Pożar za pożarem. Kto jest winny? Nie ufać farelce?

Większość tragedii jest opisana w prasie i mediach jako "awaria instalacji", których to w większości można uniknąć, zachowując "zasady bezpieczeństwa użytkowania sprzętu". Tragedia, bodaj pod Białą Podlaską, i kolejne późniejsze i bardzo prawdopodobne przyszłe (!) związane z tzw. "awarią instalacji" mają jedną tą samą cechę. Połączenie nieudolności rządu i służb tzw. państwa oraz łatwe wytłumaczenie "zawiniła instalacja". Przyjechała straż, pogaszono, co trzeba, rzecznik się wypowiedział, koniec problemu. Nie koniec, to dopiero początek.
Ludzie ze zwyczajnej w świecie biedy, wręcz nędzy mają odcinany gaz, prąd, wiadomo brak pracy, choroba, zaległości, często płacą czynsz na końcu, najpierw za gaz i prąd, jeśli nie mają prądu, lub mieszkanie socjalne lub komunalne jest w tragicznym stanie, to dogrzewają. Wiadomo że "najlepiej i najłatwiej" nagrzać piecykiem. A są jeszcze "obejścia", "lewizny".
Jest bieda, ale za kilkadziesiąt zł można kupić już jakieś badziewie, czy na targu, czy Made in China w Tesco czy innym markecie albo na raty. I tak się ratują zimą. Podkręcą na maksa, i idą spać. A urządzenie chodzi. Takie chodzące urządzenie Made in China (jest tam druga klasa izolacji?) to bomba z opóźnionym zapłonem. Pomijam tu fakt, że urzędnicy MOPS-u odwiedzający (według "numeru i nazwiska") lokal i niemający wiedzy na temat BHP, nie zwracają uwagi na "farelkę"...
Ważniejsza sprawa to instalacje budynków mieszkalnych w Polsce, zwłaszcza na terenach wiejskich. To obraz nędzy i rozpaczy. Już w latach 90-tych SEP postulowało wymianę większości instalacji wybudowanych w latach 70-tych i wcześniej, bo zagrażają one życiu i zdrowiu. Instalacje te to często aluminium 1,5 czy 2,5 mm2, kładziono je, gdy "każdy" miał jakieś 2-3 urządzenia typu pralka, nieliczni "Śnieżkę", a niektórzy "Rubina". Tymczasem przybyło satelit, laptopów, zmywarek, komputerów... Idzie "rodzinka" po farelkę, a sprzedawca (o zerowej wiedzy technicznej, a 100% "bajeranckiej") daje im sprzęt: ten tańszy, ten będzie lepszy. Wie ten sprzedawca i kupujący, co to kilowat, może wolt i na tym rozmowa się kończy. Tymczasem przewody nie są z gumy (nomen omen), mają izolację gumową czy polwinitową i ich wytrzymałość jest skończona. Aluminium ma ok. 2/3 przewodności miedzi. Do tego przekrój przewodu warunkuje moc, jaką można "jednocześnie włączyć" w pokoju czy mieszkaniu. A jest jeszcze wytrzymałość na obciążenia termiczne, prądowe długotrwałe, zwarciowe, mechaniczne i inne... I potem mamy pożary ze zwyczajnego... przeciążenia.
Sprzedający mają gdzieś bezpieczeństwo ludzi, warunki ich mieszkań, w instrukcjach sprzętu nie ma na ten temat wiele, wręcz tyle co nic. Straż pożarna, różne inspekcje, inspektoraty nie promują bezpiecznego stylu mieszkania, BHP, nie ma w TVP akcji i kampanii edukacyjnych, nie rozsyła się ulotek (lepiej wysłać ulotki, co "zdziałał" UM, kto "pcha" się do RM czy UW), nie mówię już o programach typu "Sonda", "Kwant", są za to reklamy pt. "płać abonament", "tańce na lodzie" itp. Wiedza ogólnotechniczna, pozwalająca w miarę bezpiecznie korzystać z urządzeń jest bliska zeru.
Często to biedne, patologiczne mniej lub bardziej rodziny, często ich wieczór po dniu pracy czy innej harówki, to serial TV, jakiś dziennik, kolacja, czasem piwko, winko, spać, a że zimno, trzeba się ogrzać. A można by wykorzystać światło żarówki tradycyjnej, do 90-95% energii, którą ona pobiera, oddaje w postaci ciepła. Przy małym metrażu i niskich pokojach taka żarówka w lampie może nieźle podgrzać. Lepiej ubrać dwa swetry, okryć się dwiema kołdrami, niż ufać farelce i spłonąć we śnie ...