Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szczepłek: Smuda miał tylko trzech graczy światowej klasy. Nawałka ma ich więcej

Redakcja
Stefan Szczepłek, dziennikarz i komentator sportowy, widział na żywo tysiące meczów, był na mistrzostwach świata, Europy, finałach Ligi Mistrzów, czyli tam, gdzie rodziła się historia sportu. Rozmawiał z najlepszymi piłkarzami globu. W swojej kolekcji ma wszystko, co związane z piłkarskim światem - korek od szampana po wygranym przez Real finale Ligi Mistrzów, trzy tysiące książek sportowych i siedemset koszulek. A jego pierwszą wystawę w Pałacu Kultury otwierał Sepp Blatter. Nam Stefan Szczepłek opowiedział o nadziejach na Euro 2016, ale też o tym, gdzie trzyma swoje zbiory.

Czy gdyby Maciej Rybus i Paweł Wszołek nie doznali kontuzji, pojechaliby na Euro 2016 do Francji?

Rybus na pewno. Wszołek miał duże szanse, choć tak naprawdę kandydatem do kadry stał się dopiero w ostatniej chwili. Wcześniej nie grał w żadnych meczach eliminacyjnych, wystąpił w jednym sparingu, gdzie dobrze się zaprezentował. To dawało pewne podstawy do stawiania go w gronie tych, którzy pojadą do Francji, natomiast czy rzeczywiście znalazłby się w tej kadrze? Trudno mi powiedzieć.

A może ktoś znalazł się tam nie do końca zasłużenie albo kogoś zabrakło?

Każdy będzie miał w tym temacie swoją opinię, a podstawy do głoszenia takich opinii bywają bardzo różne. Najwięcej o tych piłkarzach wie Adam Nawałka, co nie znaczy, że trener jest nieomylny. Moim zdaniem jest co najmniej dwóch zawodników, którzy tej reprezentacji do przodu za bardzo nie popychają. Przede wszystkim obrońca Thiago Cionek, choć trenerowi bardzo podoba się jego gra. Widocznie ma z nim związane jakieś konkretne plany. Takie jest prawo szkoleniowca – może powołać każdego, kogo uzna za wartościowego dla reprezentacji.

Drugim piłkarzem, który mnie nie przekonuje, jest Krzysztof Mączyński. Ale skoro trener uważa, że pasuje do drużyny, to najwyraźniej jest potrzebny. Dopóki reprezentacja gra dobrze, nikt nie będzie Adama Nawałki z tego rozliczał. Jeśli zacznie grać słabo, wówczas zaczną pojawiać się krytyczne opinie.

Andrzej Banaś

A Karol Linetty? On w meczu towarzyskim z Holandią nie pokazał się z najlepszej strony, wydawał się zagubiony na boisku.

Tym spotkaniem z Holandią bym się za bardzo nie przejmował. Proszę zwrócić uwagę na grę innych finalistów. Bardzo często są krytykowani. Niemcy też przegrali swój mecz ze Słowacją 1:3. To jest normalne na tym etapie przygotowań. Tuż przed turniejem żaden piłkarz nie da z siebie wszystkiego, zawsze jest też obawa o kontuzje. Poza tym to ostrożność, aby nie pokazywać obserwatorom wszystkiego, nie zdradzać swoich mocnych stron. W przeszłości było tak samo. Kiedy kadra Kazimierza Górskiego jechała na mistrzostwa świata w 1974 roku, przegrała mecz towarzyski z Polonią Bytom, czyli drużyną ligową. Mówiono wówczas: „Po co oni tam jadą? Tylko wstyd nam przyniosą”. A oni zajęli wtedy trzecie miejsce.

Wracając do Linettego, to bardzo utalentowany piłkarz, ale nie bardzo rozumiałem zmianę, którą zrobił trener Nawałka. To, że zdjął z boiska Lewandowskiego, jestem w stanie zrozumieć, wolał uniknąć urazu, chciał dać mu odpocząć. Wprowadził więc Linettego, który jednak nie jest środkowym napastnikiem, więc nie bardzo wiedział, gdzie ma grać. W rezultacie drużyna zupełnie przestała grać, bo nagle się okazało, że na boisku nie ma napastnika i wszyscy byli lekko zdezorientowani. Ale ja bym się tym wszystkim nie przejmował.

Jak obecna kadra wypada w porównaniu z tą sprzed 4 lat, którą prowadził Franciszek Smuda?

Ta jest lepsza. Z tamtej reprezentacji zostało sześciu zawodników: Wojciech Szczęsny, Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, Kamil Grosicki i Jakub Wawrzyniak. Reszta to zupełnie nowi piłkarze. Ale wszyscy są o 4 lata starsi i mają większe doświadczenie. Smuda miał tylko trzech zawodników światowej klasy i wszyscy trzej grali w Borussii Dortmund. Nawałka ma ich dużo więcej. Nie chodzi tylko o to, że grają w zagranicznych klubach, ale o to, że są tam faktycznie bardzo dobrzy na swoich pozycjach. Nie dotyczy to tylko Lewandowskiego, Piszczka czy Błaszczykowskiego, ale też Krychowiaka, Glika i każdego z trójki bramkarzy.

Gdyby brać pod uwagę tylko to, to jest to bardzo dobra drużyna. Sami widzimy jednak, że drużyna gra raz lepiej, raz słabiej. Zakładam, że szczyt formy przypadnie na Euro, bo po to są te wszystkie badania, zgrupowania i mecze. Choć takie same przewidywania miałem przed poprzednimi turniejami, np. w 2002, 2008 czy 2012 i nigdy się to nie sprawdziło.

Zawsze był ten standardowy układ: pierwszy mecz normalny, drugi o wszystko i trzeci o honor. Mam nadzieję, że teraz tak nie będzie.

Przyglądałem się specjalnie drużynie Irlandii w meczu z Białorusią, który Irlandczycy wygrali 3:0. Uważam, że pomiędzy naszym zespołem a Irlandią jest różnica trzech bramek. Powinniśmy wygrać 3:0 i spokojnie myśleć o kolejnych spotkaniach. Pierwszy mecz będzie kluczowy.

Po jakich piłkarzy chętniej sięga Nawałka, a jakich wolał Smuda?

Każdy trener stara się oczywiście wybierać najlepszych, którzy pasują do siebie również pod względem mentalnym. Nie zawsze jest tak, że grają najlepsi, bo nie zawsze pasują do innych. Adam Nawałka skorzystał z najlepszych w tej chwili polskich piłkarzy. Nie postawię mu zarzutów, że wziął kogoś słabszego, a nie wziął lepszego. Zabrał do Francji 23 najlepszych.

Andrzej Banaś

W kadrze jest kilku młodych zawodników, którzy gdzieś muszą zdobywać doświadczenie. Będą mieli okazję zagrać, czy Euro to nie miejsce na eksperymenty?

Wiele będzie zależało od tego, jak ułoży się sytuacja. Jeśli zaczniemy turniej od zwycięstwa, to droga będzie łatwiejsza, a kolejne mecze nie będą miały aż takiego ciężaru gatunkowego. W związku z tym trener będzie mógł sobie pozwolić na sprawdzenie, choćby przez parę minut, tych młodych zawodników, o których wiemy, że będą rezerwowymi. Natomiast jeśli do ostatniej chwili będziemy grali o awans, to wtedy obawiam się, że trener nie będzie ryzykował. Może być wówczas tak, że będą zbierali doświadczenie, siedząc głównie na ławce. Ale to jest standard i takie obycie na dużych, międzynarodowych zawodach też się liczy.

Czyli dobrze się złożyło, że mecz z Irlandią, teoretycznie najsłabszym przeciwnikiem, jest pierwszy?

Moim zdaniem tak, bardzo dobrze. Nie można zakładać oczywiście z góry, co się wydarzy, bo to w piłce nożnej bywa zgubne. Gdybyśmy wygrali z Irlandią i nawet jeśli przegralibyśmy z Niemcami, to w dalszym ciągu mamy szanse na dalszą grę, ale wówczas spotkanie z Ukrainą nie będzie meczem o honor, a meczem o awans. I to on będzie miał wtedy największe znaczenie. A może też być tak, że my po dwóch meczach już będziemy spokojni i to trzecie spotkanie nie będzie o wszystkim decydować.

Po zwycięstwie z Niemcami w Warszawie kibice zaczęli oczekiwać od reprezentacji, że będzie wygrywać zawsze, a przynajmniej, że skończą się sromotne porażki. Czy rzeczywiście mamy szanse zagrozić Niemcom na turnieju tak ważnym jak Euro?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Graliśmy z tą reprezentacją wiele razy i wygraliśmy tylko raz. Myślę, że we Francji z nimi nie wygramy. Nawet, kiedy słyszymy o kłopotach kadrowych, to nie są one aż tak istotne. Trener ma taki wachlarz wyboru zawodników, że to nie jest dla niego problem. Ale tak jak wspomniałem, ten mecz wcale nie musi być najważniejszy.

Paweł Lacheta

W trakcie swojego wieloletniego stażu pracy był pan na wielu turniejach: mundialach, mistrzostwach Europy, finałach Ligi Mistrzów. Czuje się pan spełniony, czy jest jeszcze coś, co chciałby pan zobaczyć, gdzieś pojechać?

Rzeczywiście, miałem szczęście i mam to szczęście nadal. Czuję się spełniony, to, co chciałem zobaczyć, to zobaczyłem. Teraz też jadę na Euro, ale tylko na jeden mecz. To będą moje ósme mistrzostwa Europy. Nie mam żadnych marzeń, poza tym, żeby Polacy zagrali w finale i wygrali. Po prostu kocham piłkę i lubię oglądać mecze, niekoniecznie te na najwyższym poziomie. Nawet podczas spotkań A klasy na wsi można zobaczyć coś ciekawego, bardzo mnie takie mecze fascynują.

Jadę do Francji z przekonaniem, że to będzie wielkie wydarzenie i jestem cały w emocjach, ale nie ma porównania do tego, jak się czułem, jadąc na pierwszy duży turniej w życiu.

Które wydarzenie najbardziej zapadło panu w pamięć?

Na pierwszych mistrzostwach świata byłem w 1974 roku. To było fascynujące przeżycie, tym bardziej, że wtedy pierwszy raz w życiu leciałem samolotem, na dodatek na Zachód! W tamtych czasach to było coś wyjątkowego. Jestem tak skonstruowany, że wszystko mi się podoba i rzadko bywam rozczarowany. Zawsze spotyka mnie coś dobrego – albo z powodu gry naszych piłkarzy, albo ogólnie z powodu dobrej gry innej drużyny, której kibicuję (na mistrzostwach świata jest to zawsze Brazylia), albo z powodów turystyczno-krajoznawczych. Wbrew temu, co się myśli, praca dziennikarza sportowego nie kończy się na meczu. Jest to też praca przed i po.

Czasami jest trochę czasu, żeby coś zobaczyć. Ja dzięki piłce zobaczyłem prawie cały świat i poznałem wielu ciekawych ludzi. Nie zapomnę mundialu w Meksyku w 1986 roku. Dla mnie to było niezwykłe przeżycie kulturowe. Od wyboru Polaka na papieża minęło wówczas 8 lat i Meksykanie uznawali go też za swojego. Kiedy więc mówiło się, że jest się z Polski, mówili: „Aaa, paisano del Papa”, czyli "rodak papieża". I od razu wszystko chcieli dawać za darmo, a jeśli nie za darmo, to zawsze z dużą dozą życzliwości. Podobnie było, co mocno mnie zaskoczyło, w Korei. Zupełnie się nie spodziewałem, że tam można spotkać się z taką życzliwością, bo kultura azjatycka była dla mnie tajemnicą. Koreańczycy, którzy zupełnie nie mówią po angielsku, zawsze, chociażby językiem migowym, starali mi się wytłumaczyć, gdzie co jest. Dochodziło nawet do sytuacji, kiedy mówili, żebym wsiadł w swój samochód i jechał za nimi i potrafili tak prowadzić przez 50 kilometrów. Żeby tylko dowieźć mnie na miejsce.

Spotkał pan też wielu znakomitych zawodników. Który zrobił największe wrażenie, nie tylko jako piłkarz?

Kiedyś mieliśmy większe możliwości na rozmowę z piłkarzami sam na sam. Teraz jesteśmy trochę odseparowani od zawodników. Trudno jest zrobić z kimś porządny wywiad, nawet w Polsce. Kiedyś rzeczywiście było łatwiej i faktycznie miałem okazję rozmawiać z wieloma wybitnymi piłkarzami. Wszystko przebija jednak nie to, co spotkało mnie gdzieś za granicą, a właśnie w Polsce. Przyjechał w 2008 roku do naszego kraju Eusebio, który był wówczas, obok Pele, najbardziej znanym piłkarzem świata. Zaprosiła go Mennica Polska z okazji wybicia monety z jego wizerunkiem. Pojechał na wywiad do Telewizji Polskiej. Gdyby Dariusz Szpakowski był wówczas dostępny, to pewnie on by ten wywiad przeprowadzał. Pojechał jednak na finał Ligi Mistrzów i w studiu usiadł Włodzimierz Szaranowicz i ja. Na antenie rozmawialiśmy z nim godzinę, a potem drugą godzinę po zejściu z wizji. Okazał się tak sympatycznym człowiekiem, jak się spodziewałem, a to jest zawsze ważne, żeby ta gwiazda była taka, jak sobie wyobrażamy. A nie zawsze tak jest. Poza tym opowiedział mi wiele wspaniałych rzeczy, których nie byłem w stanie znaleźć w żadnej książce. I to wszystko jako bezpośredni uczestnik wydarzeń. No z paroma takimi zawodnikami rozmawiałem, zdarzyło się... (śmiech).

W żaden sposób nie staram się tym chwalić, chociaż jak piszę swoje książki, które mają osobisty charakter, czasem daję tam jakieś swoje zdjęcie z gwiazdą. Z największą zazdrością kolegów spotyka się moje zdjęcie z Georgem Bestem (legenda Manchesteru United - red.). Tym bardziej, że ja z nim rzeczywiście piłem piwo. A to jest legenda! Mam to poczucie, że miałem do czynienia z ważnymi osobami, które zapisały się w historii nie tylko futbolu, ale świata.

Przy okazji jednego z meczów spotkałem się z Janem Pawłem II. Najpierw, kiedy godzinę czekałem na audiencję, układałem sobie w myślach, co mu powiem. Ale jak już podszedłem do papieża, o wszystkim zapomniałem (śmiech). Tego się nie da zaplanować i przewidzieć.

Buty używane przez Sebastiana Milę w Lechii Gdańsk i w reprezentacji Polski.materiały prasowe

Powiedział pan, że na mistrzostwach świata zawsze kibicuje Brazylii. A na Euro, poza Polską?

Nie mam swojej ulubionej drużyny. Co pewien czas ktoś mi się szczególnie spodoba, ostatnio Hiszpania, kiedyś Holandia. To się zmienia.

A czy teraz Hiszpania ma szansę powtórzyć sukces z Euro 2012?

Tak, jak najbardziej. Nawet w kontekście tego, co spotkało ich na mundialu w Brazylii (Hiszpania, która była obrońcą tytułu, nie wyszła wówczas z grupy - przyp. red.).

W dniu inauguracji Euro startuje też pana wystawa w Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Kiedy i dlaczego zaczął pan zbierać gadżety, pamiątki i przedmioty związane z piłką nożną?

Zaczynałem, kiedy miałem mniej więcej 10 lat. Najpierw zbierałem autografy piłkarzy. To było proste, bo nie było prawie żadnej ochrony, tylko panowie, którzy nazywali się porządkowymi. Przymykali trochę oko na takich dzieciaków, jak ja. Później zacząłem też zbierać bilety z meczów, na których byłem, a potem zaczęło się to rozrastać. Zacząłem kupować książki sportowe, które w Polsce długo nie były dostępne. Cykl wydawniczy wynosił wówczas 2-3 lata, dzisiaj to jest miesiąc. Zbierałem to wszystko, bo chciałem mieć coś, co się wiąże z czymś, co lubię.

Z czasem, kiedy stałem się dziennikarzem i miałem większe możliwości, to wszystkie zbiory stały się bardziej usystematyzowane. Wtedy zaczęły pojawiać się koszulki piłkarskie, programy meczowe, buty, piłki, szaliki. Z tym wszystkim wiąże się historia. To wiedza o modzie, jak zmieniały się godła klubowe czy reprezentacji, bo niektórych krajów przecież już nie ma. W każdym razie zrobiła się z tego kolekcja, w kilku przypadkach, największa w Polsce. Koszulek mam w tej chwili około 700, ale takich, które zainteresują każdego, to powiedzmy, że 300. Do tego dochodzi 3 tysiące książek. O ile mi wiadomo, to jedna z największych, prywatnych bibliotek z książkami sportowymi w Polsce.

Koszulka, Brazylia, 2008 r., Ronaldinho. Ronaldinho zdobył wraz z reprezentacją Brazylii Mistrzostwo świata w 2002 r.materiały prasowe

Kiedy zorganizował pan pierwszą wystawę?

Nie zbierałem tego, żeby się tym powszechnie chwalić. Ale kiedy zbliżał się mundial w 2002 roku w Korei i w Japonii, ktoś mi zaproponował zrobienie wystawy w Pałacu Kultury. Miałem duże zbiory od Kazimierza Deyny, ale uznałem wtedy, że to jeszcze trochę za mało, więc poprosiłem o pomoc Polski Związek Piłki Nożnej. Wystawę otwierał wówczas prezydent FIFA Sepp Blatter. Trwała pół roku i obejrzało ją 200 tysięcy osób.

Następna odbyła się w 2012 roku w związku z Euro, znów w Pałacu Kultury i znów trwała pół roku. W czasie mistrzostw odwiedzili ją czescy kibice, którzy przyjechali do Warszawy na mecz z Portugalią. Wśród nich był też burmistrz miasta Ołomuniec, któremu wystawa spodobała się tak bardzo, że chciał ją mieć u siebie w mieście w muzeum. Faktycznie pojechała tam na dwa miesiące i podobno w tym czasie zwiedziło ją 20 tysięcy ludzi. Dyrektor muzeum powiedział wówczas: „Tu było 20 tysięcy ludzi, ale to nic! Najważniejsze, że był Karel Gott!”. To niezwykle popularny piosenkarz dawnej Czechosłowacji, ktoś taki, jak u nas Maryla Rodowicz. Później wystawa przeniosła się na Stadion Narodowy, gdzie można było ją oglądać przez 8 miesięcy.

Koszulka Zbigniewa Bońka z Juventusu Turyn i Roberta Lewandowskiego z reprezentacjimateriały prasowe

Skoro ma pan w swojej kolekcji blisko 700 koszulek i 3 tysiące książek, to gdzie pan to wszystko trzyma?

Książki mam u siebie w pokoju i często do nich sięgam, a przynajmniej do części z nich. Kilka tysięcy biletów mam w specjalnych klaserach, które też stoją na półkach. Natomiast część koszulek, butów czy piłek jest poza domem w wynajętej przestrzeni. Inaczej nie zmieściłbym tego wszystkiego w domu.

Kiedy zbliża się jakaś wystawa, moja żona jest zachwycona, bo wie, że w domu będzie w końcu trochę więcej miejsca (śmiech). Ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę, że gdybym codziennie chciał chodzić w innej koszulce, to starczyłoby mi ich na około dwa lata.

Czy spośród tych wszystkich zbiorów w pana kolekcji, jest coś, co uważa pan za najcenniejsze?

Nie da się w prosty sposób odpowiedzieć na to pytanie. Jest wiele takich rzeczy. Ta wystawa, którą można oglądać w Muzeum Etnograficznym w Warszawie od 10 czerwca, jest złożona z wyjątkowych eksponatów w sensie obiektywnym. Zarówno cennych historycznie, bo należały np. do Diego Maradony, Leo Messiego czy Franza Beckenbauera, ale też edukacyjnie. Ta wystawa ma czemuś służyć. Do tej pory były to ekspozycje czysto piłkarskie. Wystawa w muzeum pokazuje, że futbol nie zaczyna się i nie kończy tylko na boisku, że nie jest oderwany od życia i wszystko z czegoś wynika. Dowiadujemy się, skąd biorą się barwy drużyn, barwy klubów. Dlaczego Holandia ma pomarańczowe stroje, a Włosi niebieskie, chociaż nie mają ich w swoich barwach narodowych? Czemu Bayern Monachium ma 4 gwiazdki, Brazylia 5, a Juventus tylko 3? Jak wyglądała historia buta piłkarskiego? Na te wszystkie pytania odpowie wystawa, wszystko będzie opisane i będzie miało walor edukacyjny.

Koszulka Realu Madryt z podpisem Zinedine'a Zidane'a.materiały prasowe

Czy z którymś z tych przedmiotów wiąże się jakaś ciekawa historia? Dostał go pan w wyjątkowych okolicznościach?

Muzeum zaproponowało i ja na to przystałem, żebym wybrał 6-7 ważnych dla mnie przedmiotów i opisał, jak je zdobyłem i dlaczego mają szczególną wartość. Wśród nich są np. dwie cenne książki, które są dzisiaj białymi krukami. Jedna została wydana w roku 1926 - „Sztuka gry w piłkę nożną” - napisana przez Jana Weyssenhoffa, druga to księga pamiątkowa Pogoni Lwów z 1939 roku. W Polsce zostało chyba tylko kilkadziesiąt egzemplarzy tych książek.

Wśród tych przedmiotów, które wybrałem, jest też pierwsza w moich zbiorach koszulka ze słynnego meczu na Wembley z 1973 roku, w której grał angielski napastnik Mick Channon. Jest też jedyna rzecz niepiłkarska, ale ma ona związek z kolekcjonowaniem. Kiedyś spędziłem cały dzień z Renatą Mauer-Różańską, dwukrotną mistrzynią olimpijską w strzelaniu, robiąc o niej reportaż. Na pamiątkę postanowiłem sobie wziąć tarczę. Wybrałem taką, w której była dziesiątka. Poprosiłem ją, żeby podpisała się na niej. A ona spojrzała na tę tarczę: „Tego, to ja bym się panu wstydziła dać. Ja panu specjalnie strzelę”. Wzięła tarczę i strzeliła. Oprawiłem ją sobie, wisi u mnie na ścianie i każdemu, kto przychodzi, zadaję pytanie, ile widzi strzałów w tej dziesiątce. Wszyscy odpowiadają, że jeden. Ale kiedy się bliżej przyjrzyjmy, widzimy, że jest ich pięć. Jeden w drugim, co do milimetra! Mauer-Różańska trafiła dokładnie w to samo miejsce i widziałem to na własne oczy.

Inną odlotową pamiątką jest korek od szampana, którego pili piłkarze Realu Madryt po wygraniu Ligi Mistrzów w 2002 roku na Hampden Park w Glasgow. Poszedłem później do ich szatni, kiedy ich już nie było i zobaczyłem, że to wszystko tam leży.

Czegoś panu brakuje w tej kolekcji?

Nie można mieć wszystkiego. Ale jak coś dostaję, to bardzo się cieszę. Ludzie często oddają mi coś, bo wiedzą, że kolekcjonuję i że to nie zginie. Czasami dzwonią piłkarze i mówią, że słyszeli, że mam jakąś ich starą koszulkę meczową. Jest oczywiście wiele rzeczy, których jeszcze nie mam, ale niektóre z nich są po prostu zbyt drogie. Bardzo chciałbym mieć bilet z meczu reprezentacji Polski z Brazylią z mistrzostw świata w 1938 roku. Wiem, że jeden człowiek w Polsce go ma, ale to jest rzecz nie do zdobycia. Ten młody człowiek ma bilety ze wszystkich meczów na mistrzostwach świata. A z tym wiążą się duże koszta. Z moją kolekcją też, ale ja wiele rzeczy wymieniam, wiele dostaję. Dróg pozyskiwania jest sporo. Staram się też brać autografy od osób, które są związane z daną rzeczą. Od razu wtedy ten przedmiot zyskuje na wartości.

A z Francji też chce pan coś przywieźć?

Chyba nie... Dobry wynik! (śmiech) Chociaż żyje we Francji jeszcze jeden człowiek, z którym chciałbym się spotkać i zdobyć jego autograf – Raymond Kopaszewski. To piłkarz polskiego pochodzenia, który kiedyś był jednym z najlepszych piłkarzy w Europie i grał w Realu Madryt. Chciałbym mieć jego podpis na koszulce, którą przedstawiciele Realu w 1975 roku przywieźli do Warszawy i dali Kazimierzowi Deynie, namawiając go do dołączenia do klubu. Parę lat temu na tej koszulce podpisał mi się Francisco Gento i chciałbym mieć jeszcze Kopaszewskiego.

Rozmawiała Aleksandra Podgórska, dziennikarka warszawa.naszemiasto.pl
Zdjęcie główne Paweł Lacheta

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto