Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Plac Zbawiciela. Nie ma tam już hipsterów: "Teraz przychodzą inni dziwacy"

Plac Zbawiciela
Plac Zbawiciela Piotr Smoliński
Sto pięćdziesiąt lat przed powstaniem Planu B, warszawiacy też spotykali się na placu Zbawiciela, w słynnej Czerwonej Karczmie. W latach 80. i 90. artyści związani z Warszawą bywali w Corso, ponoć pierwszej włoskiej restauracji w Polsce. Potem przyszli hipsterzy i - jeśli wierzyć temu co mówi się na "Zbawixie" - już sobie poszli. Kto został? Jak będzie wyglądać przyszłość placu?

Plac został wytyczony w latach 60. i 70. XVIII wieku w ramach założenia Osi Stanisławowskiej i jeszcze do początku XX wieku nazywano go „Rotundą”. Z kolei otoczenie placu, które nawiasem mówiąc przez długie lata stało zupełnie puste, nosiło nazwę Nowej Wsi - od miejsca, w którym osiedlili się mieszkańcy zlikwidowanej w 1784 r. średniowiecznej wsi Ujazdów. Plac Zbawiciela po raz pierwszy zaczął przyciągać ludzi dopiero w połowie XIX wieku, kiedy przy „Rotundzie” pojawiły się pierwsze lokale z jedzeniem i alkoholem, w tym najsłynniejszy – Czerwona Karczma, w której mieszkańcy Warszawy sycili pragnienie przez pół wieku.

Czytaj też: Muranów nie pochodzi od "murów", a wbrew legendzie Mokotów to nie "moje wzgórze". Skąd wzięły się nazwy dzielnic Warszawy?

Koniec działalności Czerwonej Karczmy oznaczał jednocześnie początek dualistycznego charakteru placu. Budynek karczmy został rozebrany w 1901 r., a na jego miejscu ruszyła budowa kościoła Najświętszego Zbawiciela, od którego plac przejął nową nazwę. Co ciekawe, w okresie międzywojennym pojawił się pomysł wzniesienia pomnika Chrystusa Króla. Rozpisano nawet konkurs na projekt monumentu, ale żadnego z dwóch zwycięskich pomysłów nigdy nie zrealizowano. W ramach przewrotnej „sprawiedliwości dziejowej”, równo w 80 lat później przed kościołem zbudowanym na gruzach karczmy zamiast religijnego pomnika pojawiła się świecka „Tęcza”. Zresztą spór o to, czy bardziej u siebie są tu tłumy zbierające się regularnie pod kościołem na modlitewne czuwania, czy tłumy młodych warszawiaków pijących latem alkohol i grający na stojącym na chodniku pianinie, pozostaje nierozstrzygnięty. Jedna z osób, którą spotykam na placu, ujmuje rzecz filozoficznie: - Trudno tak naprawdę powiedzieć, kto toleruje tu czyją obecność. Wydaje mi się, że to bez znaczenia. Moim zdaniem taki układ działa.

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do XX wieku. Pierwszym naprawdę kultowym miejscem na placu Zbawiciela była restauracja Corso, jeden z najstarszych lokali gastronomicznych w Warszawie, dumnie określający się mianem prekursora restauracji włoskich w Polsce. Powstało prawie 50 lat temu u zbiegu ulicy Marszałkowskiej i Placu Zbawiciela i stoi tam do dziś. W Corso długo biło kulturalne serce stolicy, bywali tam muzycy i aktorzy związani z Warszawą, kręcili się dziennikarze, regularnie bywali tam młodzi ludzie, którzy wiedzieli gdzie „wypada bywać”. Dziś średnia wieku bywalców Corso znacząco wzrosła. Młodzi z lat 80. i 90. zestarzeli się, ale pozostali wierni lokalowi. Dwudziestolatkowie przenieśli się dalej, do Planu B, który w 2007 r. zapełnił lukę po zamkniętym rok wcześniej kultowym Le Madame. O wyborze lokalizacji zadecydował przypadek - założyciele szukali możliwie najtańszego miejsca, znaleźli atrakcyjny przetarg. Traf chciał, że było to na placu Zbawiciela.

Plac Hipstera
Gdy do Polski wreszcie trafiło słowo „hipster”, nikt nie miał wątpliwości - najwięcej hipsterów jest na placu Zbawiciela, w szczególności wieczorem, a już zwłaszcza w Charlotte i właśnie Planie B. Plac został lekko złośliwie nazwany „placem hipstera”, w 2013 r. w ramach żartu nazwa ta trafiła nawet na mapy Google’a. Trend jednak powoli się odwraca. - W Planie B hipsterów już nie ma. Teraz przychodzą tu zakręceni ludzie i dziwacy. Niektórzy praktycznie tu mieszkają, widzi się ich codziennie - tłumaczy mi dziewczyna, która w Planie B od kilku lat bywa regularnie. - Zresztą rozejrzyj się.

Posłusznie rozglądam się.

Przy stoliku obok siedzi dziewczyna, z którą chwilę temu odbyłem długą rozmowę na temat kanibalizmu, na temat którego pisze pracę magisterską, czym zresztą potwierdza słowa, które słyszy się tu najczęściej: „na placu Zbawiciela można pogadać z każdym o wszystkim”. Po sali kręci się człowiek, który wygląda jak Szczepan Twardoch, przedstawia się jako Szczepan Twardoch, ale nie jest Szczepanem Twardochem. Pod ścianą z piwem stoi człowiek o wyglądzie stereotypowego Jamajczyka. Jak się okazuje, pochodzi z Mauritiusu, od czterech lat pracuje w Warszawie w branży IT. W wolnych chwilach zajmuje się muzyką. - Przychodzę tu dość często, zawsze sam - opowiada. - Nie szukam towarzystwa, nie zagaduję nikogo. Podoba mi się atmosfera tego miejsca. Lubię latem siąść na schodach na zewnątrz, posłuchać muzyki, zrelaksować się. Napisałem nawet piosenkę o Planie B, jadę niedługo do Sopotu, tam grywam ze znajomymi, może uda się zrobić do tego muzykę. Muzykę traktuję jako hobby. W Polsce trudno zajmować się tym na poważnie, bo wasi muzycy mają umiejętności, ale brakuje im dyscypliny. Nikomu nie chce się ćwiczyć, bez przerwy odwołują próby, bo zawsze jest coś ważniejszego. I jak tu założyć zespół? - rozkłada ręce.

Na parkiecie, do „I Was Made For Lovin’ You” Kiss, z piwem w ręce oszczędnymi ruchami tańczy Pinki, najsłynniejszy warszawski hippis, jeden z żywych symboli stolicy, który dorobił się nawet komiksu o swoim życiu, i chętnie „błogosławi” i obdarza ciepłym słowem każdą nowo napotkaną osobę. Huberta Urbańskiego, nie mniej słynnego stałego bywalca Planu B., jednak nie widzę. - Huberta nie było tu od jakiegoś czasu, bo kręcił ostatnio „Agenta”. Na pewno niedługo wróci - uspokajają mnie stali bywalcy.

Oprócz nich w środku jest jeszcze ze sto innych osób. Nie sposób poznać każdego.

Polska Walcząca w Planie B
W ostatnich latach trudno rozmawiać o Placu Zbawiciela, nie poruszając kwestii polityki. Ale nawet w Planie B nie ma zgody, czy to jest miejsce dla każdego, czy może tylko dla wybranych. - To raczej miejsce lewicowe, moim zdaniem osoby o prawicowych poglądach woleliby nie być tu widziani, bo trochę wstyd - powie jeden. - Plan B jest dla każdego, zobacz - przekonuje drugi, wskazując na wlepkę z kotwicą Polski Walczącej na biało-czerwonym tle przyklejoną do jednej z rur pod sufitem. - Przychodzą tu ludzie o każdych poglądach, dyskusje polityczne są na porządku dziennym. Chociaż najczęściej jednak rozmawia się tu o kulturze – dodaje po namyśle.

Nie powinno to zresztą dziwić, bo ognisk kultury przy placu Zbawiciela nie brakuje. Swoje siedziby mają tam dwa wydawnictwa literackie, Iskry i Czarne. To drugie prowadzi też stacjonarną księgarnię, w której regularnie odbywają się spotkania z autorami i dyskusje. Obok działa Klub Komediowy - pierwsze i póki co jedne takie miejsce w Polsce - w którym regularnie odbywają się sztuki improwizowane, stand-upu, kabarety literackie i inne nietypowe inicjatywy sceniczne.

Z inicjatywy Klubu Komediowego 5 czerwca odbędzie się po raz pierwszy na placu Zbawiciela Dzień Sąsiada. W różnych miejscach na całym placu odbywać się będą różne niespodzianki, przygotowywane przez właścicieli poszczególnych lokali, którzy wezmą udział w akacji. Chodzi o to, by otworzyć to miejsce również na mieszkańców placu. - Chcielibyśmy zmienić spojrzenie na plac Zbawiciela, o którym myśli się głównie przez pryzmat "Tęczy" albo imprezy do rana - mówi Agnieszka Matan z Klubu Komediowego. - Jest mnóstwo stereotypów dotyczących tego miejsca. Panuje niesłuszna opinia, że jest tu miejsce tylko dla hipsterów i lanserów, przez co dochodzi do takich sytuacji, że np. do Charlotte przyjeżdża pół Warszawy, a ktoś, kto mieszka w tej samej kamienicy nigdy tam nie wszedł - tłumaczy.

Szczegółowy plan pojawi się na początku kwietnia.

Czytaj też: Gdzie jest tęcza z placu Zbawiciela? Pytamy w Centrum Sztuki Współczesnej

Jeśli chodzi o kontrowersyjną „Tęczę”, która pod koniec minionych wakacji zniknęła z placu, na placu Zbawiciela raczej panuje zgodne przekonanie, że „szkoda”. Nie tyle ze względów ideologicznych, a estetycznych. Dominują opinie zbliżone do tej, którą w kilku wariantach usłyszałem w Planie B: - Kiedy przyjechałam do Warszawy, „Tęcza” już stała, teraz w sierpniu po raz pierwszy zobaczyłam, jak plac wygląda bez niej. Nigdy nie myślałam o niej jako o symbolu czegokolwiek, ale bez niej zrobiło się po prostu bardziej szaro, zwyczajnie.

- Rzeczywiście "Zbawix" jest ostatnio jakiś taki smutny po tej "Tęczy" - śmieje się Agnieszka Matan. - Myślę, że Dniem Sąsiada trochę go odczarujemy. Zaprosiliśmy wszystkich, od kościoła, przez metodystów, po knajpy i wydawnictwa. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto