Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PROKURATURA - Wielka polityka wpływa na sprawę Nangar Khel

Łukasz Cieśla
Karol Frankowski oskarżył żołnierzy o zbrodnię zabójstwa, ale zdaniem sądu w materiale dowodowym są liczne braki - FOT. JANUSZ ROMANISZYN
Karol Frankowski oskarżył żołnierzy o zbrodnię zabójstwa, ale zdaniem sądu w materiale dowodowym są liczne braki - FOT. JANUSZ ROMANISZYN
Na łagodniejsze zarzuty lub w ogóle ich wycofanie mogą liczyć dowódca bazy major Olgierd C. oraz dwaj starsi szeregowi obsługujący moździerz. Obaj nie brali udziału w odprawie w Wazi Kwa.

Na łagodniejsze zarzuty lub w ogóle ich wycofanie mogą liczyć dowódca bazy major Olgierd C. oraz dwaj starsi szeregowi obsługujący moździerz. Obaj nie brali udziału w odprawie w Wazi Kwa. Pod Nangar Khel wykonywali polecenia swojego bezpośredniego przełożonego – plutonowego Tomasza B. To właśnie on oraz nieformalny dowódca plutonu chorąży Andrzej O. są często uznawani przez innych żołnierzy za prowodyrów tragicznego zajścia z sierpnia ub.r.

Dlaczego więc na początku śledztwa sześciu podejrzanym zarzucono popełnienie tego samego przestępstwa, czyli zbrodni zabójstwa? Według naszych rozmówców, wynikało to z interesu politycznego PiS.

– Najpierw sprawa miała być wyciszana. Jednak PiS przegrało przedterminowe wybory i wtedy wszystko przybrało zupełnie inny obrót. Postawiono najcięższe zarzuty, doszło do medialnych zatrzymań. Ale z tym balastem zmagała się potem już nowa władza – przekonuje osoba znająca szczegóły sprawy.

Prokurator Zbigniew Rzepa, który w Polsce prowadził śledztwo przez pierwsze miesiące jego trwania, zapewnia, że zmiana kwalifikacji prawnej wynikała z analizy akt sprawy. Jak mówi, nie spotkał się z żadnymi naciskami.

– Gdy pod koniec października akta trafiły do Poznania, uznaliśmy, że należy postawić zarzut zabójstwa. Wskazywał na to ówczesny materiał dowodowy. Decyzja była konsultowana z kilkoma innymi prokuratorami. Prawie wszyscy byli zdania, że są podstawy do postawienia najcięższych zarzutów – podkreśla.

Rzepa prowadził sprawę do lutego 2008 roku. Wyjechał wówczas na trzymiesięczną delegację do Warszawy. Spekulowano, że to kara za błędy w śledztwie. W rzeczywistości trafił do stolicy ze względu na wcześniejszą współpracę z Krzysztofem Parulskim, nowym naczelnym prokuratorem wojskowym. Wywodzący się z Poznania Parulski chciał mieć w Warszawie kogoś zaufanego. Śledztwo prowadził potem Karol Frankowski, który wtedy pełnił funkcję szefa poznańskiego wydziału NPW. W lipcu podpisał się pod aktem oskarżenia. Utrzymał najcięższe zarzuty. Gdy następnego dnia sąd zwrócił dokumenty do prokuratury z powodu braków formalnych, jego przełożeni poinformowali, że nie jest już szefem poznańskiego NWP. Wtedy pojawiły się spekulacje, że niewłaściwie prowadził śledztwo.

Nie był to pierwszy, tak nagły zwrot w karierze tego prokuratora.

Frankowski pojawił się w prokuraturze wojskowej w lipcu 2007 roku, za czasów PiS. Był jednym z pierwszych cywilów, którzy przyszli do tej instytucji w skutek reformy firmowanej przez Zbigniewa Ziobrę. Zakładała ona, że prokuratorami wojskowymi będą również osoby spoza armii. Środowisko wojskowych odczytało to jako wotum nieufności ze strony rządzącej partii. Bardzo sceptycznie odnosiło się do koncepcji „ucywilnienia”.

Krytyczne głosy padały ze strony Stowarzyszenia Prokuratorów RP. Jego ówczesnym szefem był Krzysztof Parulski. Jednocześnie pełnił wtedy funkcję zastępcy wojskowego prokuratora okręgowego w Poznaniu. W lipcu 2007 roku odszedł po konflikcie ze Zbigniewem Ziobrą. Na jego miejsce ściągnięto właśnie Frankowskiego.

Zanim jednak zaczął zajmować się sprawami wojskowymi, tropił groźnych bandytów z Poznania. Do 2003 roku zajmował eksponowane stanowisko szefa działu przestępczości kryminalnej w prokuraturze okręgowej. Nagle przeszedł do mało prestiżowego wydziału postępowania sądowego.

– W środowisku uznaliśmy to za degradację – opowiada jeden z poznańskich adwokatów. – Praca w „sądówce” musiała być dla niego zesłaniem. Oznaczała chodzenie na rozprawy odwoławcze i odklepywanie formułek w stylu: wnoszę o utrzymanie zaskarżonego wyroku. A przecież wcześniej tropił najgroźniejszych przestępców. Żartobliwie nazywaliśmy go wtedy „katem Poznania”.

Nasi informatorzy z policji zwracają uwagę, że nagłe odejście z ważnego stanowiska miało związek ze śledztwem dotyczącym gangu zajmującego się wymuszeniami, ściąganiem haraczy i podkładaniem bomb. W skład grupy wchodził między innymi Tomasz Z., były poznański policjant, członek kompanii antyterrorystycznej.

– Podczas rozpracowywania grupy w 2003 roku, jej członkom założono telefoniczne podsłuchy – wspomina jeden z funkcjonariuszy. – Nagrano rozmowę Tomasza Z. i jeszcze jednej osoby. Dyskutowali o konieczności zwrócenia się z prośbą o pomoc do prokuratora Frankowskiego. Wiedzieli, że policja zbiera na nich dowody. Później nagrano rozmowę Tomasza Z. z samym prokuratorem. Te zdarzenia miały bezpośredni wpływ na degradację Frankowskiego. Zapisy nagrań trafiły do poznańskiej prokuratury, ale sprawę wyciszono – dodaje funkcjonariusz.

Inny z policjantów twierdzi, że po zatrzymaniu Tomasza Z. w jego telefonie znaleziono numer komórki Frankowskiego.

– Wydało mi się to bardzo dziwne, ale nie polecono prowadzenia żadnego postępowania w tej sprawie.

Informacji podanych przez obu funkcjonariuszy nie sposób zweryfikować w aktach sprawy karnej dotyczącej gangu. Nie ma w nich wzmianki o rzekomych telefonach do Frankowskiego. Jego byli podwładni i przełożeni nie chcą rozmawiać o wydarzeniach z 2003 roku. Zapewniają, że nie znają przyczyn odejścia prokuratora.

– Nadzorowałam wydział, w którym wówczas pracował, ale nie podejmowałam decyzji kadrowych – powiedziała nam prokurator Ewa Socha i odesłała do Prokuratora Okręgowego w Poznaniu. Ten, przez rzecznika przekazał, że nie poda przyczyn odejścia Frankowskiego. Powód? Od ponad roku nie jest już jego podwładnym, a teczka osobowa znajduje się w prokuraturze wojskowej. O Frankowskim rozmawiać chciał jedynie Roman Szymanowski. W 2003 roku był jego podwładnym, teraz jest zastępcą prokuratora okręgowego.

– Pan Frankowski odszedł na własną prośbę w chwili reorganizacji wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną. Powodem było to, że nie zaproponowano mu stanowiska naczelnika – zapewnia Roman Szymanowski.

Prokurator od początku prowadził śledztwo w sprawie działalności gangu, którego członek ponoć kontaktował się z Frankowskim. Zaprzecza, by w materiałach pojawiło się nazwisko jego byłego przełożonego.

– Prokurator Frankowski był wrogiem bandytów, a nie ich przyjacielem. Nie wierzę w wersję policjantów – podkreśla.

Karol Frankowski nie chciał z nami rozmawiać o śledztwie dotyczącym Nangar Khel ani o swojej przeszłości w prokuraturze okręgowej. Od lipca przebywa na urlopie. Jego przełożeni we wcześniejszych oficjalnych wypowiedziach podkreślali, że liczą na jego powrót do pracy.

Współpraca: Alicja Krystyniak, Agnieszka Szepelak, Superwizjer TVN

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto