Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prezes MPO: „In-house jest w interesie miasta”. Rozmawiamy też o sporze z pracownikami i planach spółki na przyszłość

Piotr Wróblewski
Piotr Wróblewski
mat. pras.
W Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania dzieje się sporo. Spółka zaproponowała, by w Warszawie wprowadzić tzw. in-house, czyli przekazać część rynku odpadów MPO. Równocześnie trwa budowa największej w kraju spalarni śmieci, a prezes liczy też na stworzenie biogazowni. Ze Zdzisławem Gawlikiem rozmawiamy o planach spółki na przyszłość, ale także o bieżących sprawach, w tym sporze z pracownikami, którzy grozili strajkiem.

Spis treści

W ciągu ostatnich dwóch latach w Warszawie o gospodarce odpadami mówiło się sporo. Zmieniały się ceny, system rozliczeń i mieszkańcy nie do końca się w tym orientowali. Jak to wyglądało z Pana perspektywy? Skąd wzięło się całe zamieszanie?
Zdzisław Gawlik, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania:
Każdy system proponowany przez władze Warszawy mieścił się w porządku prawnym. Jednak nawet ostatnia propozycja została zakwestionowana już nie przez RIO, a przez prokuraturę. Skoro systemy mieściły się w propozycji ustawowej, to tak naprawdę miasto nie może zrobić nic więcej. Nie wiem czy to jedynie kwestia merytoryki w ocenie tego, dlaczego proponowane przez miasto metody były kwestionowane i nie chciałbym z punktu widzenia spółki komunalnej oraz uczestnika rynku konkurencyjnego się do tego odnosić.

Na początku lipca skończyły się kontrakty na wywóz śmieci w kilku dzielnicach Warszawy. Nowych umów i postępowania na in-house na razie nie ma. Mieszkańcy zastanawiają się co dalej. Czy uda się rozwiązać tę sytuację?

Jesteśmy po bezpiecznej stronie, ponieważ wszystkie umowy zostały przedłużone na dotychczasowych zasadach. Mieszkańcy nie muszą się obawiać. MPO odbiera odpady z sześciu na siedem wspomnianych dzielnic.

Przypomnę, że przed czterema laty jeden z komercyjnych odbiorców odpadów przestał je odbierać z Mokotowa. MPO zmobilizowało się w ciągu dwóch tygodni, poszukało ludzi i wzmocniło swoją flotę. I się udało. Ta sytuacja pokazuje, że z punktu widzenia miasta takie przedsiębiorstwo jak MPO jest niezbędne. Zawsze może wejść na zadanie, z którego nagle ktoś zszedł.

Czym jest in-house? Dlaczego Warszawa chce przekazać sporą część rynku odpadów miejskiej spółce?

W Warszawie trwa dyskusja na temat in-house. Od lipca w ramach postępowania miasto chciało jedną decyzją przekazać sprawę wywozu odpadów w siedmiu dzielnicach wartą niemal miliard złotych spółce MPO.  Konkurencja twierdzi, że to ograniczenie rynku. Jak Pan odnosi się do tego tematu?

Uważam, że in-house jest w interesie miasta. Przykład Krakowa czy innych miast pokazuje, że to dobre rozwiązanie. Systematycznie wzrasta liczba gmin, które w ten sposób decydują się gospodarować odpadami. Pewnie nie bez przyczyny. Przecież trudno zakładać, że samorządy na nic nie patrzą. Skoro w jednym samorządzie może być in-house, to dlaczego nie w Warszawie? W czym jesteśmy gorsi? Życie pokazało, że miasto musi mieć niezbędne narzędzia, żeby reagować w skrajnych sytuacjach.

Stolica jest szczególnym przypadkiem. Miasto podchodzi rozsądnie do sprawy. Z jednej strony utrzymuje swoją spółkę zajmującą się gospodarowaniem odpadami, a z drugiej aż 60 proc. odpadów pozostawia na rynku komercyjnym. To nie jest tak, że będzie tylko in-house. Nikt tego rynku nie zabija. Mieszkaniec może powiedzieć, co mu się bardziej opłaca: rynek czy in-house. To nie jest ustalanie zasad raz na zawsze.

Na razie jednak postępowanie w sprawie in-house zostało zablokowane.

Próba wprowadzenia takiego modelu została wstrzymana na poziomie KIO. Jeśli chodzi o przesłanki, to ja uważam, że wszystkie zostały spełnione. Będziemy razem z miastem bronić in-house przed sądem. Zawsze, w szczególnie dużej gminie potrzebny jest podmiot, który w gospodarce komunalnej będzie uczestniczyć. I będzie buforem bezpieczeństwa. Jeżeli na cztery lata wszystko przejdzie pod kontrolę tzw. komercji, to skutki dla Warszawy mogą być nieodwracalne. Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie Spółki miejskiej takiej jak MPO bez realizacji podstawowego zadania bo trzeba zapłacić ludziom, utrzymać samochody. In-house jest po to, żeby MPO istniało i było w gotowości do rzetelnego świadczenia usług mieszkańcom.

Państwo zabiegali o to, żeby in-house pojawił się w takiej formie, czy to był pomysł miasta?

To był efekt rozmów z miastem. Na Targówku budujemy dużą instalację odbioru odpadów, a jednocześnie ta dzielnica obsługiwana jest przez „komercję”. Dookoła tej bazy odbierają inni. Na logikę, bardziej korzystne byłoby obsługiwanie tej dzielnicy przez MPO. Wszystkie dzielnice, które wskazano w ramach potencjalnego zamówienia in-house w Warszawie, były przemyślane. Zamówienie „z wolnej ręki” miało bowiem dotyczyć tych dzielnic, które MPO obsługuje lub obsługiwało w przeszłości. To dzielnice świetnie Spółce dobrze znane. Patrzyliśmy na ekonomię i na rynek. Na takiej podstawie uzgodniliśmy poszczególne dzielnice.

Pojawiają się opinie, że in-house powinien być tylko, jak nikt się nie zgłosi do przetargu. To nieracjonalne. Przecież MPO to takie samo przedsiębiorstwo jak inne. Gdyby prezydent decydując na odbiór odpadów w ramach in-house popełnił błąd, to za chwilę są wybory, które weryfikują taką decyzję. W interesie szefa gminy jest to, żeby warunki gospodarowania odpadami z punktu widzenia ekonomicznego dla mieszkańca były jak najlepsze.

Państwo byli gotowi, żeby ruszyć od lipca?

Oczywiście. Zatrudniliśmy już pracowników, ale teraz kolejne plany stopniowo wstrzymaliśmy. Prowadzimy też rozmowy na dostawę kolejnych śmieciarek bezpylnych. Jesteśmy w stanie obsłużyć zadania pod każdym kątem.

To nie jest problem dla spółki, że działania zostały wstrzymane?

Trochę tak, ale działamy na każdym polu skoro zmieniają się okoliczności. Wygraliśmy np. przetarg na Ursynów i Wilanów. Będziemy aplikować o kolejne kontrakty. Symptomatyczne jest to, że walczymy na rynku komercyjnym. Wygrywamy obsługę powierzchni np., Sądu Najwyższego, galerii handlowych czy Cmentarza Powązkowskiego. Wchodzimy tam na miejsce komercji.

Spór ze związkami zawodowymi. Czy jest szansa na porozumienie?

W ostatnim czasie trwały rozmowy między miastem a związkami zawodowymi MPO. Pracownicy grozili strajkiem. Jest szansa na porozumienie? Jak to wygląda z Pana perspektywy?

Rozmowy cały czas będą. Byliśmy jednak na takim etapie, że niemożliwe było porozumienie w kwestii modelu oraz wysokości wynagradzania. Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy musiał zostać wypowiedziany. Pracownicy czekali na przełom, a po roku rozmów trudno liczyć, że sytuacja z dnia na dzień się zmieni.

Jak rozmawiało się z ludźmi na bazach to oni oczekiwali tego porozumienia, a spór był o to czy to będzie 500 zł brutto czy netto. Podwyżka była o 500 zł brutto, co daje 340 złotych na rękę. Równocześnie przyznaliśmy nagrodę okolicznościową w związku z 95-leciem Spółki.

To 950 zł brutto dla każdego pracownika. Zmieniliśmy również system wynagradzania – premie włączyliśmy do wynagrodzenia zasadniczego, ustaliliśmy kwotowe dodatki zmienne. Wszystkie te zmiany spowodowały, że dla wielu kierowców – ładowaczy i ładowaczy wzrost wynagrodzenia będzie wyższy niż 500 nawet 550 zł netto. Dostali więc z naddatkiem o co walczyli. Robimy, co tylko możliwe, aby wynagrodzenia pracowników MPO były coraz wyższe. Nie dysponujemy magicznym „workiem bez dna”, dlatego musimy działać rozważnie, a przede wszystkim w graniach naszych realnych możliwości.

Równocześnie od 1 kwietnia br. wydajemy każdemu pracownikowi na stanowisku robotniczym talony na posiłki profilaktyczne o wartości prawie 200 zł miesięcznie. Wcześniej ten dzienny dodatek w wysokości 9 zł dotyczył 40 – 60 proc. tych stanowisk. Badania wysiłku energetycznego pokazały jednak, że powinniśmy wszystkim zapewnić posiłki profilaktyczne. Spółka dba o to, aby stale polepszać warunki socjalne.

Wszystkie te zmiany kosztowały Spółkę około 12,5 miliona złotych w ujęciu rocznym. To niemałe środki, na które dziś MPO stać. Musimy jednak ostrożnie podchodzić do oceny finansowej sytuacji spółki. Nie tylko chodzi o płynność, bo problem jest bardziej złożony.

Liczy Pan, że uda się osiągnąć porozumienie?

Wykładamy karty na stół. Finanse spółki zgodnie z prawem są jawne. Dajemy tyle, ile możemy dać. My też jesteśmy zobowiązani kontraktami na podstawie zamówień publicznych, a koszty rosną. Widzimy co się dzieje z paliwem. Jeśli chodzi o energię to kupowaliśmy MWh za 400 zł, a na 2023 roku mamy szacunki, że będzie to aż 1400 zł.

Liczę na to, że się porozumiemy. Szukamy też pewnych rozwiązań, które umożliwią nam systemowe podnoszenie wynagrodzeń. Chciałbym, żeby to było załatwione. Żeby każdy wiedział ile tutaj może zarobić. Pracownicy chcą wiedzieć, jaka jest przyszłość spółki i ich przyszłość w tej spółce.

Energia wytwarzana ze śmieci. MPO buduje spalarnię. Będzie też biogazownia?

Warszawa czeka na spalarnię na Targówku. To inwestycja, która długo nie mogła się rozpocząć. Ale teraz budowa trwa w najlepsze. Co się zmieni w momencie jej otwarcia?

Jedna trzecia odpadów Warszawy będzie zagospodarowana w tej instalacji. Dziś te odpady wożone są poza miasto. Ta instalacja będzie produkować energię i ciepło, które trafią
do mieszkańców.

Ile osób skorzysta z prądu i ciepła?

Kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw na rok będzie mogło skorzystać z tej energii. Warszawa jest dużym miastem i ma wiele własnych urządzeń, które pozwolą przemieszczać energię swoją trakcją. Bo dzisiaj cena energii to też koszt przesyłu. Mając to na względzie, trzeba szukać stosownych rozwiązań.

Kiedy ta instalacja zostanie uruchomiona?

Zgodnie z planami, w 2024 roku. Mam nadzieję, że jesienią przyszłego roku rozpoczną się rozruchy na ciepło, czyli pierwsze odpady będą przetwarzane. Pamiętajmy, że to budowa prowadzona przy działającej instalacji. Tak w Polsce nie budował dotąd nikt.

Zmieniło się myślenie na temat tego typu obiektów. W Kopenhadze spalarnia jest atrakcją turystyczną. Czy w Warszawie też tak będzie?

Wszystko jest tak jak zapowiadano, łącznie z amfiteatrem, zielonymi tarasami. Na pewno będzie to atrakcja turystyczna, ponieważ zbudowany zostanie niewielki punkt widokowy na szczycie komina. Na bieżąco wyświetlane będą też wszystkie stopnie emisji.

Czy będą kolejne inwestycje, np. w biogazownię?

Plan biogazowni jest już przygotowany. Będziemy chcieli zlecić to w procedurze projektuj i buduj. Wydawało nam się, że mamy już decyzję, ale w ostatnim dniu zaskarżono ją do SKO. Natomiast np. w Jarocinie budują już drugą taką instalację. Obecnie 25 proc. naszych śmieciarek jest na gaz. Tak samo autobusy miejskie. Można by to wykorzystać.

Planujemy też centrum recyklingu i edukacji. Na tych projektach spółka będzie dużo zarabiać. Myślimy też o projekcie wodorowym. W naszej strategii energia odgrywa kluczową rolę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto