Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spacerem po Placu Teatralnym

Zaranek Andrzej
Zaranek Andrzej
Moja Warszawa. Miasto, które zachwyca mnie nieustannie. Żyję w nim od ponad pięćdziesięciu lat i każdego dnia odkrywam nowe, piękne jego oblicze. W cyklu Warszawskie spacery opowiemy sobie nawzajem o naszym mieście. Redagujcie ten cykl z nami.

Marzec jest w tym roku miesiącem niezwykle urodziwym. Zima minęła niepostrzeżenie, zamieniając się we wczesną wiosnę. Słońce niczym subtelny przedstawiciel impresjonizmu nadaje kolorytu pierwszym pączkom. Frontony budynków lśnią świeżą farbą. Świat wydaje się być piękniejszy niż zwykle, a i Warszawa nabiera blasku niezwykłego. Dzień spacerowy. Wybierzmy się na ten spacer wspólnie.

Stare Miasto jest tym fragmentem Warszawy, który odwiedzam szczególnie chętnie. Tu się zaczęła historia Warszawy. Tu - być może - moje miasto zostało szczególnie i okrutnie doświadczone. Podczas II wojny światowej Niemcy zburzyli i spalili większość budynków. Pozostał „kamień na kamieniu” i w kilka lat później wydarzył się cud. Miasto, które w okrutny sposób zostało „zamordowane” odżyło. Tak samo piękne jak przed wojną, a może nawet piękniejsze.

Staromiejski spacer rozpoczyna się zazwyczaj na Rynku Starego Miasta. I być może pierwszy nasz spacer powinien rozpocząć się i zakończyć właśnie tu. Przewrotna moja natura sprawiła jednak, że zawędrowałem na Marywil. Miejsce, którego nie ma!

Marywil - to nie istniejący już XVII-wieczny kompleks handlowo-usługowy w rejonie dzisiejszych ulic Senatorskiej i Wierzbowej. Do wieku XVII w rejonie tym znajdowały się zabudowania Żupy Solnej, które zostały zniszczone podczas szwedzkiego „potopu”. Królowa Maria Kazimiera poleciła na jej miejscu wznieść - na pamiątkę czynów wojennych Jana III Sobieskiego - budowlę w kształcie pięciokąta, przeznaczoną na apartamenty królewskie, kaplicę Matki Boskiej Zwycięskiej oraz kilkadziesiąt lokali składających się ze sklepu, magazynu i mieszkania, wynajmowanych cudzoziemskim kupcom. Budowę według projektu architekta Tylmana z Gameren zakończono ok. 1695.

Marywil w 1738 stał się własnością rodu Załuskich. W 1742 Józef Andrzej Załuski otworzył tu swoją bibliotekę, następnie przeniesioną do pałacu Daniłowiczowskiego (opowiemy o niej podczas następnego spaceru). Później kompleks został odkupiony od Załuskich przez Antoninę Zamoyską, która ok. 1745 oddała go na własność klasztorowi Panien Kanoniczek.

Do roku 1807 na terenie Marywilu zbudowano cztery nowe kamienice, a w latach 1817-1821 jego wschodnie skrzydło przebudował Chrystian Piotr Aigner, dodając arkady po stronie domu Pod Kolumnami i siedmiokondygnacyjną wieżę z zegarem. Kanoniczki w 1819 przeniosły swój klasztor do znajdującego się po przeciwnej stronie ul. Senatorskiej kościoła św. Andrzeja (dzisiejszego kościoła Środowisk Twórczych).

Marywil rozebrany został w roku 1825 w związku z budową Teatru Wielkiego, który znajduje się częściowo na jego miejscu. Do 1840 dzisiejszy Plac Teatralny nosił nazwę Placu Marywilskiego.

Do tego miejsca przybył w 1759 roku drezdeński księgarz, Michał Gröll. W 1762 roku zorganizował on tu biuro informacyjne. Było to w istocie swoistego rodzaju biuro ogłoszeń. Na potrzeby biura rozpoczął wydawanie gazety „Warszawskie Extraordynaryjne Tygodniowe Wiadomości”. Był to pierwszy w Warszawie tygodnik ogłoszeniowy.

W 1763 roku założył na Marywilu księgarnię pod nazwą „Księgarnia Poetów Narodowych”. Nad szyldem umieścił medalion z portretami Macieja Sarbiewskiego i Adama Naruszewicza. W księgarni sprzedawano nowości literatury polskiej i dzieła naukowe, a także książki, które Gröll sprowadzał z Francji, Niemiec, Włoch i Anglii.

Księgarnia działała w niezwykle nowoczesny sposób. Gröll wydawał katalog, w którym informował swoich klientów o książkach znajdujących się w księgarni, o nowościach wydawniczych i książkach znajdujących się w druku. Katalog księgarski był na owe czasy nowinką: przysporzył on Gröllowi wielu klientów. Uzupełnieniem oferty książkowej były w księgarni Grölla sztychy angielskie, francuskie, mapy, a także papiery w najprzeróżniejszych gatunkach i kolorach. Oprócz tego przy księgarni uruchomiono czytelnię i wypożyczalnię książek.

W XVIII wieku (tak jak i dziś!!!) z prowadzenia księgarni trudno było wyżyć. Toteż szybko księgarnia Grölla zamieniła się w skład typu „hurt, detal, import, eksport, mydło i powidło”. W księgarni można było kupić: zwierciadła, porcelanę saską, stoliki i biurka z Anglii, zegary sprowadzane z Wiednia. Był również bogaty wybór medykamentów „extra na każdą okazję”. Był więc: „sławny proszek laksujący pana d’Aihland”, „pigułki bardzo sławne bólów w krzyżu i w plecach uśmierzające, na hemoroidy bardzo skuteczne”, była też „essencja cudowna nie tylko Najjaśniejszego cesarza, lecz także od Najjaśniejszych królów francuskiego, pruskiego etc. uprzywilejowaną, skuteczną nadzwyczajnie na wszystko”. Sprzedaż leków przyniosła Gröllowi spory majątek, czemu nie można się dziwić skoro cena (na przykład „sławnego proszku laksującego” wynosiła 24 złote, a „Przypadki Robinsona Cruzoe” w dwóch tomach tylko 6 złotych! „Sławny proszek laksujący” kupował prawie każdy, książki zaś najczęściej zalegały półki. No cóż –najpierw ciało, potem duch.

Księgarnia pod godłem „Poetów Polskich” cieszyła się więc sławą i opiewana była w grafomańskich wierszydełkach przez licznych rymopisów. Oto jedna z próbek grafomańskiej twórczości pióra Józefa Epifaniego Minasowicza:

I tyś także ku swojej mieć godzien chwale

Wiersz od Muzy tu mojej, cny Gröllu Michale,

Co Polskę rzadkim w obcych

Kochając przykładem,

Tyleś wydał ksiąg polskich swym

Znacznym nakładem.

(brrr)

W sierpniu 1775 roku otrzymał Gröll przywilej królewski na założenie drukarni. Jedynym warunkiem było zobowiązanie nowego właściciela, żeby „dbał o wysoki poziom typograficzny”. Drukarnię otworzył dopiero 3 lata później. Nie śpieszył się, posiadał bowiem umowy z drukarniami pijarów i jezuitów, które drukowały dla niego gazety i książki. Pracowały na jego zamówienia również drukarnie w Dreźnie i Lipsku. To właśnie w Lipsku, w drukarni Breitkopfa, wydrukowano dla Grölla jedno z najpiękniej wydanych polskich dzieł. Były to „Sielanki polskie z różnych autorów zebrane i kopersztychami ozdobione”.

Drukarnię otworzył Gröll - jako się rzekło – dopiero w 1778 roku. Zainstalował w niej cztery prasy. Warszawski giser, Piotr Zawadzki wykonał dla niego wiele zestawów (garniturów) czcionek. W papier zaopatrywał się w młynie w Jeziornej.

Oprócz grupy drukarzy, zatrudniał Gröll kilkunastu zawodowych korektorów, biegle posługujących się obcymi językami. Głównym grafikiem drukarni był syn właściciela, Karol, który sztuki sztychowania uczył się u Daniela Chodowieckiego.

Z drukarni Grölla wyszło prawie 1000 druków. Wśród nich podręczniki dla szkół Komisji Edukacji Narodowej. Drukowano również dzieła wybitnych pisarzy doby Oświecenia: Kniaźnina, Kołłątaja, Staszica, Karpińskiego, Naruszewicza, Trembeckiego, Niemcewicza, Racina, Monteskiusza, Rousseau, Moliera, Woltera. Oficynę Grölla opuściły najważniejsze dzieła epoki: „Kodeks” Andrzeja Zamojskiego i „Konstytucja 3 Maja”. Największą poczytnością cieszyły się jednak „Kalendarze polityczne dla Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego”, które rozchodziły się w kilkudziesięciotysięcznych nakładach.

Najpopularniejsze dzieła z drukarni Grölla często przedrukowywano, nie pytając zazwyczaj o zgodę. Prym w tym pirackim procederze wiedli lwowscy drukarze. Po I rozbiorze Lwów znalazł się w granicach zaboru austriackiego – nie miał więc Gröll szans na uzyskanie odszkodowań od nieuczciwych drukarzy. Umieszczał natomiast na ostatniej stronie swoich dzieł mocno naiwną inskrypcję: „ Siódme przykazanie nie kradnij. Cóż to znaczy? Powinniśmy się Boga bać i jego kochać, ażebyśmy bliźniemu naszemu jego pieniędzy ani żadnej własność i nie odbierali, ani też fałszywym towarem lub zakazanym handlem sobie ich nie przywłaszczali, ale owszem powinniśmy mu dopomagać, jego dobra i pożywienia polepszać i od wszelkiej szkody bronić. Kto kradł, niech więcej nie kradnie”.

Drukarnia Grölla wydawała nie tylko książki. To właśnie u niego drukowano „Zabawy przyjemne i pożyteczne”. Było to pierwsze w Polsce pismo literackie. Redagowali je kolejno: Aldenbrandy i Naruszewicz.

Michał Gröll jako jeden z pierwszych wydawców wprowadził instytucję honorariów autorskich. Nie były to stawki wysokie: pojęcie :chudy literat” pochodzi właśnie z tego okresu. Anonimowa fraszka najlepiej chyba opisuje sposób traktowania autorów:

Mój poeto, co u kara,

Za sto wierszy, chcesz dukata?

Tytuł rytu i okładki,

Druki nowe, papier rzadki,

A więc wiersze, policz proszę.

Nie wypadną po dwa grosze!

Stanisław August wysoko cenił zasługi Grölla dla polskiej kultury. W 1777 roku przyznał mu tytuł konsyliarza nadwornego i odznaczył medalem „Merentibus”, którym wyróżniano tylko najbardziej zasłużonych da kraju.

W okresie insurekcji kościuszkowskiej, stary już Gröll (miał wówczas 72 lata) przystąpił do powstania. Na użytek władz powstańczych oddał swoją drukarnię. W 1795 roku przekazał drukarnię zięciowi, Jerzemu Ragoczemu. Pozostawił sobie jedynie księgarnię, którą prowadził z synem, aż do śmierci w 1795 roku.

Andrzej Zaranek

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto