Sojki, Audiofeels i Poluzjantów. Na jakiej zasadzie wybierani są artyści, z którymi współpracujecie?
- Filip, to tak bardzo po koleżeńsku… Poluzjanci są też naszymi znajomymi właściwie od zawsze. Jest to zespół, na który każdy czekał, bo ich pierwsza płyta wyszła już ponad 12 lat temu, a potem przez blisko dekadę nie robili niemal nic. Tzn. grali koncerty, co jakiś czas ze starym materiałem, grali też nowe piosenki, ale nikt nie był w stanie powiedzieć im "wejdźcie do studia i to nagrajcie!”. Nam się to udało. Nagrali płytę, my ją wydaliśmy, co sprawiło, że zarówno fani, jak i zespół byli bardzo szczęśliwi. A teraz planujemy w październiku premierę ich kolejnej płyty.
Czy jest ktoś, kogo szczególnie chcielibyście wydać?
- Jest dużo zespołów, które bardzo chciałabym wydać, które nawet same się zgłaszają. Natomiast nie do końca jest skąd na to brać fundusze. Szczególnie inwestowanie w młodych artystów, tak by zainteresować świat ich twórczością, jest absorbujące. Trzeba by się tym zajmować non-stop, a ja też chcę wydawać swoje rzeczy. Dlatego nie biorę pochopnie dużo do koszyka, bo wiem, że tego nie uniosę. Nie chciałabym też, aby ktoś był niezadowolony z usługi, więc jesteśmy ostrożni. Jednak niewykluczone, że już niedługo ktoś dołączy do stajni.
Lepiej wydawać i promować innych artystów, czy zajmować się swoją muzyką?
- Zdecydowanie lepiej wydawać swoją muzykę. Jest to o tyle łatwiejsze, że wszystko się kontroluje. Kontakt z zespołem, który się wydaje jest czasem trudny, bo oni czegoś oczekują, my widzimy to trochę inaczej i wiadomo, że trzeba czasu i dużej ilości rozmów, żeby się dobrze zrozumieć.
A jak wyglądają plany na najbliższą przyszłość? Wakacje czy praca nad kolejną płytą?
- Właśnie wyjeżdżam do Łodzi i przez trzy najbliższe dni będę nagrywała materiał na nową płytę z zespołem. To materiał bardziej współautorski, który stworzyłam razem z muzykami i zobaczymy, co z tego będzie. Piosenki są ładne i mam nadzieję, że wydamy je w niedalekiej przyszłości.
Co się na niej zatem znajdzie?
- W tej muzyce będzie o wiele większy pierwiastek męski. Utwory powstawały w nietypowy sposób.Siadaliśmy razem i chłopaki grali jam. Potem ja ten materiał cięłam, robiąc z niego piosenki. Potem znów zaczęliśmy je grać, ale znając już ogólne formy piosenkowe i przerabiać to jeszcze dalej. Tak to mniej więcej powstawało.
Czyli czeka nas interesująca płyta...
- Zdecydowanie!
Dzięki za rozmowę.
Instahistorie z VIKI GABOR
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?