Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polak, Europejczyk czy po prostu człowiek?

Redakcja
Manro
Emigracja, a szczególnie zarobkowa, to nie nasz wymysł. Jesteśmy tylko kontynuatorami.

Długo się wahałem nad napisaniem tego tekstu. W końcu napisałem go, ale przerabiałem jeszcze chyba ze cztery razy. Z tego do końca też nie jestem zadowolony, ale to chyba najlepsza wersja. W tym tekście nie chcę nikogo urazić, nikogo skrzywdzić. Chcę przedstawić swój punkt widzenia. Być może , że się mylę...
Jeszcze jedno – piszę uwzględniając wyłącznie jeden aspekt: dążenie człowieka do zaspokojenia chęci normalnego życia.
Odrobinę historii: jeden z naszych wielkich rodaków – Krzysztof Arciszewski, arianin, musiał uciekać z kraju z powodu zabójstwa człowieka, który doprowadził do ruiny jego rodzinę. Największe sukcesy osiągnął w Brazylii – tam był znany jako Cristoforo Polaco. Kapitalny, utalentowany dowódca wojskowy. Pod koniec życia wrócił do kraju, był „Panem nad artylerią".
W czasach porozbiorowych były dwa kierunki wędrówek naszych rodaków: pierwszy – przymusowy, gdzie Boh – Car korzystał z najstarszego biura turystycznego – „Sybir Tourist" I drugi, głównie z zaboru austriackiego – za lepszym życiem w Nowym Świecie. I tak powstały Polonie w Brazylii i „Ameryce". Ludzie, którzy nie mieli już nic do stracenia oprócz życia, wyjeżdżali. Części się udało, części nie – jak zwykle.
Po drugiej wojnie światowej powstała „nowa emigracja" – żołnierze Andersa i ci, którym udało się uciec na Zachód i po zdobyciu władzy przez PPR nie chcieli już wracać. Z pozostałościami armii Andersa spotkałem się w ich klubie w Plymouth w 1967 r. - może – kiedyś o tym napiszę. Nigdy więcej do tego klubu nie poszedłem, mimo, że w tym porcie byłem kilka razy.
A później zaczęły się ucieczki. Z różnych powodów. Z moich bliskich znajomych zwiał za granicę chłopak, który razem ze mną ukończył nawigację. Za pierwszym pobytem w Halifaxie w Kanadzie poprosił o azyl. Dostał go i później pracował jako drwal w puszczach Kanady.
W tym czasie w kraju, po praktycznym zamknięciu granic i wprowadzeniu politycznego nadzoru nad gospodarką, przy rozwinięciu szkolnictwa i zlikwidowaniu analfabetyzmu, musiano dopasować gospodarkę do przyjmowania ciągle przyrastającej liczby nowych pracowników. To dlatego, żeby w „Dalmorze" po remoncie statku pobrać z magazynu złożone tam wyposażenie, potrzeba było prawie dziesięciu podpisów na świstku papieru (większość tych podpisów uzyskiwałem w jednym pokoju). Wydajność pracy (po zakończeniu okresu stachanowskiego) była nędzna. No bo po co? Nie od wydajności pracy zależała płaca, ale od stanowiska. Bezrobocia nie było, a ci, którym nie chciało się pracować dla ojczyzny, byli ścigani i zmuszani do pracy. Prawda? Nie ukrywam, że dzięki temu udało się odtworzyć urządzenia na Żuławach.
Po zmianie ustroju nastąpiła gwałtowna zmiana stosunków społecznych, ekonomicznych, własnościowych. Zaczęto łączyć płace z wydajnością. Bardzo szybko okazało się, że aby utrzymać się na rynku, trzeba zadbać o konkurencyjność przedsiębiorstwa. Zaczął się „wyścig szczurów", restrukturyzacje... I ludzie zaczęli tracić pracę. Dowiadywali się, że to, co robiło pięciu, może wykonać jeden. Wystarczy zmienić podejście do problemu. I szczególnie młodzi, wykształceni ludzie, widząc, że nie mają szans dostania pracy zgodnej z ich wykształceniem i ambicjami, zaczęli wyjeżdżać za granicę. Nasiliło się to po naszym wejściu do Unii. I ci, którzy rzeczywiście potrafili pracować , taką odpowiednią dla siebie pracę znaleźli.
Wyjechali również ci, którzy pracowali inaczej. U nas przestępczość zaczęła spadać, na Zachodzie – wzrastać. Wyjechali również ci, którzy liczyli na zasiłki socjalne. Teraz pisze się, że np. bezdomni Polacy opanowują Berlin.
Europa staje się otwarta dla wszystkich. Powoli, ale się otwiera. Jedyna bariera – to język. Ale tą barierę można pokonać. Dla rodzin – druga bariera: odległość. Ale dzięki postępowi świat pomału staje się wielką wioską. Po wojnie (i nie tylko), jak młodzi opuszczali rodzinne gniazdo i wyjeżdżali, żegnały ich łzy, bo „co z nimi będzie?" U mnie w domu też nie mogli rodzice zrozumieć, co mnie pcha w świat. A ja nigdy nie żałowałem, że wyjechałem. Tęsknię za rodzinnymi stronami, ale na stałe nigdy nie wrócę. To już nie mój świat.
Nasi młodzi wyjeżdżają. Na ich miejsce przyjeżdżają inni młodzi, z innych krajów, o innej kulturze, którym nasz kraj przedstawia się rajem. Uciekają przed beznadziejnością, brakiem perspektyw, w poszukiwaniu lepszego życia. Oby im też się udało tak, jak naszym.
Manro
Ps. To też warto przeczytać:http://biznes.onet.pl/wzrost-emigracji-zarobkowej-mlodych-wlochow,18491,5461617,1,news-detal

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto