Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tę noc pamiętam, jakby była wczoraj

Redakcja MM Nowa Sól
Redakcja MM Nowa Sól
Redakcja MM Nowa Sól
Rozmowa z internowanym 13 grudnia 1981 r. działaczem NSZZ “Solidarność” w nowosolskim Dozamecie, Stanisławem Grabarczykiem

- Jak się rodziła "Solidarność" w Dolnośląskich Zakładach Metalurgicznych w Nowej Soli?- Tworzenie związku zawodowego "Solidarność" w Nowej Soli, rozpoczął "Dozamet". Myślę, że równolegle tworzono związek w Nowosolskiej Fabryce Nici, a jego głównym inicjatorem tam był Andrzej Geneja. Do powstania tych związków doprowadziły strajki w Gdańsku, Radomiu i Jastrzębiu w 1980 roku. Na terenie zakładu spotkałem się ze śp. Szczepanem Bąkiem i zaczęliśmy rozmawiać o tym, że wypadałoby w tak dużym zakładzie, jakim był "Dozamet", założyć związek "Solidarność". Umówiliśmy się na następne spotkanie, ale już w szerszym gronie. Do nas dwóch dołączyli m.in. Marian Furmaniak (też dziś nieżyjący) i Jerzy Hendzelek. Zredagowaliśmy pismo do ówczesnego dyrektora, Władysława Miakisza, informujące go o tym, że powstał Komitet Założycielski NSZZ "Solidarność" w Dozamecie. Przedsatwilismy dyrektorowi swoje potrzeby i pan Miakisz przyjął to pozytywnie. Otrzymaliśmy pomieszczenie, telefon, dostęp do telefaksu i radiowęzła zakładowego. Utworzone zostały struktury na wydziałach, gdzie zbierano tez deklaracje o przystąpieniu do naszego związku. Ludzie musieli wypisać się z branżowego związku metalowców, co też chętnie czynili. Przyłączyliśmy się do regionu Dolny Śląsk. Odbywały się zebrania na wydziałach, w czasie których informowaliśmy o tym, co się dzieje w Gdańsku i w całym kraju. Otrzymywaliśmy na bieżąco materiały z Wrocławia, który wówczas był prężnym ośrodkiem opozycji politycznej z inteligencją i ludźmi nauki, którzy wspierali nasz ruch.
- Czy odczuwaliście już wówczas zagrożenie stanu wojennego?- Władze długo nie chciały zarejestrować naszego związku. Stale też nad krajem wisiała groźba strajku generalnego. W "Dozamecie" przeszkadzał nam tak zwany aktyw PZPR, starych związków zawodowych, podkładano nam różnego rodzaju świnie, straszyli nas głuchymi telefonami albo takimi, w których ktoś obcy mówił nam, że może nas albo nasze rodziny spotkać nieszczęście. Szczytem absurdu było utworzenie równoległego związku "Solidarność", złożonego z członków...PZPR. Nas to męczyło, nawarstwiało się w nas coraz bardziej, człowiek ma przecież określoną odporność psychiczną. Kilka miesięcy przed stanem wojennym do zakładów przybyli komisarze wojskowi. Taki komisarz miał nawet władzę większą niż dyrektor zakładu. W "Dozamecie" komisarzem był major...lotnictwa. Widać było wyraźnie przygotowanie zakładu pod względem militarnym, żeby mieć nad nim kontrolę w razie godziny "W".
- Co się działo bezpośrednio przed ogłoszeniem stanu wojennego?- 11 listopada w rocznicę Niepodległości Polski zorganizowaliśmy zebranie wyborcze, na którym na przewodniczącego wybrano Szczepana Bąka, a ja zostałem sekretarzem Komisji Zakładowej. Do 13 grudnia przeżywaliśmy bardzo trudny okres: ciągle rzucano nam kłody pod nogi, odbywały się różnego rodzaju prowokacje. Władza chciała pokazać społeczeństwu, jaki nasz związek jest pazerny i groźny, że doprowadzi kraj do ruiny. Szczucie, pokazywanie złych stron społeczeństwu, żeby ten związek zlikwidować, nie pozwalał na normalną działalność. Parę dni przed ogłoszeniem stanu wojennego zagłuszane były telefony albo nagle milkły, coś w nich trzeszczało, pojawiały się jakieś nieznane głosy. Nie można się było dodzwonić ani do Zielonej Góry czy do Wrocławia. Nikt wtedy nie myślał o telefonach komórkowych, bo ich po prostu nie było. W każdym razie nasz zarząd w sobotę 12 grudnia przebywał w zakładzie. Nie mogliśmy się nigdzie dodzwonić ani dowiedzieć się, co tu się dzieje. Nie przeczuwaliśmy najgorszego.
- O północy z soboty na niedzielę, zaczynał się 13 grudnia, czy pamięta Pan ten dzień?- Tę noc pamiętam jakby była wczoraj. Mieszkałem wtedy pod numerem 14 na Osiedlu Kopernika, z żoną i dwoma synkami: 11- i 4-letnim. Z soboty na niedzielę, około w pół do pierwszej w nocy, załomotali do drzwi, mojego mieszkania na trzecim piętrze. Gdy im otworzyłem, stanęli przede mną: esbek w cywilu i dwóch mundurowych milicjantów. Cała rodzina się obudziła, synowie zaczęli płakać, żona się z nimi kłóciła. Jeden z milicjantów stanął przy drzwiach balkonowych, drugi został w przedpokoju. Esbek sprawdził tożsamość i kazał się ubierać. Poszliśmy pieszo do komendy powiatowej milicji, było tylko 100 metrów drogi. Zaprowadzili mnie na "dołki". Nie mogłem zasnąć już do rana. Ze mną przebywało tam także czterech innych kolegów: Bąk, Geneja, mecenas Mielnicki i z "Solidarności Rolników Indywidualnych", Nanowski. Zamieniliśmy ze sobą parę słów. Nikt nie rozumiał jeszcze położenia, w jakim się znaleźliśmy. Rano dali nam chleb z margaryną i czarną kawą zbożową. Muszę powiedzieć, że milicjanci obchodzili się z nami grzecznie: nie pchali, nie szturchali, nie obrzucali obelgami. Nie było też scen poniżających. Kazali nam wejść do milicyjnej nyski. Przeszliśmy spokojnie przez szpaler uzbrojonych milicjantów, żadnych pał nie było, czasem tylko złośliwe docinki: zachciało się wam, zobacz – solidarność...
- Później już było internowanie...- Skutych w kajdanki wieźli w kierunku Zielonej Góry. Było ok. 10.00, bo widzieliśmy ludzi idących na mszę. Na miejscu pojechaliśmy na Łużycką, otworzyła się przed nami brama więzienia. Dla mnie było to straszne przeżycie. Nigdy nie byłem w więzieniu, ani aresztowany. Dalej nie wiedzieliśmy, dlaczego tu jesteśmy, dlaczego nas tak potraktowano? Podobnie jak koledzy poddany zostałem zwyczajowej procedurze, rozebrany do naga, dokładnie sprawdzony i przeszukany. Specjalnie dla nas opróżniono z innych więźniów czwarte piętro. Po południu dano nam koc i przybory do jedzenia. W celi było radio. Usłyszeliśmy, że jest stan wojenny, a działacze "Solidarności" zostali internowani. Dopiero wtedy zrozumieliśmy swoje położenie. Zrobiło się nam przykro, ale trudno – na wolność się nie wyjdzie. Rozdzielono nas po celach, ja siedziałem w jednej z Nanowskim. Pamiętam, że było wtedy okropnie zimno. Z tego powodu krzyczeliśmy, żeby dano nam po chociaż jeszcze jednym kocu. Po pewnym czasie je przynieśli. W radiowęźle więziennym nadawano specjalne audycje, żeby nas skruszyć i złamać. Słyszeliśmy płaczące dziecko, proszące ojca, żeby wyszedł z kopalni, gdzie przebywał wśród strajkujących górników (pod kopalnią Wujek zginęło 16 górników): - My ciebie potrzebujemy. Mama płacze, my płaczemy, prosimy cię, wróć do nas. Takie i podobne audycje puszczano na okrągło. Tego kołchoźnika nie można było wyłączyć. Był tak zamontowany, że kable znajdowały się pod ścianą. Zimno, zimna woda, jedzenie zanim dojechało na czwarte piętro, też było zimne. Poza tym - same ochłapy z najgorszego mięsa. Raz na tydzień był prysznic. Można było skorzystać z biblioteki. Przez dwa tygodnie nie wychodziliśmy z cel, byliśmy bez spaceru i bez świeżego powietrza. Tyle, co się uchyliło okno. Warunki były ciężkie, smutno było. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Człowiek myślał o rodzinie i przyjaciołach.
- Uwolnienie przyszło niespodziewanie szybko...- Zgadza się, ja wyszedłem już 31 grudnia, czyli po 18 dniach internowania. Jak mnie przywitali w domu? Łzy szczęścia, dzieciaki cieszyły się, że tata jest w domu. Oglądali mnie wkoło, żeby sprawdzić, czy jestem cały. Po powrocie z internowania poszedłem na miesięczne zwolnienie lekarskie. Koledzy nie mieli tego szczęścia, zostali dłużej w więzieniach. Internowanych w Zielonej Górze przewieziono najpierw do Głogowa, a Geneję i Bąka do Ostrowa Wielkopolskiego. Tam też byłem z panią Janiną Bąk w odwiedzinach.
- Jak ocenia Pan to wszystko po tylu latach?- Uważam, że takie rzeczy nie powinny zdarzać się w demokratycznym państwie. Zresztą może to nie było państwo demokratyczne, jedynie z nazwy, udawane. To był komunistyczny terror. Mam satysfakcję, że uczestniczyłem w powstawaniu nowosolskiej "Solidarności". Teraz wiem, że nam nie tylko chodziło o to, żeby utworzyć niezależny związek zawodowy, ale także o to, żeby wygrać z systemem komunistycznym.
Dziękuję za rozmowę!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto