Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pojechały na lody, zginęły zmiażdżone przez kombajn

Anna Górska
Był potężny huk, łomot, oślepiający błysk świateł i z fiata cinquecento, który zderzył się z kombajnem, został tylko stos pogniecionej blachy. Autem jechały cztery młode dziewczyny.

Był potężny huk, łomot, oślepiający błysk świateł i z fiata cinquecento, który zderzył się z kombajnem, został tylko stos pogniecionej blachy. Autem jechały cztery młode dziewczyny. W sobotę odbył się pogrzeb Oli, Agaty i Sylwii. Gabrysia walczy o życie w krakowskim szpitalu.
Do tragedii doszło w środę ok. godz. 21.15 na wąskiej drodze gminnej we wsi Wieniec pod Gdowem. Dwie siostry - 17- letnia Ola i 15-letnia Gabrysia, ich 19-letnia kuzynka Sylwia i 19-letnia przyjaciółka Agata w doskonałych humorach wracały autem do domu. Wybrały się tego dnia na pyszne lody do kawiarni "Astra" w pobliskiej wsi Jaroszówka.

Bardzo dobrze znały drogę, bo często tu przyjeżdżały, także do swoich rodzin i na zakupy w wiejskim sklepiku. Minęły wieś, wjechały do Wieńca. Do celu miały trzy, cztery kilometry. Nie spodziewały się, że tuż za ostrym zakrętem drogę tarasuje ogromny, ważący 8 ton kombajn.
Pan Władysław, kombajnista z 25-letnim stażem, zahamował natychmiast, gdy tylko zobaczył pędzące w swoim kierunku auto. Kierująca cinquecento Sylwia nie zdążyła tego zrobić. Nie była doświadczonym kierowcą, prawo jazdy miała dopiero od kilku miesięcy.

Pani Wioletta pierwsza usłyszała potężny huk, bo do wypadku doszło naprzeciwko jej sklepu spożywczego. Natychmiast wybiegła na zewnątrz.
- To był straszny widok - kobieta wyciera łzy i nie może otrząsnąć się po tragedii, której była świadkiem. Nieduży samochód w całości znalazł się pod kombajnem, tylko numery rejestracyjne było widać. Żadnych krzyków, jęków. Najpierw łomot, a potem martwa cisza.

Kombajnista próbował wycofać kolosa, by ratować pasażerki fiata. Na pomoc przybiegło błyskawicznie kilkadziesiąt osób ze wsi. Jednak, aby wyciągnąć ranne dziewczyny ze zgruchotanego samochodu, musieli przyjechać strażacy i dopiero przy pomocy ciężkiego sprzętu rozcięli wrak cinquecento. Widok był straszny. - Tego nie da się zapomnieć - mówią mieszkańcy Wieńca.

Ola i Agata zginęły na miejscu, Sylwię i Gabrysię lekarze zawieźli do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Dziewczyna, która kierowała samochodem, jeszcze dawała znaki życia, ale po kilku godzinach zmarła. Najmłodsza Gabrysia miała więcej szczęścia, trafiła na stół operacyjny i lekarze utrzymują ją w śpiączce.

Anna Niedźwiecka, rzecznik szpitala informuje, że stan pacjentki jest ciężki, ale stabilny. - Trzeba czekać - rozkłada ręce. A cała Chrostowa modli się o zdrowie dla piętnastolatki.
- To była taka zgrana paczka - mówią sąsiedzi o czterech przyjaciółkach. - Zawsze i wszędzie chodziły razem. Sympatyczne, ładne, roześmiane dziewczyny. Nikt złego słowa o nich nie powie.
- Często przyjeżdżały do mnie na lody - wspomina Stanisława Konieczna, właścicielka kawiarni "Astra".

Janina Wach, dyrektor Technikum Organizacji i Usług Gastronomicznych w Dąbrowicy, gdzie uczyły się trzy starsze dziewczyny, dodaje, że zawsze można było na nie liczyć. - Zaangażowane, chętne do pomocy. To w nich najbardziej ceniłam, bo dzisiaj większość młodych ludzi ma w nosie sprawy szkolne, a te moje kochane uczennice nigdy mi nie odmawiały. Były i do tańca, i różańca - płacze Janina Wach.
Mama wychowywała Olę i Gabrysię sama. Zajmowała się też ich starszym bratem. Rok temu rodzinę dotknęło nieszczęście, bo zmarł ojciec dzieci. Teraz piękny, duży dom już całkiem opustoszał.

W Chrostowej nikt nie chce wierzyć w śmierć Oli. Podobnie w to, że już nie ma Agaty, którą też wszyscy tu znali. Była lubiana przez sąsiadów. We wsi nie było weselszej od niej osoby. Jej rodzice od lat prowadzą sklep wiejski - teraz jest zamknięty do odwołania.
Sylwia pochodziła z sąsiedniej małej wioski - z Kamyka. Marzyła o studiach, zastanawiała się, którą uczelnię wybrać. Była dobrą uczennicą, dumą swojego taty. Mieszkali sami, bo rok temu zmarła mama 19-latki.

Antonina Stachowska, babcia Sylwii, nie ukrywa, że był to wielki wstrząs dla jej wnuczki. - Długo nie mogła dojść do siebie po śmierci matki. Myślałam, że gorzej już być nie może. Dopiero ostatnio Sylwia zaczęła się uśmiechać. Odżyła, a teraz zginęła. To wszystko jest bez sensu - kobieta załamuje ręce. Mówi, że od środy nie może spać, bo wciąż ma przed oczami worek z ubraniami wnuczki, który widziała po wypadku.

Policja prowadzi śledztwo w sprawie wypadku. Za dwa tygodnie biegły ma przygotować rekonstrukcję zdarzeń, wówczas dowiemy się dokładnie, co stało się przyczyną dramatu w Wieńcu. Jednak już teraz wiadomo, że kombajnista był trzeźwy, dziewczyny także.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto