MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Reprezentacja Polski 2006: Trója z plusem

Marek Iwaniszyn
Foto: Adam Krasowicz / mwmedia
Foto: Adam Krasowicz / mwmedia
To był bardzo emocjonujący rok w historii polskiej piłki. Wiele z tych emocji było emocjami negatywnymi. Najbardziej zaś szkoda niemieckiego mundialu, szkoda, że nie udało się nam godnie na nim zaprezentować.

To był bardzo emocjonujący rok w historii polskiej piłki. Wiele z tych emocji było emocjami negatywnymi. Najbardziej zaś szkoda niemieckiego mundialu, szkoda, że nie udało się nam godnie na nim zaprezentować.

Początek piłkarskiego roku rozpoczynał się dość leniwie, by nie rzec nudno. Pierwsze spotkanie 2006 roku przegraliśmy na wyjeździe z Amerykanami. Nikt jednak specjalnie wówczas się jeszcze nie martwił. Pierwsze koty za płoty, mówiono. Wymówek i tłumaczeń tej porażki nie brakowało. Zresztą nie były one potrzebne, bo kibice i dziennikarze dopiero budzili się z zimowego snu. Tym bardziej, że niespełna miesiąc później nasi reprezentanci wygrali w Rijadzie z Arabami 2-1. Bramki dla naszej drużyny strzelał wówczas Łukasz Sosin.

Porażka z Litwą
Ciemne chmury nad trenerem Pawłem Janasem zaczęły gromadzić się na początku maja. W Bełchatowie nasza drużyna przegrała z Litwą 1-0. To był kompletny szok dla kibiców. Polacy przeważali, mieli więcej dogodnych sytuacji jednak nie potrafili ich wykorzystać. A goście swoją szansę wykorzystali. I to już w 14 minucie spotkania, kiedy to Andrius Gedgaudas strzałem z sześciu metrów w długi róg nie dał żadnych szans Jurkowi Dudkowi. Biało-czerwonym zabrakło zimnej krwi i zdolności wykorzystania stworzonych okazji. Mecz ten nie był rozgrywany w oficjalnym terminie FIFA, stąd też na murawie zabrakło kilku kluczowych piłkarzy. Na zgrupowanie przyjechać nie mogli Maciej Żurawski, Euzebiusz Smolarek czy Jacek Krzynówek. W niczym to jednak nie tłumaczy naszego teamu, który po prostu zagrał nieporadnie. Z taką formą nie było czego szukać na mundialu. Dość powiedzieć, że Tomasz Frankowski nie potrafił wpakować piłki do pustej bramki z 6. metrów.

Odliczanie do 15-ego

Do 15 maja Paweł Janas musiał rozdać powołania na najważniejszy turniej tego roku – piłkarskie mistrzostwa świata w Niemczech. Dzień wcześniej zaplanowano mecz towarzyski z Wyspami Owczymi. Była to ostatnia okazja, by na tle niezbyt wymagającego rywala dobrze się zaprezentować i przekonać do siebie selekcjonera. Okazje taką otrzymali między innymi Maciej Scherfchen, Seweryn Gancarczyk czy Maciej Kuś. Polska wygrała to spotkanie 4-0, choć nie było to porywające widowisko. Dobre humory jednak dopisywały. Tym razem okazało się, że okazje do zdobycia bramek wykorzystać potrafimy. Paweł Janas dał szansę, zagrać każdemu z powołanych zawodników.

I w końcu nadszedł dzień, który przeszedł do historii polskiej piłki jako „czarny poniedziałek”. Przed ogłoszeniem nominacji nie wyczuwało się w mediach specjalnego ciśnienia albowiem wydawało się, że wszystko jest jasne, że trener niczym zaskoczyć nie może. Nikt nie podejrzewał, że to prawdziwa cisza przed burzą. Nikt nawet nie pomyślał o tym, że Janas do Niemiec może nie zabrać Jurka Dudka czy też Tomka Frankowskiego. To był prawdziwy szok. Cała ceremonia ogłoszenia wyników była jednym wielkim cyrkiem. Prywatna telewizja wykupiła prawa do transmisji na żywo konferencji prasowej, na której miał zostać podany skład kadry. Zrobiono z tego wielkie widowisko, show, by nie rzec kabaret. Momentami można było się poczuć jak podczas oglądania jakiegoś kiepskiego reality show. Janas nie powoływał piłkarzy, on nominował zawodników. Piłkarze decyzji trenera nie znali, dowiadywali się o niej z telewizji. Trener nie miał na tyle odwagi by poinformować ich osobiście o swojej decyzji. Mało tego! O ostatecznym składzie kadry, bez Dudka, Kłosa czy Frankowskiego nie wiedzieli nawet współpracownicy szkoleniowca. Bo ten, w nocy, pozmieniał co wspólnie ustalili. Było to wyjątkowo nieeleganckie, by nie rzec chamskie zachowanie Janasa, zarówno wobec swoich współpracowników jak i piłkarzy, którzy tyle dla tej drużyny zrobili.

Trzeba jednak przyznać, że mimo iż większość nie akceptowała decyzji Janasa to należało ją uszanować i zrozumieć. Bo to on był trenerem, to on brał odpowiedzialność za wyniki reprezentacji i to on w poniósł tego zachowania konsekwencje. Nie ugiął się pod presją dziennikarzy. Kiedy tracili, kiedy strzelali bramki. Nie pozwolił wejść sobie na głowę, nie dał nikomu prawa, by podjął decyzję za niego. I dobrze! W końcu to on odpowiadał za kadrę. Oczywiście te decyzje były irracjonalne. Błędem trenera było nie to, że nie wziął Dudka czy Frankowskiego na mundial ale to, że do ostatniej chwili nie pokazał cienia wątpliwości co do ich wyjazdu. Powoływał ich konsekwentnie do kadry i cały czas utwierdzał opinię publiczną w przekonaniu, że są to silne ogniwa kadry. Pomimo tego, że ich forma pozostawiała wiele do życzenia.

Złe było również to, że w tym szaleństwie nie było metody. Wszystko było irracjonalne i nielogiczne. Nagle okazało się, że na mundial jadą zawodnicy nie tylko niedoświadczeni ale i niesprawdzeni. Gorawski ostatni mecz z orzełkiem na piersi rozegrał jeszcze w 2005 roku z Estonią, a Giza w ważnym meczu kadry nigdy nie grał. Mila był rezerwowym w Austrii Wiedeń od roku, a Kamil Kosowski od dwóch zasiadał na ławce rezerwowych.

Nerwy na Śląskim
Upust swojemu niezadowoleniu dali kibice 30 maja, kiedy to nasza kadra przegrała z Kolumbią 1-2. Spotkanie pierwotnie miało odbyć się w Szczecinie, jednak wskutek tragicznych wydarzeń jakie miały miejsce w styczniu na Śląsku - zawalenie się hali Międzynarodowych Targów Katowickich postanowił rozegrać to spotkanie na Stadionie Śląskim. Tym samym jubilat – stadion w Chorzowie – obchodzący swoje 50-te urodziny gościł po raz 50. reprezentację Polski.

Początkowo doping dla naszej kadry był oszałamiający. Z każdą minutą kibice irytowali się coraz bardziej. Nieporadność zawodników dała początek negatywnemu dopingowi ze strony kibiców. Czarę goryczy przepełniło wydarzenie z 63 minuty, kiedy to padła jedna z najbardziej dziwnych bramek w historii futbolu. Naszego Tomasza Kuszczaka zaskoczył Luis Enrigue Martinez...bramkarz drużyny gości! Tego było już za dużo. Cały stadion krzyczał – Jurek Dudek, Jurek Dudek oraz – Gdzie jest Franek – łowca bramek?. Tuż przed wylotem do Niemiec nad naszą drużyną zgromadziły się czarne chmury.

Zostały one troszkę rozgonione przez nikomu niepotrzebne i przypadkowe zwycięstwo z Chorwacją 1-0. Było niepotrzebne, bo zamazało tylko obraz naszej drużyny. Kibice łudzili się, że drużyna jest naprawdę mocna, skoro na kilka dni przed startem turnieju pokonała innego finalistę mundialu. Jakby zapominając, że ten zagrał bez czołowych zawodników.

Mundial zmarnowanych szans
I w końcu przyszła pora na piłkarską ucztę, na finały mistrzostw świata. Turniej, na który czeka się z utęsknieniem cztery lata. Dla nas zawody zakończyły się bardzo szybko. Nawet nie zdążyliśmy wczuć się w atmosferę turnieju, a już musieliśmy pakować walizki. I nie pomogli znakomici kibice, którzy w olbrzymiej ilości ściągnęli do Niemiec. Nie pomógł Rasiak, który wyśmiewany przez internautów miał być objawieniem naszej drużyny. Czy zabrakło Dudka, Frankowskiego i Kłosa? Trudno wyrokować. Gdybanie mija się z celem. Fakty są bezsprzeczne – skompromitowaliśmy się na całej linii. I nawet nie chodzi o nasze dokonania na boisku, bo te w gruncie rzeczy aż tak straszne nie były. Najgorsze było to co działo się wokół kadry, po spotkaniach. Fatalna atmosfera, trener, którego nie było, konferencje prasowe, na które przysyłano kucharza kadry. Dni wolne na mundialu, kiedy to zawodnicy zamiast trenować jeździli na ryby. Treningi jeśli już były, to nikt ich zobaczyć nie mógł. Do dziś wszyscy zastanawiają się kiedy zobaczymy to co Janas pokazywał wówczas zawodnikom. Konflikty między dziennikarzami, a kadrą. Jednym zdaniem – powtórka sprzed czterech lat. Z tą tylko różnicą, że wówczas do historii przeszli dziennikarze jako – pedały, kapusie, everybody down (to cytat!), a tym razem znakomite telefony komórkowe naszych piłkarzy.

Każda reprezentacja miała autokar, na którym był napis określający zespół. Na naszym widniało piękne – Biało-czerwoni – waleczni i niebezpieczni. Po turnieju lawinowo pojawiły się inne propozycje. Że przypomnę te zabawniejsze: – Tragiczni ale komiczni, – My tylko przejazdem, – Autobus turystyczny, – Prawie jak drużyna, czy też – Nie strzelać, bo może dostać niewinny kierowca!

Obca szkoła
Po nieudanym mundialu sytuacja Janasa była oczywista. Nieoczekiwanie narodziła się jednak inna dyskusja. Mianowicie rozpoczęła się wielka debata na temat tego czy powinniśmy zatrudnić na ławkę trenerską szkoleniowca z zagranicy. Żartownisie przytakiwali – tak, chcemy trenera zza granicy, np. Mirosława Trzeciaka czy Jana Urbana. Zwolennicy zatrudnienia obcokrajowca dopięli swego – najważniejsze stanowisko w polskiej piłce zajął znany i ceniony na świecie Holender Leo Beenhakker. W swojej karierze prowadził między innymi Ajax Amsterdam czy Real Madryt. Na nieudanym dla nas mundialu prowadził reprezentację Trynidadu i Tobago. Nowym wyzwaniem Holendra jest teraz wprowadzenie naszej kadry, po raz pierwszy w historii do finałów mistrzostw Europy.

Beenhakker nie może mówić, że jego debiut jako trenera biało - czerwonych był udanym. W Odense przegraliśmy z Duńczykami 0-2. W kadrze zaczęły jednak pojawiać się nowe twarze. To właśnie w meczu ze Skandynawami debiutował Paweł Golański. Z czasem selekcjoner coraz odważniej zaczynał sięgać po nowych piłkarzy. Jak choćby na mecz z Serbią, kiedy to błysnęła w kadrze gwiazda Radosława Matusiaka czy też wcześniej w nieudanym dla nas meczu z Finami, kiedy debiut, okraszony bramką zaliczył Łukasz Garguła.

O Holender!
Początek eliminacji jak już zostało wspomniane powyżej do udanych nie należał. Polska w fatalnym stylu przegrała u siebie z Finlandią 1-3, a potem przy pustawych trybunach tylko zremisowała z Serbią 1-1. Ten drugi mecz był już jednak bardzo dobrym, w naszym wykonaniu. Po skromnej wygranej w wyjazdowej potyczce z Kazachami doszło w Chorzowie do najtrudniejszego sprawdzianu dla Beenhakkera w tym roku – meczu z Portugalczykami. Nikt nie dawał nam większych szans na dobry wynik w tym spotkaniu. Nikt nie wierzył, że możemy urwać punkt czwartej drużynie, zakończonych na początku lipca, mistrzostw świata. A jednak. To co zobaczyliśmy tamtego pamiętnego wieczora przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Takiej Polski nie widzieliśmy od dekady. Ba, wielu tak grającej Polski nigdy w swoim życiu jeszcze nie widziało. Był polot, była finezja, dokładność, szybkość. Zabrakło troszkę skuteczności, bo mecz powinien się zakończyć bardziej przekonującym zwycięstwem biało-czerwonych. Ale 2-1 było marzeniem. Nikt nie narzekał. Każdy delektował się tym sukcesem i przecierał oczy ze zdumienia. Po tym meczu uwierzyliśmy, że te eliminacje nie są dla nas przegrane, że tutaj można jeszcze wywalczyć awans. Odrodzenie polskiej kadry miało przypieczętować zwycięstwo nad Belgami na dawnym Heysel. I tym razem nikt w sukces już nie wątpił. I co najważniejsze nikt się nie zawiódł. Polska, po trudnym meczu wywiozła z Belgii 3 punkty i nadzieje na to, że w 2007 roku będziemy świętować po raz pierwszy awans do mistrzostw starego kontynentu.

Charytatywnie na zakończenie
Na koniec mieliśmy dwa spotkania towarzyskie, które wzbudzały wiele kontrowersji. Holender powołał na nie piłkarzy z polskiej ligi i od razu zaczęła się debata czy to jeszcze reprezentacja Polski czy też Reprezentacja Ligi Polskiej. Tak czy inaczej drużyna prowadzona przez Beenhakkera wygrała spotkanie w Emiratach Arabskich 5:2, a potem zagrała szczególny mecz w Chorzowie. 9. grudnia na stadionie Ruchu Chorzów zespół Polski zagrał mecz charytatywny z reprezentacją Górnego Śląska (później, już po meczu rozwinięto nazwę i dodano „i Zagłębia”). Mecz rozegrano dla uczczenia ofiar tragedii w kopalni Halemba, która wstrząsnęła całym krajem.

Podsumowanie

Kończąc należałoby ocenić ten rok. Nie da się ukryć, że najważniejszym wydarzeniem były dla nas piłkarskie mistrzostwa świata. Ten egzamin oblaliśmy. Jesienią troszkę się podnieśliśmy, pokonaliśmy zespół ze światowej czołówki. I to w walce o punkty. To wszystko skłania mnie do wystawienia naszej kadrze oceny dostatecznej. Z plusem, na zachętę rzecz jasna!

Polska w 2006 roku:

9. grudnia 2006, Chorzów
Górny Śląsk 1-1 Polska [Mecz towarzyski]
Bramki: Rafał Garguła 57' - Adam Kompała 11'

6. grudnia 2006,
Zjednoczone Emiraty Emiraty Arabskie 2-5 Polska [Mecz towarzyski]
Bramki: Al-mekhaimi 26', Salem 86'-karny – Bartłomiej Grzelak 8',50' Marcin Wasilewski 17', Paweł Magdoń 87', Radosław Matusiak 90'

15. listopada 2006, Bruksela
Belgia 0-1 Polska [Eliminacje do Mistrzostw Europy 2008]
Bramka: Radosław Matusiak 19'

11. października 2006, Chorzów
Polska 2-1 Portugalia [Eliminacje do Mistrzostw Europy 2008]
Bramki: Euzebiusz Smolarek 9', 18' – Nuno Gomes 90'

7. października 2006, Ałmata
Kazachstan 0-1 Polska [Eliminacje do Mistrzostw Europy 2008]
Bramka: Euzebiusz Smolarek 52'

6. września 2006, Warszawa
Polska 1-1 Serbia [Eliminacje do Mistrzostw Europy 2008]
Bramki: Radosław Matusiak 30' – Danko Lazovic 71'

2. września 2006, Bydgoszcz
Polska 1-3 Finlandia [Eliminacje do Mistrzostw Europy 2008]
Bramki: Łukasz Garguła 90' – Jari Litmanen 54', 76' – karny, Mika Vayrynen 85'

16. sierpnia 2006, Odense
Dania 2-0 Polska 2:0 [Mecz towarzyski]
Bramki: Niklas Bendtner 32', Dennis Rommedahl 62'

20. czerwca 2006, Hannover
Kostaryka 1-2 Polska [Mistrzostwa Świata w Niemczech]
Bramki: Gomez 25' – Bartosz Bosacki 33', 66'

14. czerwca 2006, Dortmund
Niemcy 1-0 Polska [Mistrzostwa Świata w Niemczech]
Bramka: Oliver Neuville 90'

9. czerwca 2006, Gelsenkirchen
Polska 0-2 Ekwador 0-2 [Mistrzostwa Świata w Niemczech]
Bramki Carlos Tenorio 24', Augustin Delgado 80'

3. czerwca 2006, Wolfsburg
Chorwacja 0-1 Polska [Mecz towarzyski]
Bramka: Euzebiusz Smolarek 54'

30. maja 2006, Chorzów
Polska 1-2 Kolumbia [Mecz towarzyski]
Bramki: Ireneusz Jeleń 90' – Elkin Antonio Murillo Amor 19', Luis Enrigue Martinez 63'

14. maja 2006, Wronki
Polska 4-0 Wyspy Owcze [Mecz towarzyski]
Bramki: Sebastian Mila 15', Grzegorz Rasiak 48', 84', Marek Saganowski 73'

2. maja 2006, Bełchatów
Polska 0-1 Litwa [Mecz towarzyski]
Bramka: Andrius Gedgaudas 14'

28. marca 2006, Rijad
Arabia Saudyjska 1-2 Polska [Mecz towarzyski]
Bramki: Redha Hasssan Tukar Fallatah 27' – Łukasz Sosin 7', 63'

1. marca 2006, Kaiserslautern
USA 1-0 Polska [Mecz towarzyski]
Bramka: C. Dempsey 48'

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto