Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przedwojenne gangi z Bazaru Różyckiego. Krępi bracia, "Kruk" i Szlamke "Świnia"

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Bazar Różyckiego w latach 30. XX. Wejście od strony Ząbkowskiej
Bazar Różyckiego w latach 30. XX. Wejście od strony Ząbkowskiej Wikipedia/Domena publiczna
Paserzy, doliniarze, rekietierzy, włamywacze – szlaki tych wszystkich szemranych profesji krzyżowały się wokół przedwojennego Bazaru Różyckiego. Opowieści o „ulicznych legendach” jak „Szmaja”, „Kruk” czy Szlamke „Świnia” Szpitalewicz przetrwały w pojedynczych relacjach dawnych mieszkańców Pragi. Oto niektóre z nich.

Przedwojenny Bazar Różyckiego nie był tylko centrum drobnego handlu. Załatwiano tu wiele ciemnych interesów, a cały obszar znajdował się pod kontrolą kilku gangów. Tych, którzy łamali obowiązujące zasady, czekało co najmniej obicie gazrurką lub kastetem. Ci, którzy chcieli naruszyć układ sił na targowisku, kończyli z kulą w głowie w jednym z okolicznych zaułków. Oto opowieść o królach praskiego półświatka z tamtych dni.

Kuchenne schody Warszawy
Po trudnym okresie tuż po I wojnie światowej warszawska Praga zaczęła się intensywnie rozwijać. Władze miejskie mocno zainwestowały w jej infrastrukturę. Brukowano kolejne ulice, kładziono chodniki. Rozbudowywano wodociągi, sieć kanalizacyjną i gazową. Powstawały nowe tory tramwajowe m.in. na Ząbkowskiej. Pojawiła się linia średnicowa, lunapark Sto Pociech, Park Skaryszewski, dworzec wileński, nadwiślańskie plaże. Praskie zakłady przemysłowe powoli podnosiły się po wojennej zapaści. Trwał boom budowlany. Wreszcie liczba mieszkańców dzielnicy zwiększyła się w latach 1918-1938 r. niemal dwukrotnie – z 30 do 58 tys. Około 9 tys. z nich stanowili Żydzi, którzy nadawali ton dzielnicy od jej zarania.

Mimo tych wszystkich zmian, profil przeciętnego mieszkańca Pragi w stosunku do czasów sprzed I wojny pozostał ten sam. Dominował tu proletariat i lumpenproletariat. - Mieszkało tu dużo biedoty _– opowiadał dziennikarz Olgierd Budrewicz. – _Mówiło się, że Praga to schody kuchenne Warszawy, bo wiele dziewcząt z pracowało jako służące po drugiej stronie Wisły.

- Niewielu bogatych ludzi mieszkało na Pradze, a reszta to robotnicy, kolejarze, tramwajarze, rzemieślnicy – wspominał prażanin Zygmunt Pągowski. - Największe mieszkanie w tej dzielnicy to był pokój z kuchnią, a jak miał ktoś ubikację, oznaczało to już luksus - dodawał. Jeden kran przypadał na pięciu, sześciu lokatorów. Wanny, łazienki istniały tylko w bogatych domach.

Handlowym sercem tej ubogiej proletariackiej dzielnicy pozostawał istniejący od 1882 r. Bazar Różyckiego. To tutaj - na placu pomiędzy ulicami Targową, Brzeską i Ząbkowską – zarabiali na chleb religijni żydowscy kramarze i przybyłe z podwarszawskich wsi chłopki. Ale nie tylko oni. Targowisko żywiło także przestępców m.in. doliniarzy i paserów. Mało tego. To właśnie w rękach gangsterów znajdowała się realna władza na „Różycu”.


Bazar Różyckiego. Wejście od strony ul. Targowej

Gwoździowe „Kruka”
Jak wyglądał Bazar Różyckiego przed wojną? Oto wspomnienia Dionizego Szulskiego, pisarza i varsavianisty:

"Bazar [Różyckiego-red.] cieszył się w okresie międzywojennym niezwykłym powodzeniem. Stałymi bywalcami tego popularnego targowiska byli mieszkańcy Pragi i okolic oraz przybysze ze wsi. Sprzyjało temu dogodne położenie bazaru oraz bliskość dwóch dworców kolejowych: Wileńskiego i Wschodniego.
W stłoczonych, krytych straganach, ustawionych według branż, można było zaopatrzyć się w różne artykuły żywnościowe: mięso, drób, nabiał, wiele gatunków ryb (słynne uliki i minogi w sosie własnym), warzywa, owoce, przetwory mączne oraz słodkości ze słynną grecką chałwą...
W budkach można było się ubrać modnie od 'od stóp do głów', nabyć sprzęt gospodarstwa domowego, wyroby skórzane, z wikliny, materiały ubraniowe, modną galanterię, zabawki i wiele innych wyrobów.
Od samego rana było na bazarze gwarno i kolorowo. W niektórych alejkach i wolnych miejscach ustawiali się rzędem handlarze naręczni, oferując towar używany, ale nadający się do użytku... Tu było jeszcze taniej niż w budach i kioskach [...].
Należało mieć wyjątkowe gadane i smykałkę, aby skusić klienta do kupna oferowanego towaru. Im lepszy był 'bajer', tym większe szanse sprzedaży.
Towar zachwalano głośno, wesoło i dowcipnie. Nie brakowało zachęt w rodzaju: złociutka, kochana, laleczko, królu, mecenasie, szefuniu! [...]
W środku bazaru na wydzielonym skrawku terenu istniał 'barek pod chmurką'. Tu energiczne sprzedawczynie ustawiały bańki i pojemniki ze specjalnościami kuchni domowej. [...]
Obok lokowali się sprzedawcy napojów orzeźwiających. Tu sprzedawano piwo z beczki na kufle (obowiązkowo Haberbuscha), wodę sodową z olbrzymiego, miedzianego syfonu, kwas chlebowy oraz - nieoficjalnie - 'małpki' czystej Wyborowej..."

Trzeba dodać, że około 90 proc. handlarzy na Bazarze Różyckiego stanowili prascy Żydzi.

Kupcy, by móc handlować, musieli co miesiąc uiszczać haracz miejscowym gangsterom. Ich portret zachował się we wspomnieniach pewnego praskiego przedwojennego kieszonkowca, czyli doliniarza, które zanotował w swoim doskonałym zbiorze reportaży pt. "Niebieski syfon" Piotr Kulesza.

Pierwszym z bazarowych rekieterów był niejaki Kruk. Comiesięcznie pobierał "opłaty" od handlarzy tandetą i wyrobami kolonialnymi. "To był wysoki, ciemno zarośnięty facet, zawsze ponury - wspominał doliniarz - Raz w miesiącu [on i jego ludzie - red.] szli przez bazar i zbierali 'gwoździowe'. Kto nie płacił, temu zabijano budę gwoździami. Nikt nie śmiał zdjąć desek, nikt nie śmiał iść na policję".

Strefy wpływów na "Różycu" były podzielone. Kupcy handlujący mięsem mieli innych "opiekunów". Znacznie brutalniejszych.


Bazar Różyckiego w latach 30. XX. Wejście od strony Ząbkowskiej

Krępi bracia
Jatki z mięsem wieprzowym i wołowym oraz żywym drobiem (kury czy kaczki zabijano na miejscu) znajdowały się od strony ulicy Targowej. Nie była to najprzyjemniejsza część bazaru. Szczególnie latem, który fruwały tu roje much, a duszny słodkawy zaduch przyprawiał o mdłości. Ten sektor znajdował się pod kontrolą gangu dowodzonego przez dwóch braci bliźniaków. Starszy z nich nazywał się Szmaja. Oto jaki opis ich działalności pozostawił wspomniany praski doliniarz, który w momencie przytaczanych wydarzeń był 11- lub 12-letnim chłopcem:

" [Bliźniacy byli - red.] niscy, szerocy w barach, obaj jakby trochę garbaci. [...] Nosili się elegancko. To dla nich pracował mój brat. Oficjalnie był poganiaczem w rzeźni [miejskiej na ul. Krowiej - red.], ale większość czasu spędzał w kawiarni u Wicka na Targowej 27. Tam zawsze można było spotkać bliźniaków. Mieli swój stolik, zaraz przy oknie. Nawet kiedy stal pusty, to nikomu innemu nie wolno było przy nim usiąść. Często widziałem ich przez szybę, jak grają w warcaby albo przyjmują jakiś interesantów [...].
Szmaja ustalał ceny, po jakich sprzedawano mięso [na Bazarze Różyckiego - red.], wskazywał dostawców, u których można było się zaopatrywać. Jeżeli zauważyliśmy wieśniaka, to biegliśmy do knajpy u Wicka i zaraz szły w ruch gazrurki.
Kiedyś zobaczyłem, jak chłopaki od Mariana [brata doliniarza, który pracował dla Szmai - red.] ciągnęły po bruku pokrwawionego chłopa. Rozdarty kożuch, koszula... A Marian stał między furmankami i tylko palił papierosa. Gdy zapytałem go o to, odpowiedział krótko: 'Takie tu prawo. Jak zobaczysz, że jakiś cham sprzedaje półtusze, to tylko przyjdź i mi powiedz'. No i chyba miesiąc potem przyuważyłem takich dwóch. Pobiegłem do tej knajpy u Wicka i mówię Marianowi, co widziałem. Ten powtórzył to Szmai. Wszyscy wstali, zapieli płaszcze, a Szmaja sięgnął do kieszeni, wyjął gruby portfel i dał mi srebrną piątkę. 'Chodź, pokażesz, który to'.
Na miejscu otoczyli ich w kółko. To było dwóch Żydów. Chyba ojciec i syn. Obaj w ciemnych zniszczonych chałatach. Przywieźli gdzieś ze wsi wozem poćwiartowanego wołu. Marian podszedł do starszego i coś powiedział. Nie dosłyszałem co, ale wszyscy zaczęli się śmiać. A temu Żydowi zaczęły trząść się ręce i zaczął prosić. 'Nie trzeba, panie, nie trzeba'. A wszyscy dalej się śmiali. Wtedy Marian znowu coś powiedział i syn wziął z fury bat. Stary odwrócił się, podciągnął chałat i wystawił chudy, brudny tyłek, a syn zaczął bić..."

W 1932 r. bliźniacy zostali aresztowani. Wówczas pewien człowiek próbował przejąć ich "interes". Nie skończyło się to dla niego dobrze. Braci wypuszczono po kilku miesiącach na wolność. Niedługo potem ktoś zastrzelił tego na ulicy Namiestnikowskiej.

Wydaje się, że bliźniacy kontrolowali handel mięsem na "Różycu" aż do wojny. Podobno później jeden z nich zginął w obozie koncentracyjnym.


W praskiej rzeźni

Doliniarze
Bazar Różyckiego był także "terenem łownym" licznych kieszonkowców. Ich działaniu sprzyjał ścisk w tłumie kupujących, a także sami kupcy, którzy chociaż najczęściej wiedzieli "kto jest kim", nigdy nie donosili policji. Zalety "pracy" w tym miejscu zachwalał praski doliniarz:

"Gdy miałem siedemnaście lat [czyli w 1935 r.-red.], żyłem już na całego. Zarabiałem naprawdę sporo. Miałem na drogie ciuchy, na knajpy, na prezenty dla dziewczyn, a co zostawało, dawałem matce. Kroiłem tylko na bazarze. To był wspaniały układ, wymarzony. Człowiek wiedział, że nikt z handlarzy go nie przypucuje, że dopóki nie opuści bazaru, jest bezkarny. Mało tego - fakt, że człowiek się kręcił, nie był niczym dziwnym, podejrzanym. [...] Jeżeli bym codziennie pojawiał się na dworcu wileńskim, to po tygodniu już bym siedział. A tu nie wzbudzało to niczyjego zdziwienia"

"Świnia" i "Chory"
Tam gdzie egzystowali doliniarze i włamywacze, nie mogło zabraknąć paserów. Znów oddajmy głos staremu doliniarzowi:

"Rejon bazaru, od Ząbkowskiej, po wierzchu, to był taki 'dział techniczny'. Handlowano tam różnymi narzędziami: młotkami, trzonkami od siekier, piłami. Stały błyszczące maszyny do szycia Singera, pudełka igieł krawieckich, patefony na korbę, radia na słuchawki, żelazka na węgiel... Mnóstwo tego typu rzeczy. Ale byli też i tacy 'sprzedawcy', co nie mieli żadnego towaru. Kręcili się między straganami i tylko od czasu do czasu kogoś zagajali: 'A pan szanowny czego uważa?'. U nich, choć nie mieli żadnego towaru, można było dostać wszystko. To byli paserzy. Czasami barwne osobistości. Na przykład taki pejsaty Żyd. Miał przezwisko Chory, bo jak się do niego zanosiło towar, to zawsze była taka mowa: 'Ty chcesz mnie do grobu wpędzić?! Ty chcesz pieniędzy?! A ty wiesz, że ja chory jestem?! Ja na szpital zbieram!"

Inną znaną postacią z tego rewiru był niejaki Szlamke „Świnia” Szpitalewicz, mieszkaniec domu przy Ząbkowskiej 4. W młodości, w latach poprzedzających I wojnę światową, razem z kilkoma innymi żydowskimi chłopakami z Pragi, jak Icchak Chumek i Jankełe Goguś, zajmował się wymuszeniami. Potem cała grupa zajęła się paserstwem. Zapewne działali także na Bazarze Różyckiego.

Po 1918 r. jego ferajna się rozpadła. Natomiast zawsze religijny Szlamke, zaczął coraz częściej bywać w synagodze. Wydawało się, że zszedł z drogi przestępstwa. Jak się później okazało, były to tylko pozory. Oddajmy głos Abrahamowi Królickiemu, mieszkańcowi przedwojennej Pragi:

"W latach trzydziestych nagle zrobiło się głośno, że Szlamke zabił człowieka. Miał to być litograf z Łodzi, wspólnik Szlamkego w drukowaniu i rozpowszechnianiu fałszywych pieniędzy. Zdaje się, że wspólnicy nie mogli dojść do porozumienia i Szlamke zabił litografa gdzieś w zaułku ulicy Szerokiej.
Na procesie zeznawała jego żona, która umarła na sali rozpraw. Szlamke Świnia został skazany na 12 lat więzienia. Zwolniono go w 1939 roku."

Bazar Różyckiego kompletnie zmienił swoje oblicze w 1940 r., gdy prascy Żydzi musieli opuścić swoje domy i przeprowadzić się za mury getta. Ich brak na "Różycu" był mocno odczuwalny. Tak relacjonował swoją pierwszą po dłuższej przerwie wizytę na targowisku w okresie wojny przytaczany już wyżej doliniarz:

"Poszedłem na bazar [...]. Niby tłok, niby wszystko po staremu... I gdy tak stałem, nagle zdałem sobie sprawę, co się zmieniło. Było cicho. Znikł ten harmider. Nikt nie krzyczał: 'Handełe, handełe, stare szmaty...', nikt nie zachwalał świeżych bajglów, nie było zażartych targów, udawanych lamentów. Wszystko ucichło. Zszarzało"
W dziejach bazaru otworzył się nowy rozdział. O dawnych "królach podziemia" powoli zapomniano.

Bibliografia:
Piotr Kulesza - "Niebieski syfon. Z dziejów Bazaru Różyckiego"
Marek Miller - "Co dzień świeży pieniądz, czyli dzieje Bazaru Różyckiego" (Tom I)
Adam Dylewski - "Ruda, córka Cwiego"
red. Zofia Borzymińska - "Odkrywanie żydowskiej Pragi"

Brama Bazaru Janasza

Okupowana Warszawa w obiektywie niemieckiego fotografa. Baza...

W połowie lat 20. praca taksówkarza była niezwykle intratnym zajęciem. Jak podaje Sękowski, miesięczne zarobki taksówkarzy mogły sięgać ok. 800 zł, czyli nawet osiem razy tyle co robotnik budowlany. Nic więc dziwnego, że on także postanowił kształcić się w tym fachu. Oczywiście nie uczył się w żadnej szkole jazdy, bo takowe wówczas nie istniały, ale... jeżdżąc z zaprzyjaźnionym instruktorem-taksówkarzem na jego taryfie. Naturalnie z pasażerami – żeby nie było pustych przebiegów.

Egzamin składał się z trzech etapów. Najpierw trzeba było wykazać się znajomością budowy samochodów przed odpowiednim inżynierem. Potem zdać egzamin z przepisów drogowych (odpytywał zawsze policjant). A następnie zaliczyć „jazdy” z urzędnikiem z Urzędu Ruchu Kołowego. Sękowski otrzymał prawo jazdy z numerem 1243

(Na zdjęciu: Mężczyzna palący fajkę za kierownicą warszawskiej taksówki ze zwijanym brezentowym dachem nad miejscem kierowcy i z kabiną pasażerską wyposażoną w radioodbiornik ze słuchawkami. Widoczny klakson oraz boczne lampy elektryczne oświetlające taksówkę)

"Ksiuty w olejandrach", prostytutki i przekręty. Ciemna stro...

Jeden z warszawskich lokali

Gruby Josek. Legendarny warszawski szynkarz, ulubieniec elit...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto