Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

St. Germain, muzyczny most między Europą i Afryką [ROZMOWA NaM]

Marcin Śpiewakowski
Wywiad z St. Germain
Wywiad z St. Germain materiały prasowe
St. Germain pod koniec lat 90. wywrócił scenę elektroniczną do góry nogami, zagrał potężną trasę koncertową i zniknął na prawie 15 lat. Dziś powraca z albumem zatytułowanym znacząco "St. Germain", na którym spełnia swoje wielkie muzyczne marzenie - łączy elektronikę z pieśniami nomadów z Sahary. Na płycie obok siebie słyszymy tradycyjne afrykańskie instrumenty i gitary elektryczne, saksofon i pianino. Porozmawialiśmy z artystą o tym ambitnym przedsięwzięciu na kilka dni przed koncertem, który zagra 5 listopada w warszawskiej Stodole.

Marcin Śpiewakowski: Powiedziałeś kiedyś: “słuchanie muzyki elektronicznej nie sprawia mi przyjemności”. To dość mocne słowa w ustach kogoś, o kim mówi się, że zrewolucjonizował muzykę house i kto właśnie nagrał album z muzyką taneczną.
Ludovic Navarre (St. Germain): Myślę, że płyta “St. Germain” to coś więcej niż album z muzyką elektroniczną. Zresztą, nie śledzę już od dawna tego, w jaką stronę rozwija się ten gatunek, a przez ostatnich dwadzieścia lat zagrałem jako DJ może ze trzy czy cztery razy. Od samego początku kariery interesowało mnie granie muzyki na żywo z zespołem. Z drugiej strony, kocham deep house w wykonaniu artystów z południa Afryki. Kiedy słucha się takich artystów, jak Black Coffee, Culoe de Song czy Boddhi Satva, od razu rozpoznaje się ich charakterystyczne brzmienie i sposób produkcji. Poleciłbym też Atjazz, który zremiksował „Real Blues” z mojej nowej płyty – to artysta, który od dawna współpracuje z afrykańskimi muzykami.

Skąd wzięła się Twoja fascynacja muzyką z Afryki?
Któregoś dnia trafiłem w Internecie na nagrania śpiewów malijskich myśliwych. Brzmiało to jak pieśni religijne – bardzo długie, powtarzające się, hipnotyczne utwory. A z afrykańskimi muzykami zacząłem pracować po raz pierwszy przy okazji remiksu utworu „Musical Génocide”, który zrobiłem kilka lat temu. W Paryżu – jeśli dobrze poszukać – można znaleźć sporą malijską społeczność, która żyje w bardzo tradycyjny sposób. Tam znalazłem muzyków, których szukałem i zaczęliśmy razem pracować nad płytą.

Czytaj też: Fink: "Gdybym napisał blues z tradycyjnym tekstem o tym, że nie stać mnie na buty, a moja kobieta źle mnie traktuje, nie byłoby to prawdziwe" [ROZMOWA NaM]

Co jest tak interesującego w afrykańskiej muzyce?
W Mali szukałem tak naprawdę korzeni muzyki. Od zawsze moim ulubionym gatunkiem muzycznym był blues. Myślę, że są dwa rodzaje bluesa – afrykański i amerykański. Starałem się połączyć obie te odmiany m.in. w utworze „How Dare You”. Z kolei w „Real Blues” wykorzystuję głos legendy bluesa ze Stanów Zjednoczonych, Lightnin’ Hopkinsa, i nakładam go na muzykę graną przez malijskich muzyków.

Których afrykańskich muzyków cenisz? Gdzie ktoś, komu spodobała się Twoja nowa płyta, powinien rozpocząć poszukiwania?
Z tradycyjnej malijskiej muzyki na pewno mogę polecić legendarnego Ali Farka Touré i Vieux Kante, mistrza afrykańskiej lutni n’goni. Jest jeszcze Nahawa Doumbia, wielka diwa i niezwykle ważna postać na scenie muzycznej w Mali.

Nahawa Doumbia wystąpi w Warszawie pod koniec listopada w Pardon, To Tu. Więcej na ten temat przeczytasz tutaj: Koncerty w Pardon, To Tu. Zobacz, kto wystąpi w listopadzie 2015

Opowiedz mi o masce, która znalazła się na okładce płyty i zawisła przy wejściu do Stodoły, w której grasz koncert. Skąd wziął się ten pomysł?
Kiedy mieszkałem w dzielnicy Montmartre w Paryżu, na ścianie obok wejścia do domu przymocowałem właśnie taką maskę. Wykonał ją Gregos, francuski artysta miejski. Uwielbiam jego prace. Na potrzeby okładki płyty “St. Germain” Gregos wykonał gipsowy odlew mojej twarzy, który następnie obsypaliśmy piaskiem tak, by powstał kształt kontynentu afrykańskiego. Wykorzystujemy je przy promocji trasy i płyty.

Na początku minionej dekady przerwałeś karierę ze względu na wyczerpujące trasy koncertowe. Jak się czujesz znów jeżdżąc po świecie?
Między 2000 a 2002 r. zagrałem ponad dwieście pięćdziesiąt koncertów w klubach i na festiwalach na całym świecie, było to bardzo wyczerpujące doświadczenie i potrzebowałem odpoczynku. Podczas mojej ostatniej trasy koncertowej występowałem wspólnie z naprawdę wielkimi gwiazdami. Grałem z Herbie Hancockiem, Monty Alexandrem, Ernestem Ranglinem i Claudem Nougaro, fanastycznym francuskim wokalistą jazzowym i poetą. To wszystko legendy jazzu, ludzie o naprawdę otwartych umysłach. Pomału zaczynają pojawiać mi się pomysły, z kim chciałbym zagrać w przyszłym roku. Znowu jestem podekscytowany i cieszę się, że mogę grać ludziom nowy materiał z nowymi muzykami. Po miesiącu prób jesteśmy bardzo zadowoleni z rezultatów.

Jak będzie wyglądać koncert w Warszawie? Czego możemy się spodziewać?
Koncert potrwa około półtorej godziny. Na scenie będzie można zobaczyć i usłyszeć tradycyjne malijskie instrumenty, takie jak kora n’goni, gitara kamele n’goni i balafon – czyli, powiedzmy, afrykański odpowiednik ksylofonu. Zagrają na nich ci sami ludzie, których można usłyszeć na płycie. Skład uzupełnią pianista, perkusjonista i saksofonista, którzy grali ze mną podczas poprzedniej trasy koncertowej. W sumie daje to osiem osób.

Czytaj też: St. Germain w Warszawie. Wygraj bilety na koncert w Stodole!


Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto