Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Toksyczna bezczynność ratusza. Przerażający raport NIK o skażonych ziemiach w Warszawie

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Łukasz Gdak / zdjęcie ilustracyjne
Władze Warszawy przez lata ignorowały problem poprzemysłowych bomb ekologicznych. Okresowe badania jakości gleby i ziemi nie były wykonywane od 2003 r. w 13 z 18 dzielnic - wynika z raportu NIK na temat usuwania historycznych zanieczyszczeń gleby. Co jeszcze znajduje się w miażdżącym dla urzędników dokumencie? Poniżej dalsza część artykułu.

W Polsce przez lata organy administracji publicznej wszystkich szczebli ignorowały problem tzw. bomb ekologicznych, czyli skażonych chemicznie gruntów, na terenach poprzemysłowych. System ich identyfikacji i neutralizacji właściwie nie funkcjonował.

W efekcie zaniedbań, na skażonych terenach powstało wiele osiedli mieszkaniowych i gmachów użyteczności publicznej. Co gorsza, prace budowlane powodowały dalszą emisję zanieczyszczeń do gruntów i wód, stanowiąc zagrożenie dla zdrowia ludzi - tę miażdżącą cenzurkę wystawiają urzędnikom autorzy raportu Najwyższej Izby Kontroli pt. "Działania organów administracji publicznej w zakresie usuwania historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi". W dokumencie szczególnie mocno "obrywają" władze Warszawy i jej poszczególnych dzielnic. Zarzuty kontrolerów NIK są mocne.

Lata zaniedbań

Obowiązek prowadzenia okresowych badań jakości gleby i ziemi, wynikający z Prawa ochrony środowiska, realizowany był do grudnia 2008 r. przez Prezydenta m.st. Warszawy, w imieniu którego działało Biuro Ochrony Środowiska w Urzędzie m.st. Warszawy. Potem Prezydent m. st. Warszawy scedował ten obowiązek na dzielnice. Tyle teorii. W praktyce, jak wykazują kontrolerzy NIK, okresowe badania jakości gleby i ziemi nie były wykonywane od 2003 r. w 13 z 18 dzielnic Warszawy. Obowiązku nie dopełniono w dzielnicach Żoliborz, Śródmieście, Białołęka, Praga-Północ, Praga-Południe, Ursynów, Bemowo, Rembertów, Ursus, Wilanów, Wesoła, Ochota i Wawer. Przy czym nawet jeśli takowe badania prowadzono, to czyniono to niedokładnie. Na przykład na Woli przebadano 23 miejsca i to jedynie na terenach należących do miasta (44 proc. powierzchni dzielnicy). Działek będących w posiadaniu podmiotów prywatnych w ogóle nie przebadano.

- Mam wielką satysfakcję, że Izba podjęła tak szeroko zakrojone działania - mówi nam Aneta Skubida, wolska niezrzeszona radna, od kilku lat nagłaśnia problem zanieczyszczeń historycznych na terenie Warszawy. Ogólnopolska kontrola NIK w sprawie to efekt jej zabiegów. - Niestety potwierdziły się moje spostrzeżenia. Z raportu wynika, że system ochrony przed zanieczyszczeniami historycznymi gruntów w ogóle nie istnieje. Na tym odcinku mamy "państwo z dykty". Miejmy nadzieję, że rząd uzupełni wszelkie regulacje prawne w tym zakresie, a napiętnowane w dokumencie urzędy nareszcie wezmą się do pracy - dodaje.

Co więcej, burmistrzowie dzielnic mają prawo występować do prywatnych właścicieli działek o udzielenie informacji o potencjalnych historycznych zanieczyszczeniach powierzchni ziemi. Jednak nie korzystają z niego prawie w ogóle. W ostatnich latach na 18 burmistrzów tylko dwóch wystąpiło z takimi wnioskami. Jak te zaniechania wyjaśniano w urzędach dzielnic? Różnie. Najbardziej przeraża, że tłumaczono się „chęcią uniknięcia kosztów remediacji”, czyli usunięcia zanieczyszczeń z powierzchni ziemi.

W świetle takich zaniedbań nie dziwi, że w Warszawie stwierdzono przypadki lokalizacji inwestycji na terenach potencjalnie historycznie zanieczyszczonych lub na terenach skażonych. Kontrolerzy NIK wskazali dwa przypadki prowadzenia inwestycji na terenach zanieczyszczonych, podczas gdy w urzędach posiadano wiedzę o występująch tam skażeniach powierzchni ziemi. Przed rozpoczęciem prac budowlanych, nie przeprowadzono tam remediacji, pomimo takiej konieczności. Chodzi tutaj o głośny przypadek budowy osiedla Wola Libre przy ul. Obozowej 20 z 2016 roku, a także o inwestycję mieszkaniową na ulicy Klasyków (wcześniej na tych terenach znajdowały się zakłady Pollena-Aroma; ziemia była skażona substancjami petropochodnymi, a mimo to przed rozpoczęciem prac budowlanych nie przeprowadzono remediacji). W czasie prac budowlanych w tej pierwszej lokalizacji, wykryto takie niebezpieczne dla zdrowia substancje jak chloronaftalen, kreol, chlorofenol czy toluen. Kontakt z nimi może wywoływać silne zatrucia, zaburzenia układu krwionośnego i sprzyja rozwojowi nowotworów.

Zresztą pozwolenia na budowę osiedli mieszkaniowych, dla działek ujętych w wykazie potencjalnych historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi, wydawano często. Na samej Woli w latach 2015-2018 odnotowano pięć takich przypadków.

- Mimo skandali z 2016 r. Urząd Dzielnicy Wola wciąż chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z zagrożenia jakie niosą zanieczyszczenia historyczne gruntów - opowiada Skubida. - Niedawno przy ul. Ciołka 20 powstał nowy żłobek. Przed rozpoczęciem prac budowlanych, musiałam dosłownie co sesję przypominać o konieczności przeprowadzenia badań gruntu, ponieważ wcześniej na tym terenie znajdowała się fabryka produkująca m. in. kineskopy i żarówki. Po kilku moich interwencjach, teren przebadano. Okazało się, że jest czysty. Jednak biorąc pod uwagę brak kontroli podmiotów publicznych, choćby nawet tylko wyrywkowych, nad podmiotami prywatnymi, prowadzącymi takie prace, trudno mówić o 100% pewności.

Winą za wieloletnie zaniedbania w kwestii badania historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi w stolicy kontrolerzy NIK obarczają warszawski ratusz. Zaznaczają, że chociaż scedował on ten obowiązek na dzielnice, to zupełnie nie kontrolował, czy był on wykonywany. W efekcie do końca 2018, gdy zakończyła się kontrola NIK, aż w trzech dzielnicach nie zostały wyznaczone cele i nie planowano działań, służących realizacji zadań dotyczących potencjalnych zanieczyszczeń powierzchni ziemi.

- Tu nie chodzi tylko o brak kontroli zarządczej warszawskiego ratusza nad działaniami dzielnic. Trzeba poprawić funkcjonowanie systemu ochrony środowiska na podstawowym poziomie - twierdzi radna. - Często badania gruntów, wykonywane na zlecenie inwestora przez prywatne firmy, są nierzetelnie. Oczywiście nikt tego wyrywkowo nie kontroluje. Tak samo jak nikt nie bada, czy remediacja skażonego gruntu została wykonana prawidłowo, tzn. czy rzeczywiście całą zanieczyszczoną ziemię usunięto. Często Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska po prostu "przyklepują" dokumentację przedstawioną przez inwestora, w ogóle tego nie weryfikując w terenie. To jakaś paranoja!

Cała ta kwestia ciągle pozostaje gdzieś w cieniu, ponieważ zarówno urzędnicy, jak i mieszkańcy nie są świadomi powagi tego ekologicznego problemu. To się nawzajem "nakręca". Na przykład mieszkańcy nie są informowani, że mogą i powinni grunty potencjalne zanieczyszczone historyczne zgłaszać - uważa Skubida - Zdecydowanie konieczna jest szersza kampania informacyjna na ten temat.

W uzupełnieniu
W reakcji na naszą publikację firma BPI Polska poinformowała nas, że proces naprawczej remediacji gruntu w inwestycji Wola Libre przy ul. Obozowej 20 zakończył się pomyślnie we wrześniu 2016 r.

CZYTAJ TAKŻE: Skażone grunty na Woli. Czy jest bezpiecznie? „Nie mogę tak odpowiedzieć”

Skażone grunty na Woli. Czy jest bezpiecznie? „Nie mogę im tak odpowiedzieć”

Skażone grunty na Woli. Czy jest bezpiecznie? „Nie mogę tak ...

Skażone grunty na Woli - prokuratura wszczęła śledztwo. "Sprawa dotyczy zagrożenia życia"

Skażone grunty na Woli - prokuratura wszczęła śledztwo. "Spr...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto