Puck: Pożar w HOM. Do ognia, Straży Pożarna!

Pracowity dzień w ogrodzie - sadzenie nowych krzewów, planowanie szopy na drewno do kominka, nawożenie trawnika... Jest tego trochę. Już po obiedzie siedzimy na tarasie. Oglądam się za siebie, a po stronie północnej ciemne zwały na niebie. Chmury? Za chwilę - nie, to dym. Łapię aparat, robię pierwsze zdjęcie i gonię na poddasze - tam z okna robię następne. To na pewno się pali gdzieś między Starym Rynkiem a zatoką.
Za chwilę jadę zobaczyć (ciekawość kiedyś doprowadzi mnie do piekła:). Podjeżdżam do szpitala, zostawiam samochód na parkingu i z buta - w kierunku zatoki. Zgadza się - dym wali jak z wędzarni. Pali się hangar na terenie Harcerskiego Ośrodka Morskiego. Na miejscu już są trzy zastępy straży pożarnej, za chwilę podjeżdżają jeszcze dwa wozy bojowe. Syreny wyją, w czaszce dudni, a smród palących się tworzyw aż dusi. Gapiów też pełno. Po chwili zauważyłem, że przybyła kamera lokalnej telewizji i dziennikarz lokalnej "pludry". Nikt nie potrafi mi powiedzieć, czy spaliły się jakieś łodzie, czy hangar był pusty.
Ale to wszystko frajer! Najgorsze jest to, że hangar stoi około 20 m. od zatoki, a strażacy nie mają wody do gaszenia. Nigdzie nie mogą znaleźć hydrantu. Przez chwilę puścili wodę chyba z własnych, przywiezionych zapasów, bo zaraz się skończyła. Chłopaki ganiają z wężami, szukają miejsca do podłączenia - a tu nic. A przecież to zasolenie w zatoce jest prawie żadne - jeśli można w niej złowić szczupaka...
Odjechałem, bo nie lubię patrzeć na taką robotę. Tyle wozów - gdyby wzięli się za wiadra, dużo szybciej by ten pożar ugasili. A tak - poczekają, udając, że gaszą, aż się wypali i z głowy...
Manro