Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Truskawkowa demokracja samorządowa

mentos88
mentos88
Czyżby obecne wydarzenia zapowiadały zmierzch władzy w "Mieście wschodzącego słońca"?
Czyżby obecne wydarzenia zapowiadały zmierzch władzy w "Mieście wschodzącego słońca"? K. Rutkowski
Ostatnie wydarzenia w stolicy Podlaskiego pokazują, że informacje odnośnie samorządu wpajane nam na lekcjach WOS można w naszym mieście traktować jako czystą teorię. Czyżby ptaszki na stołkach zaczęły obrastać w piórka?

Pamiętam dokładnie ostatnią kampanię wyborczą przed wyborami samorządowymi. Co więcej – nawet aktywnie brałem w niej udział – z czego bynajmniej dumny nie jestem. Na ankiety, obietnice, setki billboardów i niekwestionowane zwycięstwo najwyższego szczeblem urzędnika w gmachu przy ulicy Słonimskiej patrzę dziś z ironicznym uśmiechem.
 Szkoda mi nie tylko straconego czasu, ale też kilku młodych ludzi, którzy o zasadach gry dowiedzieli się dopiero po założeniu klubowych strojów i wyjściu na murawę. Szatnię opuszczali pełni entuzjazmu, z nadzieją, że będą mogli się wykazać. Okazało się jednak, że trener traktuje swoich ludzi jak piłkarzyki w grze na konsolę – sterując nimi za pomocą joysticka z przyciskiem „dyscyplina partyjna". 
 Pominę już fakt, że na jeden z tegorocznych sesji Rady Miejskiej jednocześnie podniesiono ceny biletów komunikacji miejskiej i kart parkingowych, a następnie przeznaczono 2 mln zł na imprezę, którą krytykuje blisko połowa mieszkańców miasta.
Druga połowa dopiero wyrabia sobie na jej temat opinię, bo wcześniej nie dane było jej słyszeć o wspaniałym festiwalu za miejskie pieniądze. Nie obeszło się i tutaj bez pomocy „joysticka" – kiedy niektórzy chcieli wypowiedzieć swoje veto. Cudem uchowało się przy tym kilka szkół średnich.
Miasto bardzo chętnie pozbywa się kłopotliwych w ich mniemaniu zobowiązań finansowych, jednocześnie wciąż napędzając mechanizm biurokracji. Czy takiego Białegostoku chcieliśmy?
Czy chcieliśmy żyć w mieście, którego aktywni mieszkańcy zrzeszeni w organizacjach pozarządowych z pozycji partnerów zostali zepchnięci do roli kłopotliwych petentów?  Tak ma wyglądać "pomost" łączący Wschód z Zachodem? Chyba nie bardzo...
Wielu z mieszkańców Białegostoku a nie zdaje sobie sprawy z zaistniałej sytuacji, dotyczącej kamienicy na rogu ul. Krakowskiej i św. Rocha.
Nieruchomość ta została przekazana przez namiestnika miłościwie nam panującego premiera w ręce włodarzy miejskich, by ci przygotowali je pod nową siedzibę Centrum Współpracy Organizacji Pozarządowych. Jednak po 3 latach od tamtych wydarzeń włodarze ci stwierdzili, że realia się zmieniły – i budynek ten obsadzą swoimi urzędnikami. By jednak danemu kiedyś słowu choć trochę stało się zadość, organizacjom pozarządowym łaskawie udostępnione zostanie... poddasze. 
 O ile zwyczajem jest niedotrzymywanie obietnic przedwyborczych, o tyle zagranie ze starym szpitalem jest po prostu hipokryzją. Najbardziej boli fakt, że głównym bohaterem zaistniałej sytuacji jest człowiek, któremu białostoczanie dotychczas bezgranicznie ufali (co pokazują wyniki ostatnich wyborów). Nie lubię grzebać w życiorysach i drzewach genealogicznych, ale czy tak postępuje spadkobierca tradycji szlacheckich i uniwersytecki autorytet naukowy? 
 Podlaskie NGO-sy – z czym to się je? 
Obiektywy aparatów i kamer zazwyczaj zwracają się w kierunku bankietów, inwestycji miejskich, remontów bądź pomysłów przywiezionych z dalekich podróży Prezydenta.
W przypadku tych ostatnich jestem dość sceptyczny. 
Pierwszy z brzegu przykład to tablica powitalna umieszczona w pasie zieleni przy alei Jana Pawła II. Jest to jedno z rozwiązań przywiezione z zagranicznych wojaży. Chociaż przejeżdżam tamtędy kilka razy dziennie – nie wiem jaka jest jej treść.
Czy ktokolwiek w ogóle zwraca na nią uwagę? Inwestorów i nowych miejsc pracy też nie widzę, a jako świeżo upieczony magister rozeznanie na rynku pracy mam dość dobre. 
 Wróćmy jednak do sedna sprawy. Wielu z nas nie do końca wie czym zajmują się białostockie NGO-sy. Dzieje się tak po części dlatego, że media lokalne nie poświęcają im zbyt wiele uwagi. Wielka szkoda, bo instytucje te składają się ludzi, którzy kształtują życie w Białymstoku. Są to nie tylko organizatorzy wydarzeń kulturalnych, o których piszę dość często, ale także społecznicy aktywizujący bezrobotnych czy niepełnosprawnych. O pozostałych przedsięwzięciach można długo by opowiadać.
Członkowie organizacji pozarządowych, (a właściwie wolontariusze) poświęcają swój czas, energię i potencjał na działanie tam, gdzie oficjalne instytucje, samorządowe, nie bardzo sobie radzą. Nie jest to łatwe – wymaga wiele cierpliwości, nerwów i zaangażowania. Działalność społeczna i wolontariat to przecież codzienne zmaganie się z własnymi słabościami, walka o wygospodarowanie dodatkowego czasu i pieniędzy, ciągłe przekonywanie otoczenia do swoich racji, pozyskiwanie darczyńców i sponsorów. Nikt nie zaprzeczy, że NGO to grupy bardzo aktywne, które cały czas się rozwijają. 
Może właśnie to nie podoba się naszym włodarzom? Im bardziej aktywni obywatele, tym większy ich udział w demokracji, a od tego już tylko krok do społecznej kontroli nad aparatem władzy. 
I nie mam tu na myśli powoływania obywatelskiego CBA, czy CBŚ. Idea samorządności opiera się na współpracy władz lokalnych i obywateli, którzy biorą czynny udział w życiu społecznym. Niestety jak pokazuje przykład Białegostoku - "władza nie lubi konkurencji".
 Uboczne skutki życia na poddaszu
Dając NGO-som kąt na strychu, władza pokazuje gdzie ich miejsce. Jak będą podskakiwać to w czasie srogiej podlaskiej zimy czeka ich tam temperatura o kilka stopni niższa niż w biurach urzędników na niższych kondygnacjach. Oficjalnie ogłosi się, że to skutki uboczne walki z mroźnym żywiołem – i na więcej ciepła w kaloryferach miasta nie stać.
Rzecz w tym, że walka z zimą pochłonie środki, które można by przeznaczyć na festiwal ze światowej sławy gwiazdami. Nacisk na „światową klasę" będzie rzecz jasna położony w każdej informacji prasowej. Gdzie wtedy będą się bawić nasze VIP-y? Na pewno stanowi to dla miasta większy problem niż możliwość udostępnienia infrastruktury grupom, które wyręczą urzędników w wielu zadaniach. A przy tym zorganizują je skuteczniej, taniej i nowocześniej niż administracja.
Jak pokazuje przykład Białegostoku, dojrzała współpraca trzeciego sektora i samorządu lokalnego istnieje tylko na papierze. Co na to nasz najważniejszy reprezentant? On ma swoją opinię i trudno go przekonać, że społeczeństwo uważa coś innego. 
 A co zostaje nam? Pokazać żółtą kartkę, przypominając władzom, że kolejny taki kartonik będzie oznaczał zejście z boiska? Czy może zacytować słowa innego dobrze znanego nam szlachcica; "Kończ Waść! Wstydu oszczędź." 
autor: Karol Rutkowski 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto