W sporej sali lekcyjnej zebrało się liczne, bo złożone aż z dwóch klas audytorium. W zasadzie męskie i to – jak ostrzegali organizatorzy –złożone z młodzieży w tak zwanym „trudnym" wieku. Już w trakcie spotkania odnoszę się do tej przestrogi w taki sposób, iż sam jestem w wieku dużo trudniejszym, bo określanym w polityce społecznej rządu jako „50+", a ponadto sam przecież byłem kiedyś nastolatkiem i nie wymazałem tego okresu z pamięci.
Spotkanie z przyszłymi elektrykami poczytuję sobie za zaszczyt, bo przecież kiedyś któryś z nic może zostać Prezydentem RP. Był już w naszych dziejach taki przypadek, a historia, wiadomo, lubi się powtarzać.
Aby nie sprowadzić lekcji do formuły bajki o pieprzu i dżemie (jeden pieprzy, reszta drzemie); próbuje rozluźnić nieco napiętą atmosferę i zapraszam moich sympatycznych słuchaczy do dialogu. Po każdym odczytanym wierszu oczekuję pytań, komentarzy, a może nawet protestów. Zaczynam od współczesnej wersji bajki o śpiącej królewnie, która wbrew przepisom BHP jako nie przeszkolona ukłuła się wrzecionem i oczekując na werdykt komisji badającej wypadek przy pracy, zasnęła na długie lata; obudzona wreszcie przez.. .syndyka masy upadłościowej jako osoba w wieku poprodukcyjnym z perspektywami niskiej emerytury.
Po tym wierszu pada pytanie z sali: Kim jest śpiąca królewna?
Mówiąc trywialnie: Kogo autor miał na myśli.
Propozycje padają różne: Czy ten wiersz nie dotyczy czasem polskich realiów życia codziennego, gdzie na wszystko ciągle trzeba czekać latami, czy to nie jest bajka o przegranych szansach? Takich dylematów w czasie krótkiego, bo 45 minutowego spotkania pojawiło się więcej. W bajce o owdowiałej wcześnie teściowej, której zięć przyszedł naprawić starą szafę, jakby zacierają się różnice między szafą a teściową.
„W jej wnętrzu kryły się tajemnicei mól niejeden w tym meblu siedział;bluzki, koronki, figi, spódnice;lepiej mój zięciu żebyś nie wiedział.
Dawniej w salonach wykwintnych stała,pamięta stare i dobre czasy;dziś nadwątlona i zmatowiała;gderliwie skrzypią stare zawiasy."
Na wyrażoną przez słuchaczy wątpliwość, czy nie pomyliłem teściowej z szafą, próbuję się usprawiedliwiać. Podczas pisania bywa, że pióro poniesie, jak nieujeżdżony źrebak.
Nawet szafa z teściową może się pomylić. Nie da się ukryć. W momencie opublikowania wiersza, autor traci nad nim kontrolę. Wtedy zaczyna on żyć własnym życiem i czytelnicy mogą mu nadawać treści znaczeniowe niejako według własnego uznania. Autor niczego już nie dookreśli, nic nie wyjaśni, nic nie może. Wiersz to nie pralka czy lodówka. Nie wymaga instrukcji obsługi. Albo broni się sam i przemawia do czytelnika albo go po prostu nie ma, bo nie zaistniał w świadomości odbiorców. Moi dyskutanci nie dają się jednak zwieść.
Ta szafa i teściowa w koncepcji wiersza, celowo się upodobniły do siebie.
Dalszym toku lekcji pojawia się motyw pary łabędziej podpatrywanej przez „zgorzkniałego, obleśnego i starego rozwodnika". Jak to się u licha dzieje, że pary łabędzie są takie trwałe. Ornitolodzy wiedzą doskonale, że ptaki te kojarzą się w pary raz na całe życie. Jeśli jedno z nich odejdzie z tego świata wcześniej, pozostały przy życiu łabędź czy łabędzica, żyje samotnie i nie dobiera sobie nikogo. Wiadomo również, że łabędzie są nieme z natury. Zatem nie kłócą się nigdy. Czyżby w tym tkwiła tajemnica trwałości ich związku? Rozwodnik pewny jest jednego: gdyby łabędziowi trafiła się taka partnerka, jaką on posiadał do momentu rozwodu, wspólne dni łabędziego stadła na pewno nie byłyby „ciche".
W bajce o szejku, który „na gospodarczej pustyni obcina płace ciężko pracującym na czarno wielbłądom" młodzi słuchacze bez trudu odkrywają realia współczesnego rynku pracy, tak widać charakterystyczne dla polskiego „kapitalizmu łupanego".
Lekcja kończy się nadspodziewanie szybko.
Dziękuję uczniom za udział, jeszcze wspólne zdjęcie, symboliczny kwiatek, rozdanie „materiałów promocyjnych", zaproszenie do dialogu, choćby poprzez Internet i opuszczam gościnne progi szkoły.
Jak zwykle w takich przypadkach nasuwają się pytania o miejsce słowa poetyckiego, czy choćby satyrycznego, w dzisiejszym świecie zdominowanym przez internet, media, reklamy, zalew wszechobecnej informacji, potoku słów, od których na co dzień zwykle oganiamy się jak od uprzykrzonej muchy.
Po raz kolejny przekonuję się, że spotkania takie potrzebne są nie tylko młodzieży, ale i owemu piszącemu, który ma okazję na żywo zobaczyć reakcję odbiorcy na jego tekst.
Współczesnej poezji często stawiany jest zarzut, iż cierpi na skostnienie i hermetyczność.
Marian Załucki – niechętny formule literackiej, która „zmusza do myślenia", powiadał, że po to męczy się autor, aby czytelnik już nie musiał.
Spotkania z młodzieżą, reakcje czytelników utwierdzają mnie zawsze w słuszności owej koncepcji Załuckiego, aby w doborze tematów kierować się bliskością spraw życia współczesnego człowieka i mówić do niego w taki sposób, by być słuchanym i rozumianym.
Aby sprostać temu zadaniu, potrzebny jest kontakt z rzeczywistością.
Swoje myśli przetwarzane „w zaciszu domowym" i przelewane na papier, trzeba poddawać weryfikacji czytelników. Pisanie bez odbiorcy bowiem nie istnieje.
Piszący i czytelnik potrzebują siebie nawzajem, podobnie jak „potrzebuje szafa stolarza i potrzebuje zięcia teściowa."
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?