Miejscowa młodzież zorganizowała marsz milczenia, żeby upamiętnić tragiczną śmierć kolegi. Łukasz Tomala zginął 5 czerwca w czasie pracy.
Został zmiażdżony przez maszynę produkującą butelki w zakładzie firmy Intersilesia McBride w Strzelcach Opolskich. Dokładnie w trzy miesiące po tej tragedii przeszli w marszu milczenia ulicami miasta.
- Chcemy oddać hołd Łukaszowi - powiedział Krzysztof Malajka, jeden z organizatorów marszu. - Naszym celem jest też zwrócenie uwagi, że postępowanie wyjaśniające śmierć Łukasza musi być przyśpieszone. Mijają trzy miesiące od wypadku i nic nie słychać, żeby się z tym działo coś konkretnego, jest kompletna cisza.
W marszu poza młodzieżą uczestniczyli rodzice chłopca oraz - na prośbę ojca Łukasza - członkowie Klubu Społecznego Inspektora Pracy przy zarządzie regionu "Solidarności".
- Dla nas to jest straszna tragedia - powiedziała matka Łukasza. - Chcemy mu w ten sposób oddać mu hołd, bo uważamy, że on na to zasłużył.
Uczestnicy pochodu w milczeniu przeszli spod bloku, gdzie mieszkał Łukasz Tomala, potem głównymi ulicami miasta w stronę zakładu, gdzie zginął. Po drodze zatrzymali się na chwilę przed siedzibą Prokuratury Rejonowej i przed sądem. Tam rozciągnęli 10-metrową, biało-czerwoną flagę z napisem "Na zawsze w naszych sercach" i datami urodzin oraz śmierci Łukasza.
- Chcieliśmy w ten sposób pokazać, że muszą być wyjaśnione przyczyny tego wypadku - podkreślał Malajka.
Manifestacja zakończyła się pod siedzibą Intersilesii McBride. Uczestnicy marszu zatrzymali się na ulicy, przed zakładem. Nie weszli na parking.
- To teren firmy, nie wolno nam tu wejść - tłumaczyli. Do zakładu weszli jednak rodzice Łukasza. Jego ojciec prowadził słaniającą się, szlochającą żonę. Złożyli oni kwiaty i zapalili znicze w miejscu, gdzie zginął ich syn.
- Nikt z zarządu firmy do nas nie przyszedł - mówili po wyjściu z zakładu. - Podszedł jedynie kierownik hali i powiedział "dzień dobry". To przykre, że nie stać ich chociaż na tyle. O wiele więcej klasy i honoru ma strzelecka młodzież, która jest z nami od 5 czerwca.
- Nie wiedziałem, że ci państwo są na terenie zakładu - powiedział nam Wojciech Mazurek, dyrektor operacyjny firmy. - Nikt nas nie poinformował o tym. Gdybym wiedział, oczywiście poszedłbym do nich. Zależy nam na wyjaśnieniu przyczyn tej tragedii.
Inspektor Pracy prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Badane są dwa główne wątki - czy maszyna była dostatecznie zabezpieczona oraz czy ktoś z pracowników nie popełnił jakiegoś błędu. Raport z tego dochodzenia ma być gotowy do połowy września i wtedy ma trafić do prokuratury, która zdecyduje, czy postawić komuś zarzuty.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?