Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł Janas: Najważniejszy mecz wygrałem

Michał Strzelecki
Paweł Janas został w poniedziałek szkoleniowcem piłkarskiej drużyny Widzewa. Przed nim bój o powrót zespołu do ekstraklasy. Były zawodnik i trener reprezentacji Polski toczył w swoim życiu wiele batalii.

Paweł Janas został w poniedziałek szkoleniowcem piłkarskiej drużyny Widzewa. Przed nim bój o powrót zespołu do ekstraklasy. Były zawodnik i trener reprezentacji Polski toczył w swoim życiu wiele batalii. Nie tylko sportowych. Nie zawsze był górą. Jednak najważniejszą bitwę wygrał - pokonał raka.

To był dla mnie szok, kiedy w 1996 r. w Instytucie Onkologii w Warszawie wręczono mi dokumentację z wynikami badań - wspomina Paweł Janas. - Lekarz przekazał mi hiobową wieść: ma pan raka węzłów chłonnych. W jednej chwili zawalił mi się cały świat, a przecież tyle chciałem jeszcze zrobić w życiu.

Już wcześniej miałem kłopoty z węzłami chłonnymi. Wyczuwałem przy dotyku, że usadowił się w nich jakiś guz, poddałem się operacji. Sądziłem, że na tym się skończy, a to był, jak się później okazało, dopiero początek mojej walki z chorobą. Wpadłem w panikę, kiedy po chemioterapii zaczęły wypadać mi włosy. Zacząłem chudnąć w oczach. Każdy, kto miał chemię, wie, o czym mówię...

Jak z tym żyć?

Trzeba normalnie żyć, nie poddawać się, zwalczać frustrację - radzili lekarze. Tylko jak zastosować się do tych rad, jeśli człowiek jest przerażony tym, co go czeka, dręczą go pytania typu: czy to będzie bolało, ile mam jeszcze czasu?

- Postanowiłem jednak funkcjonować tak, jakby choroba nie dotyczyła mojej osoby - mówi Janas. - Z tego powodu nie zrezygnowałem z pracy z reprezentacją olimpijską. Kilka dni później pojechałem z drużyną do Budapesztu na mecz z Węgrami.

Od tamtego czasu minęło 12 lat. Okazuje się, że z rakiem da się żyć, a nawet wygrywać tę, wydawałoby się, nierówną walkę, podobnie jak z rywalem na boisku piłkarskim. Trzeba tylko bardzo chcieć i wierzyć mocno w to, że i tego bardzo zdradliwego przeciwnika można pokonać.

Papierosy i whisky

Trener wiedział, że załamywanie rąk nic nie da. Rzucił się w wir sportowych zajęć. Futbol miał być antidotum na jego problemy. Ze zdwojoną energią zabrał się do pracy, aby tylko nie myśleć o chorobie, która mogłaby przedwcześnie zakończyć jego życie.

Siedzimy w pokoju trenerskim przy al. Piłsudskiego w Łodzi. Co jakiś czas Paweł Janas, przerywając swe zwierzenia, sięga po papierosa.

- To nałóg, z którym nie udało mi się zerwać - wyjaśnia. - Tylko przez cztery tygodnie, na początku leczenia, nie paliłem. Później wytłumaczyłem sobie, że nakazano mi normalnie żyć. No to wracam do starych przyzwyczajeń. Może to zabrzmi dziwnie, ale nie widziałem powodu, aby się dalej katować abstynencją. Palę, a w miłym towarzystwie wypiję też lampkę dobrego wina czy szklaneczkę szkockiej whisky, koniecznie z colą. Co miesiąc poddaję się jednak szczegółowym badaniom w Instytucie Onkologii w Warszawie. Za każdym razem, przyznaję, na orzeczenie lekarskie czekam w napięciu. Ale do tej pory ja jestem górą, a nie rak.

Myśliwska pasja

Szkoleniowiec nie poświęca czasu jedynie futbolowi. Lubi również polować i z tego powodu kupił posiadłość, która miała mu dać możliwość obcowania z naturą. Mieszka na stałe w przeuroczej miejscowości zwanej Szklarnią, nieopodal Wronek. Dom otoczony jest z trzech stron lasem, w którym zwierzyny nie brakuje. Gospodarzy tam na 11,5 ha ziemi. Ma też zarybione stawy. Sam jednak nie wędkuje, ale chętnie z tej formy relaksu korzystają jego znajomi, którzy tłumnie odwiedzają jego posiadłość w weekendy.

Po raz pierwszy z polowaniem zetknął się na początku lat 80., kiedy był piłkarzem francuskiego pierwszoligowego zespołu AJ Auxerre. Zapalonym myśliwym był ówczesny właściciel tego klubu. Namówił Janasa i grającego wraz z nim w tej drużynie reprezentanta Polski Andrzeja Szarmacha, aby towarzyszyli mu na polowaniach.

- W chwilach wolnych od treningów i meczów nie było specjalnie co robić, więc chętnie przystaliśmy na tę propozycję - dodaje.

- Czy polowanie jest moją pasją? - To chyba zbyt wielkie słowo. Po prostu to lubię. Przyjemnie jest przeżyć niecodzienną atmosferę, która towarzyszy temu wydarzeniu. Wielką frajdę sprawia mi siedzenie w ambonie. Często podczas długiego oczekiwania na zwierzynę mogę spokojnie rozważyć pewne rozwiązania taktyczne, które będą przydatne mojej drużynie w najbliższym meczu. Jest też czas, aby zastanowić się na sensem życia. Czasami zdarza się, że tak pochłonie mnie rozmyślanie o wielkich sprawach, że dołem przejdą dziesiątki dzików i saren, a ja nawet ich nie zauważę.

Od ponad roku, kiedy został dyrektorem sportowym kieleckiej Korony, a potem trenerem w GKS Bełchatów, na polowanie nie miał już praktycznie czasu.

W ślady ojca

Syn Pawła Janasa, Rafał, też chciał zostać piłkarzem. Często powtarzał, że będzie lepszy od niego. Kiedy miał 5 lat, rozpoczął naukę gry w piłkę nożną w AJ Auxerre, zapowiadał się na całkiem dobrego futbolistę. Radość z tego powodu nie trwała jednak długo. Rafał doznał bardzo poważnego złamania nogi i prysło marzenie o wielkiej futbolowej karierze.

- Syn skończył, podobnie jak ja, studia na AWF w Warszawie - mówi opiekun widzewiaków. - Kochał futbol i skoro nie mógł zostać piłkarzem, wybrał zawód trenera. Jest asystentem trenera Macieja Skorży w krakowskiej Wiśle. Córka Joasia jest na II roku psychologii jednej z warszawskich uczelni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jaga i Śląsk powalczą o mistrza!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto