Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rzeź Woli, czyli nierozliczona zbrodnia niemiecka na mieszkańcach Warszawy. Czemu Reinefarth nie poniósł żadnych konsekwencji?

Kamil Jabłczyński
Kamil Jabłczyński
Cywilna ludność dzielnicy pędzona ul. Wolską
Cywilna ludność dzielnicy pędzona ul. Wolską nieznany - Bundesarchiv
Rzeź Woli to jedna ze zbrodni niemieckich na ludności polskiej, ludności Warszawy, która w żaden sposób nie została rozliczona. Odpowiadał za nią Heinz Reinefarth, który po wojnie wiódł spokojne życie między innymi jako burmistrz miasta Westerland. To właśnie między innymi tego dotyczy wystawa “Wola 1944: Wymazywanie. Zdjęcia ze śledztwa w sprawie Heinza Reinefartha”. Rozmawialiśmy z jednym z jej organizatorów z Instytutu Pileckiego - Tomaszem Stefankiem.

W pierwszych dniach powstania rozpoczęła się eksterminacja mieszkańców warszawskiej dzielnicy Wola dokonana przez oddziały SS i policji niemieckiej pod dowództwem Heinza Reinefartha. W dniach 5 – 7 sierpnia zamordowano w bestialski sposób prawdopodobnie ponad 50 tysięcy osób.

Właśnie w związku z tymi zbrodniami przygotowano wystawę “Wola 1944: Wymazywanie. Zdjęcia ze śledztwa w sprawie Heinza Reinefartha”.

- Pokazuje ona niemieckie zbrodnie z perspektywy ofiar i ocalonych. Tych, którzy przeżyli masowe egzekucje. Przeleżeli czasem kilka godzin, a czasem kilka dni pod ciałami innych. Opowiadamy tę historię z wykorzystaniem świadectw tych, którzy przeżyli i mogą opowiedzieć o swoich doświadczeniach, często o stracie najbliższych. Prezentujemy także rzeczy osobiste ofiar z kolekcji Muzeum Powstania Warszawskiego. To jest próba rekonstrukcji tej historii oraz unaocznienia anatomii tej zbrodni – opowiada nam o wystawie jej kurator Tomasz Stefanek, historyk idei z Instytutu Pileckiego.

Esesmani z pułku Dirlewangera maszerujący ulicą Chłodną w kierunku Śródmieścia
Esesmani z pułku Dirlewangera maszerujący ulicą Chłodną w kierunku ŚródmieściaBundesarchiv

Niemcy w czasie Rzezi Woli z ogromną precyzją dom po domu, ulica po ulicy wyprowadzali ludzi na ulice, dokonywali masowych egzekucji na wszystkich mężczyznach, kobietach, dzieciach, rannych i niepełnosprawnych, a także wrzucali granaty do piwnic. Stosy ciał sięgały, według relacji, nawet drugiego piętra budynków. Podpalano i wysadzano szpitale. Rozkazy były jasne mieli zabijać każdego napotkanego Polaka. Reinefarth informował, że ma „więcej zatrzymanych niż amunicji”. Po wojnie zmieni jednak całkowicie swoją narrację.

To właśnie jego rola oraz dalsze losy są kolejnym wielkim elementem tej wystawy

Osobom, które dopiero zapoznają się z tą historią wydaje się szokujące, że nie został on w żaden sposób ukarany. Ba, przeszedł pozytywnie denazyfikacje i został burmistrzem miasta Westerland na wyspie Sylt – kurortu nad Morzem Bałtyckim. – Instytut Pileckiego w Berlinie, dzięki badaniom Hanny Radziejowskiej, dotarł do akt prokuratorskich z lat 60. XX wieku. Całe śledztwo w jego sprawie zakończyło się jednak fiaskiem. Nie został nawet postawiony w stan oskarżenia. W tych dokumentach znajdziemy między innymi ponad sto fotografii, które ilustrują zbrodnie niemieckie na Woli oraz odsłaniają kulisy działania powojennego wymiaru sprawiedliwości – opowiada nam Stefanek.

SS-Gruppenführer Heinz Reinefarth wraz z żołnierzami 3 Pułku Kozaków
SS-Gruppenführer Heinz Reinefarth wraz z żołnierzami 3 Pułku Kozakównieznany - domena publiczna

Dodaje także, że znajdują się wśród nich zdjęcia Woli z lat 60. XX wieku. Wizję lokalną przeprowadził na miejscu Hanns von Krannhals. Był on historykiem, ekspertem od spraw wschodnich i konsultantem niemieckiej prokuratury. Dokumentując miejsca zbrodni na potrzeby śledztwa, flamastrem nanosił na zdjęcia Woli z lat 60. elementy, których już wówczas nie było: nieistniejące budynki, a także stanowiska karabinów maszynowych lub miejsca gromadzenia ciał ofiar na początku sierpnia 1944 roku.

– Prokuratura niemiecka zgromadziła w istocie bardzo dużo dowodów obciążających Reinefartha. Chociażby dziennik 9. armii, w którym zapisano znaną wypowiedź Reinefartha, który skarży się, że ma mniej amunicji niż cywilów do rozstrzelania. Były też pojedyncze zeznania świadków niemieckich, które go obciążały, a przede wszystkim – dziesiątki świadectw Polaków, którzy przeżyli. Zostały one przekazane przez stronę polską w ramach pomocy prawnej – opisuje Tomasz Stefanek.

Mimo to Reinefarth nie został oskarżony. Dlaczego?

Okazuje się, że ówczesne prawodawstwo niemieckie bardzo utrudniało pociągnięcie dowódcy do odpowiedzialności. – Trzeba było przeprowadzić pełną rekonstrukcję procesu decyzyjnego dla każdego pojedynczego czynu zbrodniczego, każdego morderstwa. To było bardzo trudne. Wśród elit prawniczych dominowali dawni naziści, ekstradycja podejrzanych była niemożliwa, upływały terminy przedawnień. Śledztwa często kończyły się umorzeniami i triumfem niesprawiedliwości – mówi nam historyk idei z Instytutu Pileckiego.

Ludność cywilna Woli zgromadzona w kościele św. Wojciecha
Ludność cywilna Woli zgromadzona w kościele św. WojciechaBundesarchiv

Sprawa Reinefartha była jednak szeroko komentowana przez opinię publiczną i media w Polsce i w Niemczech. Trafiła na łamy prasy i do telewizji. Nagłówki, oryginalne wydania tygodnika „Spiegel” z lat 60., a także fragmenty niemieckich archiwalnych filmów dokumentalnych także zobaczymy na wystawie. Głośne śledztwo zakończyło karierę polityczną Reinefartha, który jednak wciąż pracował jako adwokat i zmarł nieosądzony.

W latach 70. dotarł Reinefartha i rozmawiał z nim Krzysztof Kąkolewski

W swojej książce „Co u pana słychać?” rozmawiał z byłymi przedstawicielami III Rzeszy, którzy popełniali zbrodnie wojenne, a potem wiedli spokojne życie. Reinefarth nie czuł się winny, sugerował, że potępiał egzekucje i je odwoływał, jeśli miał o nich meldunki. Tłumaczył się jednak, że w Powstaniu walczyli wszyscy także kobiety i dzieci, dlatego żołnierze do nich strzelali. Tę wyuczoną formułkę, powtarzał też w dokumencie, który przygotowała w podobnym okresie niemiecka telewizja.

Generał „Bór” (drugi z lewej) i pułkownik „Radosław” (następny) na odprawie w okolicach fabryki Kammlera przy ul. Dzielnej na Woli
Generał „Bór” (drugi z lewej) i pułkownik „Radosław” (następny) na odprawie w okolicach fabryki Kammlera przy ul. Dzielnej na Wolinieznany

10 lipca 2014 parlamentarzyści Szlezwika-Holsztynu w przyjętej jednogłośnie specjalnej uchwale wyrazili ubolewanie, że zbrodniarz wojenny, jakim był Reinefarth, mógł zostać posłem landtagu i poprosili ofiary o wybaczenie. Kilka tygodni wcześniej Rada Miasta Westerland podjęła decyzję o odsłonięciu 31 lipca 2014 na budynku ratusza tablicy pamiątkowej poświęconej powstaniu warszawskiemu i zbrodniom popełnionym przez Reinefartha. Tablica po polsku i niemiecku, napis brzmi: Zawstydzeni pochylamy się nad ofiarami z nadzieją na pojednanie.

Wystawa “Wola 1944: Wymazywanie. Zdjęcia ze śledztwa w sprawie Heinza Reinefartha” będzie pokazywana w Niemczech w Szlezwiku-Holsztynie w języku niemieckim i angielskim. Organizacja wystawy, prezentowanej w Muzeum Powstania Warszawskiego, jest możliwa dzięki wieloletnim badaniom Hanny Radziejowskiej oraz rozbudowanemu programowi archiwalnemu Instytutu Pileckiego. W toku kwerend udało się dotrzeć do akt śledztwa w sprawie Heinza Reinefartha, przechowywanych w Landesarchiv Schleswig-Holstein, zawierających wiele niepublikowanych dotąd zdjęć i dokumentów.

Cywilna ludność dzielnicy pędzona ul. Wolską
Cywilna ludność dzielnicy pędzona ul. Wolskąnieznany - Bundesarchiv

Tekst powstał dzięki współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego i Instytutem Pileckiego.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto