MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Sieradz na pocztówkach

Dariusz Piekarczyk
Na ilu pocztówkach widnieje Sieradz? Kolekcjonerzy są zdania, że do końca II wojny światowej na nie więcej niż 150. Marek Hebel zebrał już ponad sto. Zbiera kartki pocztowe prawie od pięciu lat, kupując głównie na ...

Na ilu pocztówkach widnieje Sieradz? Kolekcjonerzy są zdania, że do końca II wojny światowej na nie więcej niż 150. Marek Hebel zebrał już ponad sto. Zbiera kartki pocztowe prawie od pięciu lat, kupując głównie na aukcjach internetowych i giełdach kolekcjonerskich.

Nie jest to tanie hobby. Widokówki z Sieradza, pewnie dlatego, że jest ich niewiele, są drogie, nawet bardzo drogie. Potrafią osiągnąć cenę kilkuset złotych za sztukę.

Może się to wydawać dziwne, ale Muzeum Okręgowe w Sieradzu nie może poszczycić się dotąd żadnym zbiorem zbiorem przedwojennych kart pocztowych. Tym cenniejsze są kartki Marka Hebla, choć z reguły nie zachowały się w najlepszym stanie. Zapisane, z załamanymi rogami, poplamione. Najczęściej przedstawiają rynek, który do dziś zachował walory centrum miasta. Śmiało jednak mógłby nazywać się teraz placem Bankowym, bo bank tu obok banku. Wystarczy jednak spojrzeć na kartki sprzed kilkudziesięciu lat, aby znaleźć się w zupełnie innym świecie. Inny jest też papier, a i zapach nie taki jak dzisiejszych pocztówek. Tak pachną wspomnienia...

Na rynku: parady i targi

Na jednej z widokówek, najpewniej z listopada 1914 roku, widać grupę niemieckich żołnierzy. Wówczas to Niemcy weszli do Sieradza po kilkudniowej zaledwie bytności Rosjan. Są w długich szynelach, niektórzy mają na głowie szpiczaste hełmy, tzw. pikielhauby. Jeden goni z wiadrem, pewnie po wodę dla koni. Inny, korzystając z chwili spokoju, pali fajkę. Widokówka uwieczniła ich drugie zdobycie Sieradza w tymże roku. Po raz pierwszy, dokładnie 17 sierpnia, do miasta wkroczyły oddziały korpusu generała Remusa von Woyrscha.

Sieradzanie od wieków byli oswojeni z widokiem obcych wojsk na Rynku. Każde ich przejście przez Sieradz kończyło się "wizytą" na centralnym placu. Zresztą i ojczysty 31. Pułk Piechoty, za czasów odrodzonej Rzeczypospolitej, odkąd w 1935 roku przybył do miasta, na rynku właśnie wyznaczał sobie miejsce na najważniejsze uroczystości, takie jak przysięga i msza polowa. To tutaj mieszkańcy Sieradza żegnali żołnierzy idących na front w 1939 roku. Żegnali niepodległość...

Zachowały się też widokówki, na których aż gęsto od ludzi i straganów na rynku. Dziś nie do pomyślenia, ale jeszcze na początku lat 60. ubiegłego wieku odbywały się tutaj - we wtorki i piątki - targi. Jak mawiano w Sieradzu, "latało się po masło".

No i wreszcie doszliśmy do pompy. Nie sposób o niej nie wspomnieć. To symbol Sieradza. Została nawet uwieczniona w filmie fabularnym z 1958 roku pt. "Miasteczko". Tak naprawdę nie wiadomo, kiedy powstała, ale widnieje już na widokówkach z okresu I wojny światowej. Z ogromnym kołem, które służyło do poruszania mechanizmu.

Przez wiele lat służyła mieszkańcom starej części miasta do czerpania wody. Dziś pełni funkcję reprezentacyjną. Co ciekawe, na początku lat 90., gdy komuś z ówczesnych decydentów przyszło do głowy, aby ów symbol miasta rozebrać i wyrzucić na złom, powstało, co prawda nieformalne, Towarzystwo Miłośników Pompy. Całe szczęście, że ktoś się opamiętał i pompa stoi sobie nadal, nie wadząc nikomu.

Tam, gdzie była cerkiew...

Konia z rzędem temu, kto wskaże miejsce, gdzie w Sieradzu stała cerkiew. Większość zapewne nie ma zielonego pojęcia, że w ogóle była. A jednak była - uwieczniono ją na dwóch widokówkach. Obie zrobione są co prawda z tego samego negatywu, ale za to jedna została pokolorowana. Obok świątyni znów widać pruskich żołnierzy, i dzięki temu mamy dowód, że to rok 1915 lub 1916.

Więc gdzie stała ta cerkiew? Na placu, gdzie dziś jest pomnik Józefa Piłsudskiego, przy ul. Kościuszki. Prawie dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz stoi okazały słup ogłoszeniowy. Nie pozostał po niej nawet kamień.

- Budowę cerkwi rozpoczęto w roku 1910 - opowiada Marek Hebel. - Mimo że prawosławnych była w Sieradzu garstka, to władze chciały pokazać, kto tutaj rządzi, i zarządziły budowę świątyni w stylu bizantyjskim - na planie krzyża, z wieżą z sześcioma oknami. Już dwa lata później oddano ją do użytku, poświęcając świętemu Serafinowi. Budowa pochłonęła 24 tysiące rubli.

Przez pewien czas był w Sieradzu nawet pop. Z jego usług korzystało zapewne stu żołnierzy rosyjskich, którzy mieli swoje koszary w budynku przy ul. Sienkiewicza. Dziś jest tam szkoła. Bardziej znane koszary przy ul. Wojska Polskiego powstały dopiero w latach 1925-1926.

Cerkiew nie przetrwała długo. W 1919 roku, po odzyskaniu niepodległości, usunięto z niej całe wyposażenie i Bóg jeden wie, gdzie ono się znajduje. Dwa lata później budynek przekazano Towarzystwu Gimnastycznemu "Sokół". Na przełomie lat 1927 i 1928 zdecydowano o rozbiórce. Cegłę przeznaczono m.in. na remont obecnej sali teatralnej.

Może warto postawić w tym miejscu tablicę informacyjną? To przecież centralne miejsce Sieradza, z pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Nie tym samym, który powstał w okresie międzywojennym. Tamten został zniszczony przez komunistów, a nowy pojawił się dopiero w 1991 roku.

Pomnik Marszałka często pojawia się na widokówkach. Tych współczesnych i przedwojennych.

Najstarsza była Wartska, czyli Warcka

W kolekcji Marka Hebla najstarsza pocztówka pochodzi z roku 1912 i przedstawia dzisiejszą ulicę Warcką, która wtedy Wartską się zwała. Wjeżdżało się nią do miasta od strony Zduńskiej Woli, bo nie było przecież obecnej ulicy Sienkiewicza, która prowadzi do słynnego sieradzkiego ronda. Wartska dochodziła do szpitala św. Józefa, dokładnie do tej jego części, gdzie obecnie mieści się hospicjum.

Na kartce widzimy wybrukowaną ulicę i słupy elektryczne. Znak to, że miasto posiadało już wówczas oświetlenie elektryczne, przynajmniej na części ulic.

Warszawska, gdzie jadał Reymont

Do rynku, od strony Zduńskiej Woli, najprościej dojechać ulicą Warszawską. Kiedyś była to ulica wylotowa z miasta, dlatego została uwieczniona na wielu pocztówkach. Zacznijmy może od tej rzadko spotykanej, a zarazem smutnej. Przedstawia częściowo spalony budynek. To ten narożny, gdzie dziś znajduje się bank "Millennium". Po dokładnym przyjrzeniu się odczytamy napis na murze: "Restauracja".

- Nazywała się "Resursa" - wyjaśnia Marek Hebel. - O zniszczeniach nic nie wiem.

Może te zniszczenia spowodowane były nalotem pruskiego aeroplanu? Właśnie na tę część miasta w 1914 roku spadły bomby. Trudno teraz stwierdzić czy w sierpniu, czy też w listopadzie, kiedy Niemcy weszli do Sieradza po raz drugi. Możliwe, że to jednak późna jesień, bo wówczas miasto było już bardziej zniszczone. Spalono między innymi mosty: drewniane oraz żelazny, kolejowy. Ten ostatni uwieczniony został zresztą na innej pocztówce. Widać, jak Niemcy odbudowują przeprawę.

Wróćmy jednak na ulicę Warszawską. Śmiało można się zastanawiać, czy Resursa to przypadkiem nie ta knajpa, w której obiady jadał Władysław Reymont, przyjeżdżając z Małkowa koło Warty do Sieradza - po papier, atrament i stalówki. Jan Pietrzak, znany sieradzki historyk regionalista, pewnie zaoponuje, bo większość źródeł mówi, że na Warszawskiej była jeszcze jedna restauracja, po drugiej stronie ulicy. Ale kto to dziś sprawdzi? Wszystko zginęło w mrokach historii.

Niedaleko narożnego budynku swój zakład fotograficzny miał Bolesław Pryliński. To dzięki jego pasji fotografowania miasta powstało sporo pocztówek.

Sieradzki bulwar

Ulica Kościuszki to miejsce spacerów. Tak było od dawien dawna. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku w obecnym budynku Biura Wystaw Artystycznych mieściła się restauracja. Latem wystawiano na zewnątrz stoliki. A kto dziś pamięta, że przy tejże ulicy (w miejscu, gdzie jest wejście na schody do Urzędu Miasta od strony dawnego baru "Agawa") istniał zakład mechaniczny Lipińskiego? Wytwarzano tam istne cudeńka: części do maszyn rolniczych, a nawet silniki. Na widokówce grupka pracowników pozuje dumnie obok swoich wyrobów. Dziś po zakładzie pozostał... świerk.

- To prawda - potwierdza ze smutkiem Marek Hebel. - Lipiński kazał posadzić dwa drzewa, kiedy urodziły mu się dwie córki. Do dziś przetrwało jedno.

Beczki z winem

Kilka lat temu robotnicy pracujący przy szosie obok supermarketu koło dworca kolejowego odkopali okazałe beczki. Kiedy otworzyli jedną, zdębieli. Wewnątrz było najprawdziwsze wino. Ubaw mieli potem na sto dwa, i to przez kilka dni. Nawet kijem do roboty nikt ich nie zagonił.

- I tak oto wyjaśniła się tajemnica widokówki z początku okupacji - wyjaśnia Marek Hebel. - Na szyldzie nad drzwiami do budynku można odczytać napis, oczywiście w języku niemieckim, że to "Gospoda niemiecka Josepha Grestlera". Co ja się naszperałem, naszukałem. I nic. W końcu wyszło szydło z worka. Znalazłem nawet jedną babcię, która tam pracowała. Mówiła, że gospodę prowadzili Niemcy, którzy trafili do Sieradza z Białegostoku. Co do tego pewności jednak nie ma. A beczki z winem? Pewnie zakopano je przed Rosjanami tuż przed ucieczką.

Jeśli jesteśmy przy temacie knajp, to nie sposób pominąć milczeniem hotel Poznański. Tak, tak, był taki w Sieradzu, w miejscu gdzie dziś jest apteka, tuż przy rondzie. To był pierwszorzędny hotel z dobrą restauracją. Kiedy zniknął, nikt dokładnie nie wie.
Wspomnienie po pałacu

Gdyby pałac Danielewicza na Wójtostwie (dziś to ulica Krakowskie Przedmieście przy wylocie z Sieradza do Burzenina) przetrwał do dziś, byłby wizytówką miasta. Ale nie przetrwał. Jedyne po nim ślady to dwie widokówki, w tym jedna niezwykle rzadka, bo kolorowana. Wydana na dodatek przez sieradzką drukarnię Rubinsteina. Marek Hebel podkreśla z dumą, że to chluba jego kolekcji. Niedawno na aukcji internetowej osiągnęła szaloną wręcz cenę 500 złotych.

- To była piękna, jak na Sieradz nawet bardzo piękna budowla - twierdzi Marek Hebel. - Powstała około 1876 roku i należała początkowo do rodziny Trąbkiewiczów. Dopiero od roku 1900 w jej posiadanie weszli Danielewiczowie.

Pałac rzeczywiście musiał być okazały, bo sztab generała Remusa von Woyrscha wybrał go sobie na kwaterę. Co z tego, skoro nic prawie nie zostało. Jedynym śladem jest zapuszczona oranżeria na zapleczu Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego.

Do dziś w Sieradzu żyją ludzie, którzy Danielewiczów pamiętają. Wspominają, że choć sami nie mieli dzieci, to bardzo je lubili. Ich dom tętnił dziecięcym gwarem. Obok pałacu był browar, a także palarnia kawy. Pałac miał (nie)szczęście do niemieckich dowódców. Podczas II wojny światowej (od 30 października 1940 do 30 października 1943 roku) rezydował w nim generał major Friedrich Wilhelm Liegeman. Potem było dwóch jeszcze dwóch innych generałów. W przeddzień ewakuacji Niemców z Sieradza, 22 stycznia 1945 roku, rezydencja spłonęła. Podobno podpalili ją Niemcy. Co do tego pewności jednak nie ma.

Po zakończeniu wojennej zawieruchy Bronisława Danielewicz wróciła na swoje włości. Zamieszkała we wspomnianej oranżerii. To nie był jednak dobry czas dla arystokratów. Pewnego dnia, po cichu, wyjechała do Warszawy i ślad po niej zaginął. A jeszcze w latach 60. stały osmalone mury pałacu...

Tu byli Żydzi

Nie zachowały się żadne widokówki z żydowskiego Sieradza, nad czym boleje Marek Hebel. A przecież w latach międzywojennych zamieszkiwało tu bez mała 3 tysiące Żydów. Przy ulicy Wodnej mieli swoją synagogę (budowana w latach 1891-1924), która sąsiadowała z kościołem farnym. I nikomu to nie przeszkadzało... Jedni szli do świątyni, niosąc pod pachą modlitewnik "Sidur", z którego wielbili Stwórcę, dziękowali za Torę i prosili o jak najszybsze przyjście Mesjasza na świat. Kilkadziesiąt metrów dalej słychać było "Boże coś Polskę".

Po wojnie Żydów pozostała w Sieradzu garstka. Większość Niemcy wymordowali w obozie w Chełmnie.

Dwie świątynie

Na widokówkach często pokazywane są dwie sieradzkie świątynie: prastara kolegiata, która - jak twierdzi przedwojenny sieradzki kronikarz ksiądz Walery Pogorzelski - powstała gdzieś około roku 1370 roku i wiele burz przeżyła, oraz XIV-wieczny kościół i klasztor podominikański, użytkowany obecnie przez siostry urszulanki. Tam przez ostatnie wieki jakby czas się zatrzymał, co najwyżej pojawiały się nowe ogrodzenia.

Rodzynki i białe kruki

Marzeniem Marka Hebla jest zdobycie widokówki z początku XX wieku, która przedstawia budkę i szlaban, w miejscu gdzie pobierano opłaty za wjazd do miasta, czyli tzw. kopytkowe. Pieniądze przeznaczano na naprawy i budowę dróg. To między innymi za grosze zebrane w ten sposób wybrukowano, po powstaniu styczniowym, rynek.

Zdobyć ową pocztówkę nie będzie łatwo. Przed wojną kartki pocztowe z Sieradza wydawano w bardzo niskich nakładach, rzadko osiągających kilkaset odbitek. Najczęściej drukowano je w Poznaniu i na Śląsku. Prawdziwym rodzynkiem są te powstałe w sieradzkiej drukarni Rubinsteina. To właśnie on wypuścił na rynek pałac na Wójtowstwie. Niewiele, prawie nic nie wiadomo jednak o działalności samej drukarni.

W czasie II wojny światowej pocztówki sieradzkie pojawiały się już w nakładach dochodzących do tysiąca egzemplarzy. Drukowano je z reguły w Berlinie. Prawdziwy boom widokówkowy przypadł na lata 50. i 60., kiedy to królowały czarno-białe pocztówki. Natomiast te dzisiejsze, jak twierdzi nie tylko Marek Hebel, nie mają wyrazu, są nijakie.

Kolekcjoner wpadł więc na pomysł, aby wydać album z sieradzkimi pocztówkami. - Rozmawiam też z Towarzystwem Przyjaciół Sieradza, aby wydało reprinty starych kart pocztowych. - Moim zdaniem, byłaby do doskonała promocja miasta.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto