Prywatne przedszkola stają się coraz lepszym biznesem. Chętnych do ich założenia kusi nie tylko duży popyt na takie usługi i przyzwoity zarobek (w największych miastach stawka za dziecko na poziomie 700-800 zł miesięcznie nikogo już nie dziwi), ale też szansa na uzyskanie dofinansowania biznesu z Unii Europejskiej.
W tym roku przybędzie nam prawie 390 tys. maluchów, a w przyszłym - 420 tys. Demografowie ostrożnie szacują, że liczba dzieci w wieku 3-6 lat wzrośnie w najbliższych pięciu latach z ok. 1,5 mln obecnie do ponad 1,8 mln w 2015 r. Duża ich część powinna trafić do przedszkoli, bo młode mamy, zachęcone przez niskie bezrobocie i coraz wyższe zarobki, chcą godzić macierzyństwo z pracą.
Niestety, będą miały z tym problem. Od 17 lat liczba przedszkoli w Polsce spadała. O ile w 1991 r. było ich 12,3 tys., to w 2007 r. już tylko 7,8 tys. W samej Warszawie brakuje 3 tys. miejsc, czyli z kwitkiem z publicznej placówki odchodzi co trzeci rodzic. Podobnie jest w innych miastach: w Szczecinie deficyt ocenia się na 700 miejsc, a w stosunkowo niewielkim Tczewie na 150 miejsc.
Miejsce po wycofującym się z opieki nad dziećmi samorządzie wypełnia prywatny kapitał. Obecnie działa w Polsce ok. 1440 prywatnych przedszkoli. Znalazło w nich miejsce 81 tys. dzieci. Jest szansa, że od 1 września przedszkoli, zwłaszcza małych, zacznie szybko przybywać, bo rząd planuje ułatwienia dla przedsiębiorców zainteresowanych tym biznesem. Zostaną złagodzone niektóre wymogi, na przykład wreszcie nie trzeba będzie szukać lokalu o wysokości 3 m. Wystarczy standardowe 2,5 m. Przedsiębiorcy będą mogli liczyć na dofinansowanie biznesu przez gminy oraz z unijnego Programu Operacyjnego "Kapitał Ludzki". Niestety, nadal będzie konieczna książeczka sanepidu, choć większość małych placówek prowadzą mamy, które na co dzień zajmują się własnymi dziećmi.
- Rząd pracuje też nad programem wsparcia dla małych przedszkoli z budżetu - mówi "Polsce" Aleksander Tynelski z MEN. - Chcemy, żeby liczba takich placówek wzrosła z 800 do 1,2 tys. na koniec 2009 r. - dodaje.
Na razie jednak głód na rynku opieki nad maluchami jest olbrzymi. Dlatego od września opłaty za przedszkola prywatne w największych miastach pójdą w górę nawet o 10-15 proc. Na przykład w największej warszawskiej sieci prywatnych przedszkoli Smerf czesne wzrośnie z 600 do 700 zł miesięcznie, a w sieci Jacek i Agatka - z 720 do 820 zł. Podobnie jest w innych miastach Polski.
Mimo tak wysokich opłat prywatne placówki przeżywają oblężenie. W najlepszych przedszkolach miejsc nie było już w lutym, jeszcze przed ogłoszeniem wyników rekrutacji do państwowych placówek. Sytuacja zaczyna przypominać to, co dzieje się w najlepszych szkołach podstawowych, do których już 2-3 lata temu rodzice zapisywali dzieci, jeszcze zanim przyszły one na świat. Teraz noworodki zapisuje się także do przedszkoli. W artystycznym przedszkolu niepublicznym Promyk w Tychach przyjmowane są już zapisy na rok 2010.
Wzrostowi opłat sprzyja też coraz droższa praca opiekunek. W największych miastach w ciągu ostatnich 2-3 lat ich płace skoczyły nawet o 100 proc.
- W 2007 r. we Wrocławiu opiekunki do dzieci żądały za godzinę 5-6 zł. Teraz stawki wzrosły do 10-13 zł. Panie oczekują miesięcznie do 1300 zł - mówi Marzena Jadlińska, właścicielka Biura Opiekunek i Gosposi "Koncepcja" we Wrocławiu.
Brak równowagi na rynku sprzyja, niestety, łamaniu prawa. UOKiK właśnie zakończył kontrolę w 200 niepublicznych przedszkolach. 82 proc. z nich naruszało prawa konsumenta, na przykład wymuszając lichwiarskie odsetki za spóźnioną opłatę za dziecko.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?