Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To moja ulica, tu jest mój dom

Alicja Skowrońska
Alicja Skowrońska
Kiedyś była o połowę węższa, ale tęcza unosi się nad nią często.
Kiedyś była o połowę węższa, ale tęcza unosi się nad nią często. Alicja Skowrońska
Zielona Góra to nie tylko starówka i deptak. Oczywista oczywistość. Są jednak najwdzięczniejszym tematem. Mieszkamy jednak w mieście, które ma kilka osiedli, a nawet dzielnice. Niezbyt często o innych rejonach miasta można poczytać. Spojrzałam na swoje okolice, gdzie mieszkam.

Spojrzałam pod kątem artykułu na MM, który piszę. Bo dla mnie jest to najwspanialsza część miasta. Dlaczego? Bo tutaj po prostu mieszkam i zawsze byłam – i nadal jestem – z tego powodu zadowolona. Chociaż aż tak pięknie to może i nie wygląda.
Dlaczego jeszcze?Jakiś czas temu, przez przypadek, znalazłam na portalu MM ten artykuł. Został napisany przez Dorotę Mazanik u zarania MM-ki. ,,Moje przewspaniałe osiedle". O jakim osiedlu pisała Dorota Mazanik? Ano, o jednej z sypialni miejskich, osiedlu Pomorskim.Przedstawiła miejsce gdzie mieszka – mimo zauważanych ułomności – z taką pasją, że aż chce się więcej czytać takich artykułów.
Dlaczego jeszcze?Latem, podczas montażu jednego z bachusików, spotkałam koleżankę, z którą przez lata pracowałam. Przy bachusiku nie zatrzymała się dłużej mimo moich namów. Skwitowała, że śledzi MM-kę i przeczyta co napiszę.
Uderzyła jednak z pretensjami. – O bachusikach wiem wszystko właśnie dzięki MM-ce. Ale dlaczego nie ma o tak dużo o innych rejonach miasta?Bąkałam i wzdychałam. – Właśnie, ludzie się jakoś nie kwapią, a ja nie jestem obsłużyć całej Zielonej Góry.Riposta była natychmiastowa. – To zacznij od swojej Sportowej!
Moja ulica...Najwspanialsza w mieście. Już stara, z pierwszych mieszkańców – że napiszę ,,dorosłych" – żyją jeszcze tylko moja mama i sąsiadka. Mieszka tutaj jeszcze kilka osób, które na początku powstania ulicy, były małymi dziećmi. Dziś na włosach szron. Bo i lat sporo upłynęło. Ponad pół wieku.
Zawsze były drzewa, wiele owocowych. Jeszcze z czasów niemieckich mieszkańców. Kilka jeszcze ostało. Tak stareńkie, że zaczynają mnie przypominać ludzi w bardzo podeszłym wieku. Część ścięto kiedy zaczęto budować garaże. Jedną jabłonkę została ścięta nazajutrz kilka dni temu. W większej części już była uschnięta, ale jeszcze owocowała. Już inaczej patrzę ja zdjęcia z jej ostatnimi jabłuszkami.
Jest dużo garaży. Pamiętam jak budowano pierwsze z cegieł po wysadzonym kominie na gliniance (obecnie w tym miejscu budynek mieszkalny pracowników UZ, obok oczka wodnego).
Jest też stadion, robiliśmy sobie wyścigi po żużlowej bieżni. Bo na murawę jednak baliśmy się wchodzić. Przeganiano nas. Z bieżni zresztą również. Może w ten sposób przepędzono jakiegoś lekkoatletycznego mistrza? Było sporo imprez z czołówką krajową. Najbardziej pamiętam jednak mityng kiedy w skoku o tyczce wygrał junior z Żar. Nazywał się Tadeusz Ślusarski. Nie wiem dlaczego, ale wówczas najbardziej ta konkurencja przyciągnęła moją uwagę. Mimo że pod nosem była skocznia w dal i Grzegorz Cybulski, gdy lądował niemal ją przeskakiwał. Czy też wysoko wzwyż skakała Danuta Konowska.
Niedaleko były glinianki i park z mini zoo. Akurat o tym na MM kilka razy było czy to w formie artykułów czy też komentarzy. Teraz jest Park Poetów. Dla mnie jednak zawsze będą glinianki.
Podobnie jak kiosk warzywny. Od nazwiska pierwszej właścicielki zawsze chodziliśmy do Konderskiej. Nazwa funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Kiosk zmieniał kilka razy asortyment, ale widać przypisany jest do warzyw bo po ciuchach były warzywa, po ciastkach też. Czyli jak Konderska to warzywa. Tam chodziliśmy po kapselki bo przecież rozgrywaliśmy całe lata swoje Wyścigi Pokoju.
Obok sklep spożywczy, czyli pawilon. Od kilku tygodni po liftingu, ale nadal... pawilon.Niestety, nie ma już śladu po graffiti, które było jednym z pierwszych dzieł zielonogórskich plastyków kiedy rozpoczęli legalne (i piękne!) malowanie Zielonej Góry za sprawą Fundacji Bezpieczne Miasto.
Zawsze była też przychodnia lekarska i apteka. W aptece jestem często. Czas zatrzymany. Późny Gomułka, wczesny Gierek. I absolutna rewelacja. Pstryczek-elektryczek jak za dawnych lat. I z napisem – MADE IN POLAND. Taki napis to było coś! Czytało się jak pisało. A jak zagranicznie brzmiało!Mieć cokolwiek z Made in Poland nobilitowało na podwórku. A na podwórku zawsze nas było dużo. Kiedy tato postawił słupy do wieszania prania, odkryliśmy palanta.
W soboty musieliśmy ustępować miejsca na przewijankach. Wracały do roli trzepaków. W niektórych domach mieli dywany. Odgłosy trzepania brzmią jeszcze w moich uszach.
Kilku sąsiadów miało motocykle. Zawsze przy nich coś dłubali. I również gra w karty. Dorośli grali w ,,tysiąca". Latem na podwórku, a zimą w domach. Całe lata obserwowałam graczy, przybywało zapisanych zeszytów i nigdy nie pojęłam na czym to polega. I dlaczego nigdy nie widziałam w zeszycie tego 1000. Mam przed oczami obrazek jak karty lecą na stół i gra się zaczynała od nowa.Dzieci grały w wojnę i chlusta.
Była też harcówka. O niej już kilka razy wspominałam. Powraca do niej życie. Harcerze mali i duzi, niektórzy z maleńkimi pociechami, w soboty i niedziele ciężko pracują nad przywróceniem jej blasku. Jeszcze dużo przed nimi, ale i spory kawałek mają za sobą.
Coś innego było w wakacje. Przyjeżdżały dzieci na kolonie. Najczęściej do SP-7 (obecne LO-7). Kiedyś były z Warszawy. Byliśmy dla nich powietrzem, byli lepsi. A my tak chcieliśmy z nimi rozmawiać bo byli przecież ze stolicy!
Kiedyś też postanowiliśmy zmierzyć jaka jest długa. Krokami otrzymywaliśmy różne liczby, szybko po jakiś 150 już się gubiliśmy. Wzięliśmy miarkę. Bardzo długą.Nowe nici na dużej szpulce. Noc nas już zastała, a my jeszcze nie zmierzyliśmy i musieliśmy wracać do domów. A nici nie dość, że nie chciały się z powrotem ładnie nawinąć to jeszcze były brudne. Trzeba też trafu, że to brat Andrzej i ja wzięliśmy nasze nici, a mama chciała coś szyć.. Ze względu na późną porę nie mieliśmy szans, żeby czmychnąć na podwórko. No cóż, było gorąco...
Sama szkoła z zewnątrz niewiele się zmieniła. Otoczenie owszem. Przede wszystkim jest Dom Harcerza, od niedawna skwer nazwa się Placem Korczakowców.Pomnik Starego Doktora odsłonięto 15 września 1979 r. Korczakowcy pamiętają o swoim patronie. Kwiaty i lampki przy pomniku są zawsze.
Dom Harcerza i szkoła oraz sklep i apteka. Czyli Plac Korczakowców i ulica Stanisława Wyspiańskiego oraz ulice Ludwika Zamenhofa i Wazów. Łączy je ulica Dzika. Niemal codziennie na niej jestem. Nawet się zdziwiłam, że nie mam właściwie możliwości ją ominąć. Czyli ulica Dzika też jest ważna. Niemal dokonałam odkrycia.
Czas zatrzymany i idący do przodu. Maleńki fragment mojego miasta. Miejsce, które jest dla mnie wszystkim. Tutaj mieszkam.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto