Pociągi z uchodźcami w Warszawie. Wagony z Kijowa z gigantycznym opóźnieniem. "Przez Warszawę przejechało około 100 tys. uchodźców"

- Przyjedzie ok. 400 osób – słyszy głos w krótkofalówce stojący na peronie policjant. Inni funkcjonariusze stoją równomiernie rozstawieni. Między nimi kręcą się wolontariusze. Mają odblaskowe kamizelki, identyfikatory i napisy po ukraińsku. Czekają.

Na stację Warszawa Wschodnia, z niewielkim opóźnieniem, wtacza się „Kiev Express”. W pierwszych wagonach ścisk. Twarze przyciśnięte do szyby. Kobiety szybko pakujące torby. Młodzieńcy. No i dzieci, trzymające kurczowo swoje ulubione zabawki. Ale nie jest to pociąg Kolei Ukraińskich złączony z rodzimym PKP. Części ukraińskiej brakuje. Idę do maszynisty.

- Wagony z Ukrainy nie dojechały. Tam jest duże opóźnienie. Ale dotrą do Warszawy, z tym że później – odpowiada spokojnie. Później dowiem się, że pociąg z Kijowa do Jagodina (przejście graniczne) musiał zwalniać, a nawet zatrzymywać się, w obawie przed ostrzałami. Ukraiński skład zameldował się na granicy dopiero koło południa. Opóźnienie wynosiło już ponad osiem godzin.

Ale rodzimy z pociąg z Dorohuska, który ruszył planowo, wjechał pełny. Widać to po tym, jak szybko peron Warszawy Wschodniej zapełnia się ludźmi. Pojawiają się walizki na kółkach, kontenery dla psów, duże worki z pospiesznie pakowanym dobytkiem życia, a także siatki. Uchodźcy na granicy dostali już pierwszą pomoc. Produkty kupione przez ludzi dobrej woli z polskich marketów. Jedzenie, koce, artykuł higieniczne. Z pociągu wychodzą głównie kobiety, dzieci, a także osoby starsze. Mężczyzn nie ma. Zostali.

„Pasażerowie z Ukrainy. Na lewo od wejścia” – powtarza wolontariusz przez megafon. Po ukraińsku. Inni wolontariusze śledzą wzrokiem cały skład. Nie chcą, by ktokolwiek zgubił się i pozostał bez pomocy. Ci, którzy znają język, zaczynają rozmowę. Mówią, co będzie się działo dalej. Biorą pod rękę tobołki, pomagają zejść ze schodów i prowadzą do punktu znajdującego się w hali dworcowej. Tam działa punkt recepcyjny. Z tego miejsca uchodźcy, którzy nie mają gdzie się podziać, trafią do miejsca tymczasowego pobytu, do mieszkań zgłoszonych przez Warszawiaków, na Torwar czy Arenę Ursynów. Na razie jest jeszcze miejsce.

„Kiev Express” miał ruszyć chwilę przed siódmą wieczorem. Nie udało nam się potwierdzić, o której rzeczywiście wyjechał. Koleje ukraińskie podały natomiast, że w nocy ruszył kolejny, dodatkowy pociąg, w stronę Dorohuska i Chełma. Podróżuje nim 700 osób, z czego 300 to dzieci z niepełnosprawnościami. Resztę stanowią opiekunowie, osoby starsze oraz sieroty.

- Jesteśmy bardzo wdzięczni naszym polskim kolegom za współpracę i pomoc w tych trudnych dla Ukrainy czasach. Dziękujemy polskim kolejom. Chwała Ukrainie i Polsce! - napisały koleje ukraińskie, które na bieżąco informują o pociągach ewakuacyjnych. Inna komunikacja kolejowa obecnie w Ukrainie praktycznie nie istnieje.

W czwartek rano prezydent Warszawy w rozmowie w Radiu Zet opowiadał o obecnej sytuacji w stolicy.

- Przez Warszawę przejechało około 100 tysięcy uchodźców. Większość została od razu zaopiekowana przez rodziny i przyjaciół. Udzieliliśmy ok. 3 tysiące noclegów. Ale tylko tej nocy do Warszawy trafiło kolejne 2,5 tys. uchodźców, którzy potrzebowali noclegu. Sytuacja robi się dramatyczna i zmienia się z godziny na godzinę - mówił Rafał Trzaskowski. Te liczby są już nieaktualne. W ciągu jednego dnia do Warszawy dotarły kolejne tysiące ludzi. Głównie autobusami i pociągami.

Prezydent Warszawy chwalił współpracę z kolejarzami. Jak mówił, na bieżąco pytają oni podróżnych o to, gdzie będą wysiadać, zarazem informując o punktach pomocowych na dworcu Wschodnim i Zachodnim.

Poza specjalnym pociągiem Kiev Express do Warszawy uchodźcy docierają pociągami z Przemyśla i Chełma, a także humanitarnym połączeniem obsługiwanym przez Koleje Mazowieckie. Między stolicami Polski i Ukrainy kursuje też pociąg sanitarny, w którym jest miejsce dla 160 rannych.