Stargardzianka skarży się na kierowcę MZK. Twierdzi, że przez niego ma wyrwany staw barkowy

Pani Józefina przez najbliższe trzy miesiące musi chodzić w rękawie ortopedycznym. Czeka ją rehabilitacja. A wszystko przez nieprzyjemne zdarzenie w autobusie, w środę, 7 lipca. Tamtego dnia wsiadła do autobusu linii nr 18 na przystanku przy ulicy Kościuszki w Stargardzie.
– Do przystanku obok cmentarza stałam, bo nie było wolnego miejsca – opowiada 78-latka. – Później pewna pani, która jechała z dzieckiem, ustąpiła mi swoje. Chciałam podejść, żeby usiąść. To był dosłownie kawałeczek. W tym momencie autobusem mocno szarpnęło, bo kierowca skręcił. Zaczęłam się wić z bólu.
Do zdarzenia doszło około godz. 12.20. Starsza pani twierdzi, że kierowca widział, że coś jej się stało, ale wcale nie zareagował. Mówi, że nie wysiadł nawet z kabiny tylko pojechał dalej. Kobietą zaopiekowali się pasażerowie.
– Jakoś dojechałam do placu Wolności – kontynuuje kobieta. – Pani, która wcześniej ustąpiła mi miejsce, pomogła mi wysiąść. Ból po prawej stronie ciała był okropny. Wylądowałam w szpitalu. Okazało się, że mój stan jest kiepski.
Lekarze ze stargardzkiegoszpitala zostawili panią Józefinę w szpitalu na dobę. Okazało się, że ma wyrwany staw barkowy. Po półgodzinnym zabiegu założono jej rękaw ortopedyczny.
– Ten kierowca powinien zostać jakoś ukarany – mówi pani Bernadetta, córka poszkodowanej. – On jechał tym autobusem tak, jakby wiózł kartofle. Zresztą nie tylko on jeden tak jeździ. Będziemy domagać się odszkodowania od przewoźnika.
Dyrektora Miejskiego Zakładu Komunikacji poprosiliśmy wczoraj o zajęcie stanowiska w tej sprawie. Obiecał ją wyjaśnić.
– Potrzebujemy na to trochę więcej czasu – tłumaczy Marek Jarmoluk z MZK. – Na linii nr 18 jeździło w tym dniu pięciu kierowców. Będziemy z nimi rozmawiać. Dotychczas żaden raport kierowcy w tej sprawie do nas nie dotarł.