Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Samoloty jak motyle, czyli magia chwili

Karolina Eljaszak
Karolina Eljaszak
Maciej Serafin, arch. własne
- Nie bywam codziennie pod płotem. Ale co drugi dzień po kilka godzin na pewno. I całe weekendy – mówi Maciej Serafin, 20-latek.

Airbus A-380 w Warszawie. Wasze zdjęcia i wideo


Głośno o fotografach spod płotu stołecznego lotniska zrobiło się przy okazji pierwszej wizyty największego na świecie samolotu pasażerskiego Airbusa A380. Ale spotterzy to integralna część warszawskiego portu lotniczego od wielu lat. Jak mówią o sobie, razem z kontrolerami lotów, pilotami, osobami pracującymi na płycie, stewardami i stewardessami tworzą „magiczną rodzinę” lotniczą.

Magią tłumaczą też swoją pasję. Polują, by uchwycić magiczny moment lądowania, startu samolotu, czy zaledwie przelotu nad Polską. Są wyposażeni w lustrzanki z teleobiektywami, lunety, szczegółowy rozkład lotów, nie raz podsłuchują wieżę kontroli lotów i śledzą poszczególne samoloty na obrazie z radarów, udostępnianym w sieci.

Spotterzy - "ambasadorowie" lotniska

Przedstawiciele Portów Lotniczych zapewniają, że zależy im na dobrych stosunkach ze spotterami i są otwarci na współpracę. - Spotterzy są „ambasadorami” naszego lotniska, traktujemy ich jak dobrych znajomych. Zbudowanie z nimi dobrych relacji jest dla nas bardzo ważne – przekonuje Radosław Żuk, dyrektor biura public relations. Michał Zacharzewski, szef biura ochrony, podkreśla że spotterzy mogą być doskonałym uzupełnieniem systemu ochrony lotniska. - Stojąc całymi dniami przy ogrodzeniu mogą zauważyć różne nietypowe zdarzenia i nas o nich zawiadomić. W ten sposób ze spotterami współpracują wszystkie największe porty na świecie i doskonale się to sprawdza.

Pogotowie lotnicze chce zarabiać na gadżetach
EC 135: super śmigłowiec pogotowia ratunkowego

Początki spottingu, a ściślej planespottingu, sięgają II wojny światowej. Anglicy obserwując przeloty obcych samolotów, zapisując ich typy i rejestracje, pomagali swoim żołnierzom. Do dziś tak wygląda spotting na zachodzie Europy. Zajmują się nim głównie „starsi panowie”, którzy na wzór Brytyjczyków ślęczą z notesem i skanerem, zapisując co, o której i dokąd zmierza.

Polowanie na magiczną chwilę

- W Polsce spotting to przede wszystkim fotografowanie samolotów. Jedni polują na zabytki, które wykonują swoje ostatnie loty, inni przyjeżdżają tylko, gdy ląduje coś supernowoczesnego – mówi Maciej Serafin, redaktor naczelny serwisu epwa-spotters.pl (nazwa zaczerpnięta od symbolu lotniska Chopina). – Podglądanie samolotów i robienie im zdjęć jest pasjonujące. Może się wydawać, że każdy samolot wygląda tak samo. W rzeczywistości każde zdjęcie jest inne – ze względu na typ okazu, pogodę, przewoźnika. Każdy samolot robi na nas wrażenie. Dlatego jeździmy regularnie, bo zawsze można uchwycić piękno i wyjątkowość tych maszyn – mówi z fascynacją 20-latek.

Serafin jest spotterem od 5 lat. Ale z samolotami jest blisko od dziecka – pochodzi z Radomia, ale pikniki lotnicze, na które zabierali go rodzice, nie robiły na nim wrażenia. – Dopiero pierwszy lot samolotem na wakacje, pierwszy start i wciśnięcie w fotel – to było coś, co przeżywałem długo – wspomina Maciej Serafin.

Łatwo wpaść w towarzystwo

Po powrocie z wakacji wybrał się rowerem w okolice lotniska – chciał popatrzeć na samoloty. Okazało się, że osób jemu podobnych jest mnóstwo. Zaczął poznawać pracowników portu, szybko wpadł w towarzystwo, jak mówi – wszedł do magicznej rodziny lotniczej. Zaczął robić zdjęcia zwykłym kompaktem. – Dziś, gdy fotografuję solidną lustrzanką, śmieję się z tych fotografii. Ale wtedy były piękne.

Airbus A380: lądowanie w Warszawie. Zobacz symulację wideo
Helikoptery Black Hawk na Okęciu

- Pierwszą licencję, pilota turystycznego, zdobyłem jako 18-latek. Pojechałem na miesiąc do Mielca wylatać odpowiednią liczbę godzin. Do dziś mam sentyment do małych samolotów – opowiada spotter. – Ale najbardziej chciałbym pilotować dreamlinera, czyli Boinga 787. Z najświeższych informacji wynika, że dołączy do floty LOT-u w kwietniu 2012 roku. To będzie przełom – dodaje.

Rozpoznać maszynę po szumie silnika

Nie mniejszą pasją wykazuje 50-letni Włodzimierz Wroński, znany czytelnikom MM Warszawa jako WWrona, który spotterem jest zaledwie rok. – Fotografią zajmuję się od dawna, jestem reporterem pierwszoligowej dziewczęcej drużyny siatkówki MUKS Sparta Warszawa. Pomyślałem, że mam tak blisko do lotniska, a nigdy na nim nie fotografowałem. To mnie wciągnęło – wspomina Wroński. – Spotting to ogromna wiedza, wyjazdy na pokazy i lotniska w całej Europie, to wielka pasja. Ludzie, których poznałem pod płotem Chopina potrafią po szumie silnika, czy wyłaniającej się sylwetce precyzyjnie określić typ maszyny. Okazało się, że zdjęcia to tylko dodatek, upiększenie.

Włodzimierz Wroński przekonuje, że wewnątrz, lecąc samolotem, nie da się dostrzec piękna i ogromu maszyny. A spotterów fascynuje to, że są tak blisko skrzydlatych kolosów.

Marzenia? Raczej cele do zrealizowania

20-letni student prawa Uniwersytetu Warszawskiego, zapytany o marzenia, mówi, że chciałby zostać pilotem liniowym. – Ale to nie marzenia, tylko plany do zrealizowania – precyzuje. – Chce związać swoją przyszłość z lotnictwem, bo ono uczy pokory. Wiem, że przede mną długa droga i mnóstwo pracy, ale jestem na to gotowy.

50-letni Włodzimierz Wroński także wie, że zawsze już będzie blisko lotnictwa. Ale z drugiej strony, zza obiektywu. – W tym roku zamierzam być na wszystkich większych pokazach lotniczych w Polsce. I mam nadzieję, że uda mi się pojechać także w Alpy, gdzie ftograf stoi wyżej niż leci samolot. Wyobraża sobie pani, jak to musi pięknie wyglądać? – mówi spotter.

Spotting – skąd się to wzięło?

Planespotting lub aircraftspotting to wynalazek brytyjski. Podobnie jak trainspotting (train – pociąg), czyli obserwacja pociągów, których lokomotywy parowe bywały w XIX w. prawdziwymi dziełami sztuki. Burzliwy rozwój lotnictwa, szczególnie w czasie I wojny światowej, sprawił, że wielu Anglików zaczęło pasjonować się obserwowaniem statków powietrznych. Podczas Bitwy o Anglię spotterzy obserwowali niebo i alarmowali wojsko o liczbie nadlatujących samolotów, ich typach itp. Najlepsi rozpoznawali maszyny nawet we mgle – wyłącznie po odgłosie silników.

W Polsce w latach 30. co drugi chłopiec marzył o lataniu, ale lotnikami zostawali nieliczni. W czasach, gdy nie było telewizji i internetu, egzemplarz „Skrzydlatej Polski” czytało kilkanaście osób. Na zawody o Puchar Jamesa Gordon Benneta zjeżdżało po 100 tys. ludzi. Nieliczni z aparatami fotograficznymi.

Obecnie w Warszawie fotografowaniem samolotów zajmuje się na stałe kilkaset osób. Spotterzy zrzeszają się w kilku stowarzyszeniach i publikują swoje zdjęcia głównie w Internecie. Najpopularniejsze portale z galeriami to www.epwa.pl, www.skrzydla.org, a także zagraniczne www.airliners.net, www.jetphotos.net.

Artykuł został opublikowany w papierowym wydaniu MM Warszawa.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto