Szaleni dowódcy, mali bojownicy... Najmocniej utrwalone mity o Powstaniu Warszawskim [GALERIA]
Szaleni dowódcy?
Błędy popełnione na najwyższym szczeblu - a było ich bez liku - rzutują automatycznie na postrzeganie całości powstańczych kadr dowódczych. To bardzo krzywdzące dla dziesiątków oficerów średniego i wyższego szczebla, którzy bynajmniej nie byli zwolennikami samobójczych ataków, nie lekceważyli życia swoich ludzi i cywili i starali się nie podejmować pochopnych decyzji. Więcej - często starali się też ograniczać tragiczne skutki błędów popełnianych przez swoich przełożonych. Należeli do nich choćby płk Mieczysław Niedzielski "Żywiciel" czy ppłk Jan Mazurkiewicz "Radosław" . Ich zgrupowania stosunkowo długo utrzymały zdolność bojową (choć prawdą jest też zgrupowanie "Radosław" straciło do końca września... 90 proc. stanu osobowego), ich żołnierze zaś ufali swoim dowódcom i doceniali ich roztropność. Warto też pamiętać o Kazimierzu Iranku-Osmeckim, który najpierw ostrzegał swoich kolegów z KG AK o koncentracji niemieckich dywizji pancernych w rejonie Warszawy i próbował powstrzymać decyzję o wybuchu powstania i któremu potem przypadła niewdzięczna rola negocjatora kapitulacji powstania z polskiej strony. To między innymi jemu zawdzięczali powstańcy stosunkowo dogodne jak na sytuację i niemieckie praktyki warunki swego poddania się - przede wszystkim fakt, że byli traktowani jako jeńcy wojenni, a nie zbuntowani cywile. Owszem więc - niekompetencja, niezdolność do oceny realnej sytuacji oraz liczne błędy strategiczne i taktyczne popełniane przez Tadeusza "Bora" Komorowskiego, Leopolda Okulickiego "Niedźwiadka" czy dowódcę powstania płk Antoniego Chruściela "Montera" nie powinny zostać zapomniane. Ale oprócz nich warto też pamiętać o tych oficerach, którzy zupełnie inaczej rozumieli swoją dowódczą odpowiedzialność.