Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sting zagrał w Łodzi- oczarował także nas (zdjęcia)

redakcja
redakcja
Wyjątkowo surowa scenografia, brak efektów specjalnych i sześciu muzyków na scenie- tym charakteryzował się środowy koncert Stinga w łódzkiej Atlas Arenie. Po raz kolejny artysta udowodnił, że aby oczarować publiczność, nie musi się uciekać do żadnych sztuczek.

Trasa „Back to Bass" obfituje w hity, które nie tylko fani Stinga i „The Police" znają na pamięć. Były więc zarówno "If I Ever Lose My Faith In You ", „Englishman In New York", "Fields Of Gold", jak i "Message In A Bottle". Interakcję z fanami dało się wyczuć od początku, ale szczególnie w końcówce "Fields Of Gold", kiedy cichy głos wokalisty i dźwięki gitary powoli nikły w rytm miarowych oklasków. Artysta przywitał się po polsku z wypełniającą halę do ostatniego miejsca publicznością (a był to jego trzeci w tym roku koncert w Polsce, w ramach tej trasy). Kilka razy dziękował i żartował- pijąc wodę z butelki zapewniał, że to "polish vodka". Po tym, jak otrzymał od fanów maskotkę- lisa, próbował nauczyć się tego słowa, po czym stwierdził, że skoro on próbował mówić w naszym języku, to teraz my zaśpiewamy po angielsku. Nikogo do tego nie trzeba było namawiać- głosy z przed sceny słychać było praktycznie w każdym kawałku, ale wspólne odśpiewanie „Heavy Cloud, No Rain" miało dzięki temu swój niezwykły wymiar.Muzyk zagrał przy rewelacyjnym akompaniamencie Dominika Millera (gitara), Vinnie Colaiuta (perkusja), Davida Sanciousa (keyboard)  i skrzypka Petera Tickella, któremu podczas solówki w „Driven To Tears" aż popękało włosie w smyczku. Towarzysząca Stingowi po raz kolejny jazzowa wokalistka Jo Lawry ekspresyjny popis talentu dała w „The Hounds Of Winter" i zagranej na bis piosence „Desert Rose".Tego wieczoru zabrzmiały jeszcze nostalgiczne „Shape Of My Heart",  "Wrapped Around Your Finger", "I Hung My Head", „End Of The Game". Muzyk odbył prawdziwą podróż po 25 latach swojej solowej kariery, proponując także „Every Little Thing She Does Is Magic", „Seven Days", „Demolition Man", czy prościutką "De Do Do Do, De Da Da Da". Wszystko w ciekawych, czasem zaskakujących aranżacjach, w których nawet stali bywalcy jego koncertów mogli doszukać się czegoś nowego. Dało się jednak wyczuć, że artysta wrócił do korzeni i swoje sztandarowe przeboje chce zaprezentować w wersjach jak najbardziej zbliżonych do oryginalnych. Koncert już tradycyjnie kończyła „Roxanne", tym razem w przedłużonej wersji jazz z elementami reggae.Ale widowni ciągle było mało. Artyści wychodzili na scenę jeszcze dwa razy, a na bis zaśpiewali łącznie aż pięć piosenek. Co prawda elementu zaskoczenia nie było- wszystkie dostępne są na oficjalnej setliście- ale i tak entuzjazm, jaki wykazywali po dwugodzinnym występie zasługuje na szacunek. Oprócz „Desert Rose" zabrzmiały jeszcze „King Of Pain", obowiązkowy na każdym koncercie „Every Breath You Take", „Next To You" i na koniec spokojne- chyba na ostudzenie emocji"- „Fragile".Sting, który w tym roku skończył 61 lat, na scenie wyglądał jakby czas się dla niego zatrzymał udowadniając, że prawdziwym artystom do stworzenia wspaniałego show wystarczy kilka instrumentów i mikrofon. Dodatkowo zwyczajnie bawił się, co w przeszłości nie zawsze się zdarzało, zarówno muzyką, jak i reakcjami publiczności, które wyraźnie sprawiały mu przyjemność.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto