- Opryszczka u karpi? Pierwsze słyszę! U nas na pewno tego nie ma! - deklaruje Ryszard Krawczyk, szef dużego Gospodarstwa Rybackiego w Zbąszyniu. Pytamy jednak, czy w takim zdarzeniu losowym nie upatruje szansy zarobku dla swej spółki. Być może wschodnie karpie, jako chore, są niejadalne i na tamtejszy rynek mogłyby przed świętami wskoczyć nasze, zdrowe ryby. R. Krawczyk tłumaczy, iż to jest jednak... nieopłacalne.- Po pierwsze, transport na wschód dużo by kosztował - tłumaczy. - Po drugie, mamy na miejscu swoich stałych kontrahentów, których nie możemy zawieść. Są to odbiorcy indywidualni, sklepy, GS-y... Po trzecie, nie hodujemy wielkiej ilości karpia, mamy zaledwie 20 ha „karpników". Być może sprawą zainteresują się więksi producenci, np. Osiecznica lub Żary.Zdzisław Banaszak, dyrektor spółki „Karp" - Gospodarstwo Rybackie w Osiecznicy oczywiście słyszał o opryszczce. - Dziwne byłoby, gdybym nie słyszał - słusznie uważa „pan na 400 ha stawów" hodowlanych. Jednak podobnie jak jego kolega ze Zbąszynia nie ekscytuje się chorobą wschodnich karpi. Ale wie, iż dotarła do nas za pośrednictwem karpi kolorowych z Izraela, zna nawet łacińską nazwę choroby. I uważa, że jest nieszkodliwa dla ludzi.- Nie przewiduję sprzedaży naszych ryb na wschodzie, gdyż 100 proc. planowych odłowów mamy zakontraktowane tutaj - stwierdza Z. Banaszak. Jego zdaniem, nie ma też wielkich szans na zysk ze sprzedaży wigilijnych karpi, gdyż ceny nie powinny zbyt wysoko skoczyć. Kilogram może iść najwyżej za około 10-15 proc. wyższą cenę niż w roku minionym, czyli gdzieś w granicach 13 zł za kilogram.- Pod warunkiem, że media nie podkręcą atmosfery i nie wywołają paniki - sugeruje dyr. Banaszak. Opinię, iż media już zrobiły niedobrą robotę ma Irena Kramer, specjalistka, lekarz ichtiopatolog z Międzychodu. Mówi o programie telewizyjnym Elżbiety Jaworowicz, gdzie padły słowa o „zarazie" wśród karpi.- Przede wszystkim należy wyjaśnić, iż nie jest to żadna opryszczka, tylko choroba wirusowa zwana KHV, która jest niebezpieczna, ale tylko dla karpia i ryb kolorowych - tłumaczy I. Kramer. - Dlatego też duże hodowle prowadzą badania profilaktyczne w ciągu roku, a także przed sprzedażą. Każde gospodarstwo rybackie, takie jak Osiecznica czy Żary, jest nadzorowane i ma numer weterynaryjny. Gdy zaś przekazuje ryby do sprzedaży, to sprzedawca - nawet w sklepie - powinien mieć dokument badania ryb, tzw. oceną zdrowotności karpi. W przeciwnym razie sprzedaje je nielegalnie.Pani doktor podpowiada, że o taki papier każdy z nas ma prawo zapytać i żądać okazania. To żeby mieć pewność, iż kupujemy zdrowe ryby. Autor artykułu: Eugeniusz Kurzawa
Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie przyjechał do Leszna
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?