Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa MM: Jarosław Kuźniar szczerze o sobie, telewizji i internecie

Karolina Eljaszak
Karolina Eljaszak
Wywiad MM: Jarosław Kuźniar
Wywiad MM: Jarosław Kuźniar Marek Ciechowski, MMWroclaw.pl
O wyrwaniu się z małego miasta, nieskończonych studiach, założeniu biura podróży i wojnie z internautami MM-ce mówi Jarek Kuźniar.

Jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych i rozpoznawalnych osobowości telewizyjnych w Polsce. Prowadzi poranny program „Wstajesz i wiesz” w TVN24, ale możemy go też oglądać w „X-Factor”.

Niedawno, po przeczytaniu w „Poranku” e-maila od jednego z telewidzów, który nazwał dziennikarzy TVN-u prymitywami, Kuźniar zadeklarował: jeśli tysiąc osób wyśle podobną wiadomość, to ja odejdę z telewizji. Internauci zorganizowali akcję na Facebooku, przyszły tysiące maili. Kuźniar został w telewizji.

Niedawno internauci próbowali zwolnić Cię z pracy. Zdziwiłeś się?

Widzę tu taką zależność: jeśli na Krakowskie Przedmieście przyjdzie danego dnia więcej osób, to i w mojej skrzynce pojawi się więcej maili. I od razu jestem zdrajcą, gnidą, lewicowym komunistą, najgorszym złem tego świata. W sprawie z mailami zastanawia mnie tylko to, że większość, która nie zrozumiała moich słów, była bardziej aktywna niż mniejszość, która je zrozumiała.

Naprawdę nie liczyłeś się z tym, że tysiąc osób wyśle te maile? Choćby tylko po to, żeby udowodnić: „Tak, wyrzucimy Kuźniara z telewizji”.

W ogóle o tym nie myślałem. Odpowiadałem na tego konkretnego maila. To, że internauci potrafili zrobić sobie fajny happening, to ok. Mogłem powiedzieć „milion maili”, ale nie chodziło mi o liczbę, tylko o odpowiedź na te plugastwa. Nie ma w Polsce sposobu, żeby z tym skończyć. Czuję się Don Kichotem.

Wywiad MM: Więcej "wrzenia" na Gałczyńskiego! Szczygieł i Tochman otworzą Faktyczny Dom Kultury »

Może nie doceniłeś potęgi Internetu?

Nie, doceniam ją. Gdy czytam komentarze na Twitterze, to widzę, że to jest skrajnie prawicowe środowisko. Myślę, że to oni się policzyli i sprawdzili, podziwiam, że im się chciało. Przeraża mnie natomiast to, że to nie jest forma dialogu. Tak samo można napisać "dupa" i może być pod tym 7 tys. „lajków”, ale kliknięcie to nie jest rozmowa.

Lawinę agresywnych komentarzy wywołała też Twoja krytyczna wypowiedź o protestach ACTA.

Przeczytałem o sobie już tyle rzeczy, że to mnie nie rusza. Natomiast przeraża mnie, jak mówisz ludziom: „Panowie, nie rozmawiajmy w ten sposób. Jeśli będziecie kraść, obrażać, to Was oskarżymy”, a oni krzyczą: „Nie zabierajcie nam Internetu, bo to są nasze zabawki. Te wszystkie utwory to są nasze dzieła”. Nie ma czegoś takiego. Jeśli czegoś nie zrobiłeś, to nie jest twoje. Albo za to zapłać, albo zapytaj, czy możesz wykorzystać.

Napisałeś, że: „sieciowa anonimowość wyzwoliła w wielu korzystających z Internetu jaskiniowe pragnienia - zgnoić.(...) Tak pachnie polski Internet. Ktoś kiedyś musi go przewietrzyć”. Próbujesz to robić?

Protesty przeciwko ACTA to ślepe podążanie za tłumem. Zawsze tak jest na manifestacjach. Jeśli ktoś zapali oponę, to znajdą się tacy, co mają benzynę i będą co chwilę dolewać. To jest ten problem. Ci ludzie nie rozumieją, przeciwko czemu protestują. Idą na te manifestacje, bo koledzy protestują, bo cała klasa protestuje. Gdyby doszło do dyskusji, to nie mieliby argumentów, wiedzy i umiejętności, żeby rozmawiać z drugą stroną.

Podobno powtarzasz studentom, że „od dziennikarza niedaleko do śmieciarza”. Co masz na myśli?

Ci, co są przeciwko ACTA, stwierdzą, że niesprawiedliwie ich oceniam. Z Internetem jest tak, że dziennikarz, osoba publiczna, w każdej chwili może być wyzwany od najgorszych. Kiedyś rzucano na ulicy pomidorami, dzisiaj pisze się plugastwa w Internecie. Stajemy się brudni, stajemy się dla tych ludzi „śmieciarzami”.

W swoim blogu napisałeś: „Po 19 latach w zawodzie, byciu gejem, pieskiem Tuska, zaprzańcem, gnojem z kaprawymi oczami, mistrzem miłości analnej, współczesnym Urbanem, autorem programu „Wstajesz i łżesz” raczej się śmieję, niż szlocham.” Trudno mi uwierzyć, że nie wybuchasz.

Na początku wybuchałem. Myślałem: „A to jeszcze odpiszę, a to jeszcze coś dodam”. Teraz siadam na spokojnie, odpisuję i zamykam komputer. Niech krzyczą, niech podskakują. Mnie to nie dotyka. No bo jaki mam wpływ na to, co ci ludzie o mnie napiszą? Ale budowa takiego pancerza wymaga czasu.

Zaczynałeś w tym zawodzie jako 15-latek, więc jesteś zaprawiony w bojach. Jakie były Twoje początki?
W moim liceum w Dzierżoniowie starsi uczniowie nie traktowali dobrze tzw. kotów. Opisałem to, pojechałem z gotowym tekstem do wrocławskiej „Gazety Wyborczej”. Chciałem, żeby ktoś to opublikował. Trudno jednak publikować artykuł 15-latka. Przytulili mnie do piersi i powiedzieli, że mogę przyjechać na wakacje na szkolenie. Wróciłem więc do Dzierżoniowa, gdzie akurat powstawało radio. Mój kolega, który tam pracował, zaproponował, żebym o całej sprawie opowiedział na antenie. Tymczasem szef stacji szukał właśnie ludzi do pracy i tak trafiłem do radia, gdzie co tydzień miałem swoją audycję.

Do Radia Wrocław też trafiłeś przez przypadek?

W moim życiu zawsze wszystkim rządził przypadek. Tak też było z Radiem Wrocław, gdzie zacząłem pracować jako korespondent z Bielawy.

Chciałeś się wyrwać ze swojej rodzinnej Bielawy?

To też. Gdy już byłem dziennikarzem, chciałem czegoś więcej. W Bielawie i Dzierżoniowie nie widziałem dalekich perspektyw, nie osiągnąłbym tam za wiele. Dlatego pojechałem do Wrocławia, potem była Warszawa, a tam kilka różnych redakcji.

Miałeś „kompleks prowincjusza”?

Nie, nie mam tego problemu. Mówią o mnie, że jestem prostym chłopakiem z Bielawy i ja się z tym zgadzam. Nie będę udawał, że pochodzę z Warszawy. Wydaje mi się, że tacy jak ja mają trochę łatwiej w życiu, bo już od małego muszą kombinować, pilnować się i dawać z siebie więcej niż inni.

Dlaczego nie skończyłeś studiów magisterskich?

Nie napisałem pracy magisterskiej, tylko licencjacką. Pod koniec studiów pracowałem już w Warszawie. Zresztą na dziennikarstwie nie nauczyłbym się za wiele. Miałem do wyboru: zrobić magisterkę albo trzymać się pracy. Wybrałem to drugie i myślę, że lepiej na tym wyszedłem. Dziennikarstwo bez praktyki nie ma sensu. Po latach doszedłem do wniosku, że studia to nie był najlepszy pomysł.

Jak dziś wygląda Twój poranek? Wstajesz i…?

Wstaję o 4.30. Trzy drzemki, bo o 4.30 budzik zaczyna dzwonić. O 4.50 już muszę wstać, o 5. wyjechać. Robię wszystko szybko. To mnie nakręca i o 6. jestem obudzony. Wszystko dzieje się w pośpiechu. Mycie głowy, jedzenie, robienie kawy... Ale to jest sympatyczne. W pracy ubieram się cztery minuty, maluję w siedem, a później zaczyna się program.

Jest adrenalina?

Jeśli się coś dzieje, to jest. A jak się nic nie dzieje, to próbuję ją sztucznie wywołać. To są jednak cztery godziny na żywo, więc problem braku tremy i adrenaliny się pojawia. Są i takie sytuacje, że nagle człowiek się mobilizuje, pokornieje i na te chwile czekam.

A jak odreagowujesz stres?

Uciekam do domu, biorę książkę i już. Albo wyjeżdżam z Polski. Na co dzień jednak tak się nie da. Im mniej myślę o pracy, tym jest lepiej. Wykonuję pewne rzeczy mechanicznie, bo wtedy jest mi łatwiej dotrwać do piątku.

Mówisz w wywiadach, że po tylu latach pracy w tym zawodzie czujesz się zmęczony.

Jak tu się odmłodzić? (śmiech) Jestem o tyle dojrzalszy, że szukam w życiu pozytywów. Przestaję żałować, że szybko zacząłem pracować zamiast bawić się z kumplami. Wiem, że teraz jest mi łatwiej, bo to procentuje.

W tym roku po raz kolejny dostałeś nominację do nagrody Wiktora w kategorii prezenter TV. To już dla Ciebie standard? (rozmawialiśmy przed ogłoszeniem werdyktu – przyp. red.).

W Polsce środowisko dziennikarskie jest bardzo hermetyczne. Mało wpuszcza się świeżego powietrza. Rzadko ocenia się młodych. Na początku wydawało mi się, że to jest fajne, bo przy Wiktorach oceniają nas koledzy z branży. Ale nie oszukujmy się, w branży nie ma przyjaciół. To zawsze jest jakaś rywalizacja. Wątpię, żebym teraz otrzymał Wiktora (laureatem nagrody w tej kategorii został Krzysztof Ziemiec - przyp. red.). Kiedy mój najlepszy przyjaciel mi gratulował, powiedziałem: „Tomek, to nie są Oscary. Sama nominacja nic nie znaczy”. Może się nie znam, może powinienem się bardziej cieszyć, ale wydaje mi się, że taka łaska, szczególnie od kolegów, na pstrym koniu jeździ. Trzeba iść swoją drogą. I tego się trzymam.

Masz już jakiegoś faworyta w tej edycji programu „X-Factor”?

Przed rokiem, gdy pojawił się Dawid Podsiadło, wszyscy mówili, że to on wygra. Nie poradził sobie. Teraz wrócił, jest silniejszy, ciekawie śpiewa, ale ma konkurencję w postaci Marcina „Buki” Spennera. Stawiam na któregoś z nich.

X-Factor! Casting w Warszawie na zdjęciach. Jest wśród nich finalista? [foto] »
Koncert Gienka Loski przed stacją metra Centrum [wideo] »

Na początku traktowałeś „X-Factor” jako nowe wyzwanie. Jak jest teraz?

Zespół się zgrał. Każdy wie, co ma robić. Pracuję co prawda z nowymi ludźmi, ale to są osoby, które wiedzą, czego chcą. Nauczyłem się też mówić do ludzi, patrząc im w oczy. Dzięki temu nie mam oporów podczas publicznych spotkań. Mogę wyjść bez stresu i umiejętnie reagować na to, co mówią inni. Tego nie można nauczyć się w studiu.

Na kim się wzorujesz? Masz jakieś autorytety?

Mam, ale nie w Polsce. Wiadomo, że radiowcy wymieniliby Wojciecha Manna albo Piotra Kaczkowskiego. Dla dziennikarzy telewizyjnych to najczęściej Justyna Pochanke albo Kamil Durczok. Szanuję ich pracę, ale uczę się, oglądając amerykańską telewizję. Jest taki facet, który prowadzi program poranny w MSNBC, nazywa się Joe Scarborough. Pracuje z córką prof. Brzezińskiego - Moniką. Robią fajny program. Gdybym ja się zachowywał tak jak oni, to nazywaliby mnie w Polsce pajacem. Oglądam ich program i wczuwam się w dyskusję. Potrafią z dystansem podejść do każdego tematu: czy to jest Syria, czy śmierć Whitney Houston. Prędzej czy później przyjdzie do nas taki styl.

Przyznajesz się do tego, że jesteś bardzo pedantyczny. W pracy też? Czysty stół w studiu, poukładane papiery...

Ja nie mam wpływu na stół (śmiech). Gazety są zawsze uporządkowane. Gdy przychodzą koleżanki z Meteo, to specjalnie mi je rozrzucają, żeby był jakiś chaos. To jest taki porządek świata. Gdy mam poukładane na stole, to mam też poukładane w głowie i wiem, co mam powiedzieć. Nie korzystam z promptera, cały czas mówię „life” przez te cztery godziny, więc lubię mieć wszystko pod kontrolą.

To musi być uciążliwe w domu.

Jeśli ktoś mi pozwala robić to, co chcę, to jest to do opanowania (śmiech).

Nadal marzy Ci się własne biuro podróży?

Już jestem bliski zrealizowania tego planu. Wszyscy mi odradzają, ale zrobię to.

To gdzie bym mogła pojechać z Twoim biurem podróży?

Będziesz np. chciała polecieć na Kubę, to przygotuję samolot, hotel i opiszę Ci, gdzie możesz pojechać. To nie będą wakacje. To będzie podróż, gdzie nie musisz podążać za tłumem jak mrówka.

Gdybyś miał zrezygnować z takiego dziennikarstwa, jakim się teraz zajmujesz, zostałbyś podróżnikiem?

Dziennikarzem-podróżnikiem. W BBC są takie programy. Facet jedzie wzdłuż zwrotnika Raka, ale nie po to, żeby pokazać, gdzie są ciekawe plaże. On jedzie na granicę między Mauretanią a Marokiem i rozmawia z ludźmi, którzy strzegą muru rozdzielającego tysiące osób. Mógłbym opisywać problemy ludzi z różnych państw i pokazywać, jak ten świat naprawdę wygląda. Ale nie w warunkach, gdy płaci się celebrytom za to, że oni sobie pojeżdżą gdzieś tam na słoniu. Bo kogo obchodzi, jak Kuźniar jeździ na słoniu?

Rozmawiała Kinga Czernichowska, MMWroclaw.pl

Jarosław Kuźniar - ma 34 lata, pochodzi z Bielawy na Dolnym Śląsku. Studiował polonistykę we Wrocławiu (specjalność dziennikarstwo). W 2008 roku zdobył Wiktora w kategorii „największe odkrycie telewizyjne”. Dwukrotnie był nominowany do tej nagrody w kategorii „najlepszy prezenter telewizyjny”.

Histeria po śmierci Kim Dzong Ila w... Warszawie

Pojechali metrem bez spodni 2012 [zdjęcia]

Palili jointy przed Sejmem [zdjecia + wideo]

Dni Cipki wracają! Muszelki, kuciapki będą świętować

dodaj artykułdodaj wpis do blogadodaj fotoreportażdodaj wydarzenie
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto