Śmieci "wylewające" się z koszy, brak pojemników do segregacji i milionowe kary. Śmieciowy kryzys w Warszawie nabiera tempa

Pod koniec 2019 roku pisaliśmy o kilkuset procentowym wzroście cen za wywóz śmieci. Od marca br. Warszawa zmienia cennik za odbiór odpadów. Średnia opłata na warszawiaka wzrośnie z 9,5 zł do 38 zł i nie będzie związana z metrażem gospodarstwa - zdecydowali radni. Mieszkańcy stolicy będą płacić ryczałt, który wyniesie 65 zł miesięcznie od mieszkania i 94 zł od domu jednorodzinnego. Ta wiadomość oburzyła warszawiaków, którzy twierdzą, że nowe zasady są niesprawiedliwe i sporo osób na tym ucierpi. - Ja wiem że odpady to wielki problem. Ale gdzie w tym wszystkim jest sprawiedliwość. 3-10 osobowa rodzina mieszkająca w mieszkaniu ma płacić tyle samo, co emerytka mieszkająca w kawalerce i produkująca 1 worek odpadów raz na 2 tygodnie? - pisze mieszkanka Warszawy. Z kolei inni deklarują: Mam wrażenie, że moja przygoda z segregowaniem śmieci właśnie się kończy. Skoro mam płacić tyle samo, co 5-osobowa rodzina, to delikatnie mówiąc, mam to gdzieś. Miasto poszło na łatwiznę, więc niech teraz zatrudni kogoś do segregowania.

Zgodnie z obowiązującymi zasadami, warszawiacy muszą segregować śmieci na pięć frakcji: metale i tworzywa sztuczne, szkło, papier, odpady zmieszane i odpady biodegradowalne. Mieszkańcy coraz częściej apelują, że w mieście jest spory deficyt w kontenerach do segregacji odpadów. Z relacji warszawiaków wynika, że śmieci nie mieszczą się w koszach i "wypływają" z nich. - Gdzie nie spojrzeć to śmieci się wysypują z kontenerów, bo są przeładowane. Z tego powodu w miastach zaczęły się mnożyć szczury i pluskwy, a do tego wszystkiego jeszcze słyszę głosy w społeczeństwie, że "to bardzo dobrze, w końcu ktoś wziął się za problem ze śmieciami". Myślę, że po prostu ktoś zobaczył, że można na tym zrobić serio duże pieniądze. Tylko szkoda, że za tymi kolosalnymi podwyżkami nie idzie w parze jakość wykonania usługi - czytamy komentarz jednego z mieszkańców Warszawy. Z kolei inny post na Facebooku donosi, że od kilku miesięcy śmieci nie są odbierane:

Warszawiacy skarżą się również na to, że pojemniki w altanach są źle ustawione, a wyrzucenie posegregowanych śmieci do odpowiedniego kosza często nie jest nawet możliwe.- Mieszkam na Dolnym Mokotowie. Pojemniki na śmieci w altance są ustawiane tak, że nie widać żadnych naklejek, stoją byle jak, czasem do tego na papier na przykład nie ma dojścia, odbierający śmieci w ogóle nie dbają o pozostawienie pojemników w jako takim choćby ładzie, naprawdę odechciewa się segregacji - apeluje jedna z mieszkanek.

Jak donosi tvn24.pl, tylko w grudniu urzędnicy z Warszawy dostali ponad półtora tysiąca skarg. - Do końca listopada rozumieliśmy wiele wytłumaczeń, natomiast od początku grudnia, nakładamy po prostu kary - powiedział wiceprezydent Michał Olszewski w rozmowie z tvn24.pl. Za niepodstawienie pojemników miasto wlepiło ponad 18 tysięcy kar na ponad 4 miliony złotych.

Na niektórych kontenerach na śmieci można zauważyć naklejki z krzyżykiem i hasłem: "Uwaga! Nie odebrano z powodu zmieszania różnych frakcji odpadów". Oznacza to, że w pojemniku znalazły się nie te odpady, które powinny: jeśli operatorzy odbierający śmieci zauważą, że w kontenerze znajdują się nieodpowiednie surowce np. w „metalach i tworzywach sztucznych” są kartony czy zepsuta żywność, mogą oznaczyć pojemnik lub worek taką właśnie specjalną naklejką. W takiej sytuacji operator odbierze źle posegregowane odpady w dniu odbioru odpadów „zmieszanych”. W ten sposób urząd miasta postanowił zdyscyplinować mieszkańców w kwestii segregacji śmieci.